Rozdział 26

30 2 0
                                    

Sierpień 1980

Lily wróciła do Doliny Godryka po tygodniu spędzonym w Mungu. Cieszyła się na myśl, że będzie mogła spędzać czas w ciszy tylko z mężem i synkiem. To, co zastała w domu, było jednak jeszcze lepsze – wszyscy przyjaciele czekali na nią z otwartymi ramionami i szerokimi uśmiechami. Jako pierwsza objęła ją Amelia.

– Witaj w domu, Lily – powiedziała. – Jak się czujesz?

– Odkąd was widzę, coraz lepiej. James! – krzyknęła, odwracając się do męża. – Pokażesz nasz skarb?

Do tej pory nikt nie widział najmłodszego Pottera. Odwiedzanie Lily w szpitalu było zbyt niebezpieczne – budynek z pewnością był obserwowany przez śmierciożerców. Szczególnie, że przebywały w nim DWIE członkinie Zakonu Feniksa. Alicja Longbottom też urodziła synka, zaledwie dzień wcześniej niż Lily.

James wszedł do domu, trzymając w ręku nosidełko. Odsłonił kocyk i ukazał przyjaciołom śpiącego noworodka. Był drobniutki, z kępką czarnych włosów na główce.

– Moi drodzy, przedstawiam wam Harry'ego Jamesa Pottera.

– No nieee! – jęknął Syriusz. – Liczyłem na to, że będzie rudy!

Remus z trudem stłumił śmiech. Nie chciał przypadkiem obudzić młodego Pottera. Prawdę powiedziawszy, nie czuł się komfortowo w towarzystwie takiego maleństwa. Nie ufał swoim odruchom i poczuciu siły. Mógłby przez przypadek skrzywdzić maleństwo. Nie, lepiej, żeby nie zbliżał się do dziecka.

Nie zostali u Potterów długo. Remus chciał wrócić do domu w miarę wcześnie, żeby zdążyć odpocząć przed pracą. Następnego dnia miał stawić się w księgarni przed siódmą, żeby rozpakować dostawę. Chciał móc położyć się jak najwcześniej.

– Rem, co się z tobą tam działo? – zapytała Ami, gdy szli spacerem przez Dolinę Godryka.

– Ze mną? Nic – odpowiedział, jak gdyby nie rozumiał jej pytania. – Wydawało ci się, ma chérie.

– Nie kręć, znam cię. Krążyłeś wokół Harry'ego, jakby wokół niego była jakaś tarcza. Co się działo?

Remus spuścił wzrok i mocniej zacisnął palce na dłoni żony. Kopnął leżący na jego drodze kamień. Bał się, co Ami o nim pomyśli, gdy powie na głos swoje myśli.

– Skarbie?

– Ja po prostu... Znasz mnie. Wiesz, kim jestem. Nie chciałem... nie chciałem zrobić mu krzywdy. Nie darowałbym sobie, gdyby cokolwiek mu się stało.

Amelia zatrzymała się i przyciągnęła męża do siebie. Położyła dłonie na jego policzkach, zmuszając go, by spojrzał jej w oczy. W zazwyczaj ciepłych źrenicach dojrzała niepokój.

– Nie zaczynaj znowu – poprosiła. – Już rozmawialiśmy kiedyś o tej kwestii. Rem, nikomu nie zrobisz krzywdy. Do niego też będziesz bać się zbliżać?

Chwyciła jego dłonie i przyłożyła je do swojego brzucha. Czuła, jak jego palce powoli rozszerzają się, obejmując wypukłość. Remus zadrżał cały, a w jego oczach pojawiły się łzy.

– Tak – szepnął z bólem. – Tak, boję się. Boję się, że zrobię mu krzywdę. Że już zrobiłem. A co, jeżeli będzie takie jak ja?

– Nie będzie. Wiem to. Nie martw się. Wiesz, że szanse na to są nikłe. Czytałeś to tomiszcze, które zostawił tata. Sam mi je tłumaczyłeś. Właściwie niemożliwe jest, żeby dziecko odziedziczyło likantropię po ojcu. To się dziedziczy tylko po MATCE, Rem.

– I mówiłem ci też, na jakiej grupie to badano. Statystyka to głupota, Ami. Popatrz choćby na Rejestr. Ile tam mają spisanych wilkołaków, a ile jest w rzeczywistości? Nie chcę powierzać naszej przyszłości głupiej statystyce.

RóżyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz