Rozdział 11

31 3 0
                                    

Luty 1981

Gdy Potterowie weszli do domu, wszędzie panowała przeraźliwa cisza. Aż niepokojąca.

– Poczekaj tu – poradził James, wyciągając różdżkę.

– Chyba żartujesz.

Lily wepchnęła się przed męża i weszła do salonu. Od razu opuściła różdżkę i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Ruchem dłoni przywołała męża.

Na rozłożonej kanapie leżał pogrążony w głębokim śnie Remus. Po jego obu stronach leżały dzieci – Harry i Rose, śpiący równie mocno, jak ich opiekun. Lily podeszła do nich i wyciągnęła ręce po Harry'ego. Nie zdołała go dotknąć, bo dłoń Lupina zacisnęła się na jej nadgarstku. Przyjaciel otworzył oczy i rozluźnił uścisk, gdy zorientował się, z kim ma do czynienia.

– Cześć, Lily – mruknął, zamykając oczy. – Daj mi jeszcze pięć minut i będę się zbierał.

– Jeżeli chcesz, to zostańcie.

– Nie, muszę wracać. Pewnie ojciec się martwi.

Podniósł się do pozycji siedzącej i spuścił nogi z kanapy. Wsunął stopy w buty. Przesunął dłonie po twarzy, żeby się rozbudzić.

– Dzięki, Luniek – powiedział James, wyciągając rękę w stronę Lupina.

– Wiesz, że zawsze zaopiekuję się Harrym. Po prostu... wszyscy trochę przysnęliśmy – przyznał z zakłopotaniem, na co Potter roześmiał się.

– Żałuję, że nie zdążyłem zrobić wam zdjęcia. Łapa chyba by padł ze śmiechu.

Remus pokręcił głową z rozbawieniem. Przeszedł się po pokoju, zbierając rzeczy swoje i Rosie.

Lily zdążyła wrócić i wziąć Rose na ręce. Małej nie przeszkodziło to w drzemce. Poczekała przy drzwiach, aż Lupin zbierze się do wyjścia. Wychyliła się za nim na zewnątrz.

– Naprawdę, dziękuję – powiedziała. – To dużo dla nas znaczy.

– Lily, zawsze możecie mnie zawołać, jeżeli... – urwał, gdy doleciał do niego powiew wiatru. Wciągnął powietrze i poczuł, jak wszystkie włosy stają mu dęba.

– Remus, co się dzieje?

– Wejdź z Rose do środka i zaryglujcie dobrze drzwi. Wezwijcie Syriusza... A jeżeli nie wrócę za pół godziny, to mojego ojca. Powiedz mu, że ON wrócił.

Lily zmarszczyła brwi i objęła mocniej śpiącą dziewczynkę. Powiodła przerażonym wzrokiem po okolicy.

– Na Merlina, Lily, idź! – warknął Remus, popychając przyjaciółkę w stronę drzwi.

Odczekał, aż usłyszy z drugiej strony inkantacje zaklęć ochronnych. Dopiero wtedy zacisnął dłoń na różdżce i ruszył w stronę lasu. Starał się oddychać jak najgłębiej, wychwytując jak najwięcej cząsteczek zapachowych. Zagłębił się w las na ponad dwieście metrów, gdy ponownie wychwycił niepokojący zapach. Było już jednak za późno.

Poczuł szarpnięcie od tyłu. Poleciał na drzewo, do którego w ułamku sekundy został dociśnięty. Siła uderzenia wytrąciła mu różdżkę z ręki. Dotarł do niego mocny, niemal zwierzęcy zapach drugiego wilkołaka. Nieludzko długie pazury zacisnęły się na jego szyi.

– Proszę, proszę – wycedził napastnik, przesuwając pazurem po policzku Remusa. – Tak myślałem, że to ciebie wyczułem.

– Czego chcesz, Greyback? – warknął Lupin, próbując się wyrwać, ale starszy wilkołak okazał się zbyt silny.

RóżyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz