Rozdział 13

148 4 2
                                    

Po południu, dziewczyny zgodnie z prośbą, a raczej żądaniem Damiena, przenoszą się do hotelu w Paryżu. Zanim wsiądą do taksówki, obiecuję im, że jak wszystko się uspokoi, razem wyjedziemy gdzieś na weekend i spędzimy ze sobą więcej czasu. Po ich odjeździe, dom znów zdaje się być pust. Wychodzę do ogrodu, Damien siedzi na patio, obserwując każdy mój ruch, a ja po prostu stoję w miejscu, w którym w nocy stał Dali. Rozglądam się wokół siebie,
szukając czegokolwiek, może coś zgubił, może znajdę coś co do niego należy, a wtedy podkomisarz będzie miał już jakiś trop. Ale nic nie znajduję. Czuję się wypompowana z wszystkich emocji. Chcę, żeby to wszystko już się skończyło.

Spaceruję po podjeździe wysypanym kamykami. Jestem koło swojego samochodu, czekam na Damiena, który przed wejściem rozmawia z lokajem. Poprosiłam go, żebyśmy się przejechali, a on o dziwo się zgodził. Czuję, że w kieszeni spodni dzwoni telefon. Wyciągam go, na wyświetlaczu znów widzę obcy numer. Krew w jednej chwili zaczyna głucho dudnić w uszach. Rozglądam się wokół siebie, Damien wciąż rozmawia. Po chwili zawahania,
odbieram i przystawiam telefon do ucha.
– Louisa, to ja. – Mój Boże! Przystawiam odruchowo rękę do ust. – Błagam, nie mów nikomu o tym telefonie. Odejdź tam, gdzie nikt cię nie usłyszy. –
Ponieważ pragnę dowiedzieć się, co dzieje się z Charlesem, pierwsze co przychodzi mi na myśl, to oddalić się jak najszybciej od domu, tu Damien nie da mi z nim pomówić.
– Zaczekaj, muszę wsiąść do auta i gdzieś odjechać.–
Rzucam do telefonu i długo nie myśląc szarpię za klamkę, ale nim usiądę za kierownicą, natrafiam na Damiena. Widząc co próbuję zrobić, blednie i zrywa się do biegu.
– Louisa! Nawet kurwa nie próbuj!!!
Jego ryk niesie się po okolicy, ale ja szybko zamykam za sobą drzwi i wciskam guziki, który je blokuję. Przekręcam kluczy i zrywam samochód nim zdąży do mnie dobiec. W tylnym lusterku, w kłębach białego kurzu, widzę jak Damien rzuca w moim kierunku
przekleństwami, a potem biegnie do swojego auta. Wiem, że mam niewiele czasu, ponieważ on zaraz mnie dogoni. Wyjeżdżam z podjazdu na drogę główną i wciskam pełen gaz, cudem unikając kolizji z nadjeżdżającym samochodem, który jeszcze długo za mną trąbi. Wreszcie znajduję odpowiednie miejsce, skręcam w wąską polną drogę prowadzącą do lasu, która biegnie obok pobliskiego bajora. Gaszę silnik i znów przystawiam telefon do ucha, modląc się, żeby Charles wciąż był na linii.
– Charles, jestem – ciężko dyszę, zupełnie jakbym przebiegła ten dystans.
– Skarbie, posłuchaj. Nic co o mnie mówią, nie jest prawdą. Rozumiesz? To nie ja go zabiłem, ktoś mnie wrabia, musiałem uciec, bo dowody zbyt mocno mnie obciążały.
A jednak...
– Nie porwano cię? – pytam drżącym głosem, w moich żyłach wciąż krąży adrenalina, a dłonie trzęsą się ze strachu, zaciskam je kurczowo na telefonie i kierownicy.
– Nie. Musiałem się ukryć, Antoni mi pomógł. Chciał ci o tym ostatnio powiedzieć, ale nie dano ci z nim pomówić. A ja nie mogłem znieść myśli, że nie wiesz co się ze mną dzieje i musiałem się z tobą skontaktować. Moi ludzie próbują odnaleźć tego, który stoi za zamordowaniem krytyka, ale sprawa nie jest prosta. Przy przewodach były moje odciski, ktoś kto chce mnie wsadzić do więzienia, naprawdę się postarał. – Blednę na myśl, że jednak te dwie sprawy mogą być ze sobą powiązane.
– Charles, ja chyba wiem kto to zrobił.
– O czym ty mówisz?
– Dużo się wydarzyło od momentu, kiedy cię por... – poprawiam się – odkąd uciekłeś. – Chciałam mu wyjaśnić sprawę Dalego, powiedzieć, że to on mógł wrobić Charlesa, żeby mnie od niego uwolnić. Chcę go również zapytać o to, czy jest ojcem dziecka tamtej kobiety, ale wtedy w tylnym lusterku widzę hamujące z piskiem opon czarne Audii, które po chwili zaczęło cofać, aż z piskiem skręcił w uliczkę. – Muszę kończyć. Mam na głowie policję.
– Zniszcz telefon nie mogą wiedzieć, że ze mną rozmawiałaś, inaczej się z tobą skontaktuje.
Rozłącza się, a ja pierwsze co przychodzi mi do głowy, to uderzam komórką w lewarek, aż
ekran pęka i gaśnie. W tym momencie do drzwi podbiega rozwścieczony Damien.
– Wyłaź!
Patrzę na niego z lekkim przerażeniem, nigdy wcześniej nie widziałam, by ktoś był tak wściekły.
– Najpierw się uspokój.
– Wyłaź, inaczej wyciągnę cię z tego auta siłą!
W ustach czuję pustynną suchość, wiedząc, że jego słowa, nie są tylko groźbą, biorę głęboki oddech i wychodzę z samochodu. Pierwsze co robi to chce odebrać mi telefon, ale robię unik i
ciskam nim do pobliskiego jeziora. Głośne kurwa, roznosi się po okolicy, kiedy wściekły odsuwa się ode mnie. Zamachnął się ręką w powietrzu, jakby chciał w ten sposób wyrzucić z siebie nadmiar złości. Wiem, że przesadziłam, ale ostatecznie postanawiam dochować lojalności Charlesowi. Kiedy znów odwraca się w moją stronę, jego twarz jest niemal
bordowa ze złości, a żyła na szyi i czole mocno pulsuje.
– Co ty odpierdalasz?! – robi krok i zaciska palce na moich ramionach, ciężko przy tym dysząc.
– Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć.
Moje słowa sprawiają, że gniew nasila się jeszcze bardziej, choć sądziłam, że to już niemożliwe. Zsuwa jedną rękę i trzymając mnie ponad łokciem, ciągnie w stronę swojego samochodu.
– A mój...?
– Ktoś po niego przyjedzie – warczy i niemal wciska mnie na miejsce pasażera, zatrzaskując za mną drzwi. Siada za kierownicą, koła przez chwilę buksują w miejscu, kiedy wciska pełen gaz i nie mogą złapać przyczepności na grząskim terenie. Wracamy do wilii w milczeniu.

Mój (Nie)Kochany Dali Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz