Rozdział 28

38 3 0
                                    

Sierpień 1980

Peter rozejrzał się nerwowo, aby upewnić się, że nikt go nie śledzi. Drżące ze zdenerwowania dłonie wepchnął w kieszenie spodni i zacisnął prawą rękę na różdżce. Zastanawiał się, czy na pewno dobrze robi. Czy na pewno chce to zrobić. Ale przecież musiał. Jak inaczej miałby chronić tych, na których mu zależało?

Gdy dwa miesiące temu po raz pierwszy przyszedł do niego Rabastan Lestrange, Peter o mało nie dostał zawału. Był pewny, że już po nim. Że go zabiją, tak jak zabili Beniego Fenwicka. Ale nie. Lestrange nie przyszedł do zgładzić, tylko zaproponować coś, czego Peter nigdy by się nie spodziewał. Miejsce w ich szeregach.

Z początku Pettigrew struchlał. To było dla niego nie do pomyślenia. Jak to? On? On, który nawet nie wiedział, jaki ma status krwi? Rabastana to nie interesowało. Przekonywał, że dostrzegli w Peterze potencjał, którego nie ma żaden z jego przyjaciół. Chłopak musiał przyznać, że mile połechtało to jego ego. Szczególnie po ostatnim odrzuceniu.

Traf chciał, że Lestrange przyszedł do niego dzień po tym, jak odepchnęła go Ami. Był głupi, wiedział o tym. Przez tyle lat ukrywał swoje uczucia, udawał dobrego przyjaciela, kochał ją z daleka. Była dla niego niczym obraz – podziwiał ją, przyglądał się, ale nie dotykał. Wiedział, że to jeszcze nie czas. Przez ostatnie lata szkoły zastanawiał się, jak w naturalny sposób się do niej zbliżyć. Ćwiczył z nią, gdy tylko mógł. Nie raz i nie dwa zagadywał ją w bibliotece, pisał wypracowania obok niej. A ona nie reagowała. Nigdy nie dała po sobie poznać, że czuje do niego coś więcej niż sympatię.

Peter wciąż pamiętał koniec szkoły. Wszyscy cieszyli się i wiwatowali, a jemu łamało się serce. Domyślał się, że już nigdy tego nie zobaczy tej uroczej Krukonki, która budziła w nim tak intensywne uczucia. Przez trzy miesiące bił się z własnymi myślami, czy do niej napisać. Nie odważył się.

A potem zobaczył ją na zebraniu Zakonu Feniksa. Myślał, że serce z radości wyskoczy mu z piersi. Odnalazła go. Był pewien, że nigdy się już nie spotkają, a ona sama do niego przyszła. Nie zwracała na niego większej uwagi, ale dlaczego to miałoby go obchodzić? Była. Była tuż obok i wyglądała jeszcze piękniej niż w szkole.

Rzecz jasna, ani razu nie dał jej do zrozumienia, że ją kocha. Miał poczucie, że to obdarłoby ją z całego mistycyzmu i uroku. Wolał obserwować ją z daleka, łudząc się, że kiedyś sama zrozumie, że są sobie przeznaczeni. Bo przecież byli! Cóż innego mogło to być, jeżeli nie przeznaczenie? Kochał ją od tak długiego czasu, to musiało coś znaczyć. Był tego tak pewny, jak tego, że słońce stoi na niebie. Był tego tak pewny, że nawet nie zauważył, jak Amelia zaczyna zbliżać się do kogoś innego. Gdy po raz pierwszy zobaczył ją w ramionach Remusa, poczuł się, jakby ktoś zgniótł mu serce.

Pettigrew nie ukrywał sam przed sobą, że miał problem z Remusem. Na początku było inaczej. To Lupin był tym, z którym Peter zaprzyjaźnił się jako pierwszy. Spokojny i stonowany wzbudzał większe zaufanie niż rozbrykani Syriusz i James. Tylko Remus był gotów zawsze pomóc, gdy Peter nie radził sobie z opanowaniem jakiegoś materiału. Siedział z nim nad wypracowaniami, godzinami ćwiczyli razem rzucanie kolejnych uroków i zaklęć. Remus nigdy się nie denerwował, nie niecierpliwił. Był wprost idealnym nauczycielem. Znaczy, byłby. Gdy na drugim roku trzej Gryfoni odkryli tajemnicę Remusa, Peterowi ciężko było ukryć, jak niezręcznie czuje się w towarzystwie wilkołaka. Tyle razy matka mówiła mu, że powinien trzymać się z daleko od takich stworzeń, że nie potrafił z dnia na dzień pozbyć się obaw. W końcu przywykł do tego, kim jest jego przyjaciel, ale chyba już nigdy nie poczuł się przy nim swobodnie. Obawy narosły w piątej klasie, gdy razem z Jamesem i Syriuszem opanował zdolność animagii i zaczął towarzyszyć Lupinowi w czasie pełni. Remus w ludzkiej postaci budził w nim dziwny niepokój. Remus w postaci wilkołaka – dogłębne przerażenie. Wiedział, że gdyby nie upór przyjaciół, nigdy nie zszedłby do Wrzeszczącej Chaty w te newralgiczne noce. To nie było dla niego. Był za mały na starcia z krwiożerczą bestią.

RóżyczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz