Lipiec 1980
Remus przy pomocy różdżki kontrolował pędzel, który ostatnimi maźnięciami kończył malowanie małego pokoju. Był trochę zawiedziony – liczył na to, że skończy remont pokoiku wcześniej, ale, w sumie, czy musiał się spieszyć? Do nadejścia lokatora tego pomieszczenia zostało jeszcze kilka miesięcy. Miał mnóstwo czasu na przygotowanie wszystkiego.
Pędzel opadł do przygotowanej miski, a Remus z zadowoleniem rozejrzał się. Musiał przyznać, że razem z Ami odwalili kawał świetnej roboty (chociaż nigdy by jej nie powiedział, że pomalowała krzywo i musiał po niej poprawiać). Teraz wystarczyło poczekać, aż wszystko wyschnie i będzie mógł myśleć o meblowaniu pomieszczenia... A może by tak wymienił najpierw panele na podłodze? Obecne pamiętały jeszcze ślub jego rodziców i były pokryte kurzem, a w nielicznych miejscach zachlapane farbą. Nie były to zabrudzenia, z którymi nie poradziłaby sobie magia, ale chciał dać swojemu dziecku to, co najlepsze. Tylko czy było go na to stać?
Przypomniała mu się jedna rzecz. Coś, co zostawił ojciec tuż przed wyjazdem. Wyszedł z pokoiku i ruszył do sypialni.
– Gdzie tak biegniesz? – zapytała Ami, gdy przechodził obok niej. Sama leżała na boku na kanapie i czytała jakąś kobiecą gazetkę.
– Muszę coś sprawdzić.
Wszedł do sypialni i sięgnął po jedną z książek. Różniła się od innych, które stały na półkach. Miała większy format i pokrywała ją czarna oprawa, na której widniały srebrne litery:
Tomer Lanvin
L'Origine, l'évolution et les résultats de la reserche sur les loups-garous
„Początek, rozwój i wyniki badań nad wilkołakami". Dzieło życia profesora Lanvina, który zęby zjadł na badaniach nad likantropią. Sam profesor nie żył już od kilku lat, ale do tej pory nikt nie zdołał osiągnąć więcej od niego. Remus znał jego historię i wiedział, co sprawiło, że ten podjął tak nietypowy temat. Lanvin „wszedł" w wilkołaczy świat tak samo, jak przed piętnastoma laty Reynard. Różnica była taka, że Rey miał syna, a Lanvin dwie córki: Madeleine i Anne-Marie, która był zbyt młoda, by przeżyć ugryzienie.
Remus otworzył księgę i wyjął z niej zamkniętą kopertę, podpisaną lekko skrzywionym pismem ojca. Dla mojego wnuka. Uśmiechnął się pod nosem. Nie chciał, żeby Reynard zostawiał mu jakiekolwiek pieniądze. Był dorosły, żonaty, wkrótce miał mieć dziecko. Nie potrzebował i nie chciał, by ojciec dokładał mu się do czegokolwiek.
– Co to jest? – spytała Ami, zaglądając mu przez ramię.
– Tata nam to zostawił. W razie, gdyby zabrakło nam gotówki.
Nie potrafił ukryć rozgoryczenia w głosie. Nienawidził, jak udowadniano mu, że nie jest w stanie utrzymać własnej rodziny.
– To miłe z jego strony – zauważyła Ami, ignorując niezadowolenie męża. Była już do tego przyzwyczajona. – Rem, tata chce dobrze. To normalne, że dziadkowie chcą coś sprezentować wnukom. Chyba lepsze to niż jakieś bezużyteczne zabawki. Co chcesz zrobić?
– Myślałem o nowej podłodze w pokoiku. Ta obecna jest starsza ode mnie. Ale... wiesz, jak jest. Trochę krucho się ostatnio robi z moją pensją – przypomniał z goryczą.
Wydatki związane z ciążą – potrzebne badania, eliksiry i witaminy mocno nadszarpnęły ich domowy budżet. Gdy nałożyły się na remont, wydatki zrobiły się zbyt duże. Remus starał się pracować więcej, coraz częściej zostawał w pracy po godzinach, ale ograniczała go działalność w Zakonie i potrzeby Ami. Czuł, że powoli przestaje panować nad sytuacją.
CZYTASZ
Różyczka
FanfictionWojna z Voldemortem osiągnęła apogeum. Co dzień giną ludzie. Co dzień do młodych czarodziejów docierają coraz gorsze wieści. Jednym z nich jest Remus Lupin. Próbując pozbierać się po stracie, stara się ze wszystkich sił działać jak należy. Los jedna...