Rozdział 17

32 3 0
                                    

Marzec 1981

– CO ZA SUCZ! – krzyknął Syriusz tak głośno, że leżąca nieopodal Rosie zaczęła płakać ze strachu.

Remus zgromił przyjaciela spojrzeniem, po czym wziął córkę na ręce. Zaczął ją kołysać, mając nadzieję, że dzięki temu mała się uspokoi. Zastanawiał się, jak długo będzie mu to jeszcze dane i co będzie z Rose, gdy Ministerstwo się z nim rozprawi.

– Krzykami niczego nie załatwimy – uświadomiła Blackowi Lily. – Przecież... James jest naocznym świadkiem, jeżeli będzie trzeba, wszystko powie jeszcze raz. Syriusz, ty tak samo. Byłeś tam pierwszy, jeszcze przed aurorami.

Black spuścił wzrok. Był, owszem, był. Tamten widok wciąż śnił mu się po nocach. Ami niemal rozerwana na strzępy... James umierający w śniegu.

– Czekajcie – powiedział wyraźnie zamyślony Peter. – Remus, czy ty wtedy nie byłeś u Dumbledore'a? Pamiętam, że mówiłeś wcześniej, że zaprosił cię po coś.

– Nie wiem. Pete, naprawdę nie pamiętam, co się wtedy działo. Tamten dzień... to był jakiś koszmar. Koszmar, który musiałem wyprzeć ze swojej świadomości. Jeżeli chcecie, piszcie do Dumbledore'a, ale ja wysiadam.

– Nie wygłupiaj się! – krzyknął James. – Dasz się ot tak wrobić?

Lupin spojrzał na niego. Co miał mu powiedzieć? Że nie miał siły już walczyć? Że ledwo stanął na nogi, a życie rzuciło mu pod nogi kolejną, być może zabójczą, kłodę?

– Myślisz, że będą szukać śmierciożercy, gdy mają pod ręką idealnego podejrzanego? – zapytał.

– Nie jesteś mordercą – odpowiedział James.

– Ale mogę być. Co miesiąc. Merlinie, naprawdę mało brakowało, bym rzeczywiście się nim stał!

Rose poruszyła się niespokojnie, wyczuwając złość ojca. Remus przytulił ją mocniej i delikatnie pogłaskał po czuprynce. Wiedział, że nie powinien trzymać dziecka, gdy był w takim stanie. Wiedział też, że chyba by zwariował, gdyby nie miał teraz córki przy sobie. Rosie była jego kotwicą, jedynym powodem, dla którego jeszcze nie wybuchł.

James i Syriusz spojrzeli po sobie, trudem kryjąc poczucie winy. Wiedzieli, o czym mówił ich przyjaciel. Głupi błąd z szóstego roku, który mógł kosztować życie przynajmniej dwie osoby.

– Czym innym jest przemiana, a czym innym oskarżenie o świadome zamordowanie żony – zauważył Potter. – Kim trzeba być, żeby zrobić coś takiego?

– Potworem – odpowiedział mu Remus. – Za takiego mnie uważają. To prawdziwy cud, że przyszedł Sturgis z ostrzeżeniem, a nie ktoś z cywilnego, żeby odebrać mi Rose. Spodziewałem się po Margaret wiele, ale nie tego... A teraz, skoro dowiedziała się, kim jestem, na pewno nie odpuści.

– Nie pozwolimy jej zabrać Rose! – zapewnił go gorąco Peter. Spłoszył się własnym zapałem i rozejrzał z zakłopotaniem. – Nie pozwolimy, prawda?

Remus już tego nie słuchał. Czuł ogarniające go mdłości. Bał się. Potwornie się bał. Myślał, że to już za nim. Że skoro raz zamknięto śledztwo, więcej nie wrócą do tej sprawy. Bo i po co? Syriusz i James złożyli zeznania, Szalonooki potwierdził ich wersję... wyglądało na to, że wszystko będzie dobrze. A jednak nie.

– Luniek, jeszcze jutro pojadę do Ministerstwa i złożę ponowne zeznanie – powiedział poważnie James. – Muszą skończyć z tą paranoją. Na własne oczy widziałem tam Voldemorta.

Lupin nie odpowiedział. Nie wiedział jak. Nie wierzył, że zeznanie Pottera coś da. W końcu już raz je składał. Tak samo Syriusz. Sam też je składał, chociaż wiedział, jak mało było warte. I nic. Wystarczyło głupie oskarżenie wściekłej teściowej i wszystko wróciło.

RóżyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz