Rozdział 1

616 21 14
                                    

- Do cholery jasnej!


Podniesiony głos męża, wyrywa mnie ze snu. Unoszę dłonie, chcę przetrzeć piekące powieki, ale w ostatniej chwili przypominam sobie, że nie mogę tego zrobić, inaczej praca makijażystki pójdzie na marne, mrugam więc tylko kilka razy, by pozbyć się uczucia, jakbym miała pod nimi piasek i wstaję z kanapy. Wygładzam dłońmi sukienkę i wychodzę z salonu. Przystaję w holu i widzę, że Charles w pośpiechu zrzuca z siebie lśniące czystością brązowe buty, a potem rozpina szary płaszcz. Rzuca go niedbale pod nogi. Podnosi głowę , wtedy dostrzegam, że kasztanowe włosy są potargane, koszula jest krzywo zapięta, a jej trzy górne guziki są w ogóle nie zapięte. Czyli miałam rację... Czuję jak żołądek skręca się boleśnie, a serce dzióbie znajoma szpila rozczarowania. Prostuje się i zdejmuje z ramion marynarkę, jednocześnie zaglądając mi w oczy.


- Dlaczego nie zadzwoniłaś?!


- Dzwoniłam - odpowiadam spokojnie. Dzwoniłam z milion razy, ale widać, był zbyt mocno pochłonięty nową kochanką, by usłyszeć dzwoniący telefon.


- Nie wiem kiedy... Jesteśmy spóźnieni! - podnosi sfrustrowany głos i rozgląda się nerwowo po holu, a przystojną twarz maluje niezadowolenie. - Kornelia?! Kornelia!!! - jego ryk niesie się po całym domu.


Nasza gosposia stoi po drugiej stronie holu, tak że ja ją widzę, ale on już nie, lecz kiedy słyszy swoje imię, wychodzi z ukrycia i nim on zdąży zadać pytanie, ona się odzywa.


- Pański garnitur jest już przygotowany w sypialni.


Charles nic nie odpowiada, sprężystym krokiem idzie w kierunku schodów, a kiedy przechodzi obok, nie zaszczycając mnie spojrzeniem, jakbym była dla niego bezdusznym meblem, dostrzegam na kołnierzyku białej koszuli, karminowy odcisk pełnych ust. Ten widok nie jest dla mnie czymś nowym, ani czyś zaskakującym, nie po tym czego już miałam okazję być świadkiem. Jednak wciąż boli. Kiedy mój maż wchodzi na piętro, gdzie mieści się nasza sypialnia, ja zabieram torebkę na cienkim złotym łańcuszku i kieruję w stronę drzwi wyjściowych. Lecz nim opuszczam dom, odwracam się w stronę naszej gosposi. Na jej twarzy widzę, współczucie.


- Przekażesz mu, że czekam w samochodzie?


- Oczywiście, miłej zabawy życzę.


Och... już zapomniałam co to znaczy miła zabawa. Mimo to uśmiecham się życzliwie do gosposi i jej dziękuję.


Świeże powietrze jest tym czego potrzebuję. Biorę oddech pełną piersią i powoli wpuszczam go przez usta. Spokój. Muszę zachować spokój. Nie pozwalam napłynąć łzom do oczu, nie zasłużył na moje łzy. Gdy wreszcie udaje mi się nieco opanować emocje, ruszam w stronę zaparkowanego nieopodal Maserati GranTurismo w stalowym kolorze. Nie spieszę się, bo wiem, że Charles potrzebuje około dziesięciu minut na ogarnięcie się. Wdycham powoli powietrze przez nos i wypuszczam je przez usta. Pachnie skoszoną trawą i choć zapadł już późny wieczór, wciąż jest ciepło, jak za dnia. Zadzieram głowę, bo stoję teraz w cieniu, dzięki czemu mam lepszy widok na pięknie upstrzone gwiazdami niebo, którego nie mąci żadna chmura. Uwielbiam patrzeć na gwiazdy, nie tylko dlatego, że są same w sobie czystym pięknem, lecz dlatego, że one zawsze wyglądają tak samo, choćby się waliło i paliło na ziemi, one zawsze pozostaną takie same. Są jedyną stałą rzeczą. Nawet jeżeli przykryją je ciężkie burzowe chmury, wiem, że tam są i że prędzej czy później znów je zobaczę. Na ziemi, nic nie ma tak stałego podłoża. Nic nie równa się gwiazdom. Patrzę w nie dopóki nie zesztywnieje mi kark, a potem idę dalej w stronę samochodu. Choć próbuję, nie jestem w stanie powstrzymać natarczywie pojawiających się obrazów w mojej wyobraźni, które widzę za każdym razem, gdy wiem, że mój Charles dopuścił się zdrady. Kim tym razem była? Blondynka czy brunetka, a może ruda? Ktoś z pracy, czy obca kobieta, a może kolejna znajoma, jego przyjaciela? Wyobrażam sobie jak ona całuje jego wargi, swoimi pomalowanymi na krwistą czerwień ustami, jak mierzwi mu włosy, rozpina koszulę i dotyka jego ciała. Widzę, jak się pieprzą w różnych pozycjach... jak celowo zostawia na nim ślad szminki, jakby chciała mi tym samym wysyłać wiadomość.


„Przez chwilę, twój mąż, był mój"


Och! Koniec z tym. Potrząsam energicznie głową, aż jeden z blond kosmyków wymyka się z upięcia. Świetnie. Zagarniam go i znów upinam wsuwką włosy. Od tego wszystkiego boli mnie głowa. Chcę wyrzucić z niej dręczące mnie myśli. Opieram się pośladkami o karoserię auta i przyglądam posiadłości, w której mieszkamy. Nasza willa mieści się poza granicami Paryża, ma hektary zielonej powierzchni, ogrodzona jest wysokim żywopłotem, ma basen kryty i odkryty, kort tenisowy, potężny ogród z niewielkim stawem i altanę, gdzie często kiedyś jadaliśmy posiłki. Jej wielkość z każdym dniem zaczyna mnie przytłaczać. Już nie jest domem, a stała się więzieniem i choć z zewnątrz moje życie może przypominać bajkę, tą bajką już nie jest. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś rzeczywiście miałam wrażenie, że złapałam pana Boga za nogi. W poprzednich latach mój mąż był czułym i kochającym mężczyzną, przeżyliśmy ze sobą piękny czas, wszystko zaczęło się zmieniać niecały rok temu. Charles stał się opryskliwy i wiecznie wkurzony.


Trzask drzwi wyrywa mnie z zamyślenia i zmusza, bym spojrzała w tamtym kierunku. Charles zapina w biegu spinki od mankietów, potem przygładza włosy i poprawia marynarkę. Chowam się w samochodzie zanim on zdąży podejść i zapinam pasy. Potem on wsuwa się na miejsce kierowcy, owija mnie przyjemny zapach jego perfum. Mruczy coś pod nosem, że mamy kwadrans na dotarcie do Paryża.


- Nie wierzę, jak mogłaś do tego dopuścić... - cedzi przez zęby, kiedy jedziemy długim podjazdem, pomiędzy wysokimi tujami, które tworzą korytarz oddzielający nasz dom od reszty świata. Przenoszę na niego wzrok, znów przeczesuje nerwowo palcami włosy.


- Sprawdzałeś telefon? - pytam cierpliwie. Nim włączy się do głównej drogi, posyła mi wrogie spojrzenie.


- Niby kurwa kiedy, miałem to zrobić?! Nawet nie zdążyłem się wykąpać! Naprawdę, czasem zadajesz takie pytania... - cmoka z irytacją, a ja zaciskam zęby, by stłumić kotłujący się we mnie gniew.


- Gdybyś sprawdził komórkę i gdybyś więcej uwagi poświęcił dzisiejszej premierze, niż swojej kochance, bylibyśmy na czas. Nie zwalaj więc winy na mnie.


Nie patrzę w jego stronę, ale kątem widzę jak mocno zaciska szczęki.


- Nie wiem o czym mówisz...


Udaje mi się powtrzymać parsknięcie. Oczywiście, on nigdy nie przyzna się do zdrady. Kręcę głową, ale milczę, by nie doprowadzić do większej kłótni i tak nadszarpnęłam jego cierpliwość, mówiąc co myślę i wytykając mu błędy. Nie byłabym taka odważna, gdyby aktualnie nie siedział za kierownicą pędzącego w stronę Paryża samochodu.


Mój (Nie)Kochany Dali Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz