Rozdział 8

212 12 2
                                    

Zdecydowanie rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu. Krok w krok podąża za mną mroczny, wkurzający, ale też dobrze pachnący, cień Debreu. Jest dosłownie wszędzie, tylko do toalety i w swoim pokoju jestem sama, ale nawet wtedy mam wrażenie, że jego przymrużone oczy wodzą za mną czujnym wzrokiem. Kiedy jem, czytam, oglądam telewizję, opalam się czy po prostu trwam i myślę o porwanym mężu, on jest obok i patrzy. Czasem przypomina sowę, która siedzi na gałęzi i tylko ruszając puszystym łebkiem, czujnie obserwuje teren w poszukiwaniu zdobyczy. Innym razem przypomina polującego geparda, zrywa się z miejsca, gdy coś go zaniepokoi i napina przy tym imponujące mięśnie ciała, ukryte pod czarną koszulą, a ja bez skrupułów zawieszam wtedy na nim wzrok, a potem mam kaca moralnego, bo w końcu to Debreu, człowiek, którego nie lubię. Och! Jak tylko sobie przypomnę, jak mnie zezłościł kilka dni temu! Zadzwoniła Sasza, dziewczyna, która pracowała ze mną w muzeum przy renowacji antyków. Chwilę rozmawiałyśmy o pracy, o tym co u niej słychać, aż padło pytanie, czy wyskoczę z nią i innymi dziewczynami do klubu.
- Do klubu?! - powtórzyłam podekscytowana. Długo nie musiałam się zastanawiać, okropnie nudziłam się w domu i marzyłam, by choć na chwilę wyjść do ludzi i zapomnieć o całym tym syfie, który na mnie spadł w ostatnim czasie. - Jasne! Będę o dwudziestej pierwszej.
Wraz z tymi słowami, Damien wyrósł tuż przede mną, jakby był jakimś pieprzonym czarodzieje, wyrwał mi telefon z ręki, przystawił go sobie do ucha i beznamietnym tonem odpowiedział:
- Niestety pani Chatier ma już plany.

I się cham rozłączył....

Nosz kur... myślałam, że rozszarpię go pazurami na strzępy. Oczywiście zrobiłam mu awanturę, ale moje krzyki, lekko mówiąc, spłynęły po nim jak woda po ścianie. Albo jeszcze innym razem, kiedy powiedziałam mu, żeby się przebrał, bo idę pobiegać, chwilę później spotkaliśmy się na korytarzu, ja miałam na sobie jaskrawy biustonosz do ćwiczeń i szorty, on włożył czarny - jakże by inaczej! dres i do tego podkoszulek, też w tym samym kolorze. Zlustrował mnie surowym wzrokiem z góry do dołu, a minę miał przy tym taką, jakby chciał zwymiotować, a potem odparł z niechęcią.
- A potem się dziwisz, że gonią za tobą jacyś psychopaci... takim strojem, sama ich przyciągasz.
Zacisnęłam mocno zęby ze złości, jednak nie dałam mu się wyprowadzić z równowagi i obdarowałam go cynicznym uśmiechem.
- Uznam to za komplement.
- Uznawaj to za co chcesz, ale najpierw idź się przebrać. Włóż spodnie zamiast majtek i załóż normalną koszulkę, a nie jej strzępki.
- Chyba się przesłyszałam.
- Powiedziałem, żebyś się ubrała, bo to co masz na sobie...
- Wiem! - warknęłam na niego, bo on powtarzał to co powiedział, jakbym naprawdę nie słyszała jego słów. - Ale nie jesteś tu od gadania, tylko chronienia moich tyłów, więc grzecznie proszę, nie mów nic więcej i zbieraj siły, bo nie zamierzam na ciebie czekać.
Zacisnął tylko mocniej zęby, a ciemne oczy, jeszcze bardziej pociemniały. Nic nie powiedział, tylko grzecznie za mną pobiegł i przez całe dziesięć kilometrów, które przebiegliśmy, nie znalazł się ode mnie dalej niż na dwa kroki. Kiedy zatrzymaliśmy się i przyłapałam go na gapieniu się na błyszczące od potu piersi, nie omieszkałam go za to solidnie zrypać, niechętnie przeprosił i potem już bardziej się piłował, a mnie znacznie poprawił się humor.
Dziś nareszcie jest sobota, a na kolację ma przyjechać Lucas i okłamywałabym samą siebie, gdybym twierdziła, że ta świadomość, nie wprawiła mnie w doskonały humor już od samego przebudzenia. Po dwóch deszczowych dniach, wyszło słońce, dlatego zamierzam złapać trochę złotego koloru i popływać w basenie. Po śniadaniu, które jak zwykle zjadłam w towarzystwie, milczącego Damiena, udałam się do sypialni, by ubrać białe ze złotymi wstawkami bikini, a długie blond włosy, spięłam w niedbały kok na czubku głowy i trzymając niewielki przewieszony przez ramię ręcznik, wyszłam z pokoju. Staję przed swoim ochroniarzem, który jak zwykle spaceruje po korytarzu i dostrzegam, że lustruje mnie wzrokiem z góry do dołu, ale wyraz twarzy pozostaje bez zmian. Bez słowa ruszam przodem, on idzie tuż za mną i niemal czuję, jak wpatruje się w moje pośladki, którymi nie omieszkam kręcić bardziej niż zazwyczaj. Uśmiecham się pod nosem, zdaję sobie sprawę ze swoich autów i niezwykle ciekawi mnie jak stalowy Debreu, reaguje na moje wdzięki. Zatrzymuję się i odwracam w jego stronę, dzięki czemu udaje mi się go przyłapać. Szczęki ma mocno zaciśnięte, patrzy na mnie z oburzeniem. Brawo, to już jakieś emocje.
- Coś nie tak? - pytam słodko.
- To pani się zatrzymała - mówi przez zaciśnięte zęby, tak czasem zdarza mu się pamiętać, by używać formy grzecznościowej, ale ostatnio coraz rzadziej.
- Ale wyglądasz, jakby coś cię zdenerwowało - macham ręką. - Nie ważne, chciałam tylko poinformować, że do późnego popołudnia mam zamiar wygrzewać się na słońcu, więc może warto, by było zamienić ten garnitur na coś lżejszego?
Zapomniałam wspomnieć, że mój cień zawsze ma na sobie garnitur, oczywiście czarny, aż się boję pomyśleć, jak wygląda jego szafa, człowiek musi tam czuć się, jakby stał przed bramą prowadzącą w kosmiczną otchłań. Uśmiecham się pod nosem, na co on marszczy brwi.
- Nic mi nie będziemy, możemy już iść?
Odwracam się na pięcie z triumfalnym uśmiechem i kontynuuję drogę do ogrodu.
Rozkładam leżak tuż obok basenu, Debreu siada w cieniu pod drzewem pinii i tam zdejmuje z ramion marynarkę, którą starannie rozwiesza na oparciu krzesła. Wywracam oczami. Chce się gotować, proszę bardzo, nic mi do tego i nie zamierzam się tym przejmować. Na stoliku pod parasolem stoi już sok ze świeżych owoców, który przygotował dla mnie kucharz, do tego kilka makaroników i świeżych owoców. Upijam tylko łyk zimnego soku, w którym dzwonią kostki lodu, a potem zabieram się do smarowania ciała olejkiem, dzięki czemu skóra ładnie błyszczy w złotych promieniach. Wyciągam nogi na leżaku, zamykam oczy i wystawiam twarz do słońca. Czując przyjemne ciepło i lekki wietrzyk, który opływa ciało, robi mi się tak błogo, że nawet nie wiem kiedy, zasypiam.
Leżę na brzuchu, a czyjaś ciężka dłoń masuje mi plecy. Charles znów robi mi masaż. Wyginam usta w uśmiechu i jeszcze przez chwilę pozwalam, by jego dłonie, błądziły po moim nagim ciele. Tak dawno tego nie robił... mruczę cicho pod nosem. Jednak, kiedy cucę się ze snu i orientuję, że Charles został porwany i z pewnością to nie jego dłonie rozprowadzają po moich plecach olejek, zrywam się z leżaka tak impulsywnie, że nie patrzę, gdzie stawiam nogi i wpadam wprost do basenu. Nabieram wody do rozchylonych z przerażenia ust, która wdziera się do gardła, a nawet płuc. Czuję, jak płoną z bólu. Ciemna sylwetka wpada za mną i nim sama zdążę odbić się od dna i wypłynąć na powierzchnię, ciemna postać, łapie mnie pod pachami i wypycha na powierzchnię. Próbuję złapać oddech, ale nie potrafię, wpierw muszę pozbyć się wody, która zalega w gardle. Wypluwając ją, krztuszę się, czuję, że Debreu mi pomaga, klepie mnie po plecach, aż wreszcie udaje mi się pozbyć wody i nabrać słodkiego powietrza, jednak płuca wciąż niemiłosiernie bolą. Znów łapie mnie pod pachami, unosi do góry i sadza na skraju basenu, tak że teraz tylko nogi mam zanurzone. On staje przede mną, z włosów skrapla się woda, a przemoczona koszula oblepia wyrzeźbione ciało. Ciężko oddycha i patrzy na mnie ze złością w oczach, choć to ja powinnam być wściekła, w końcu to z jego winy wpadłam do basenu. I mam ochotę za to na niego nawrzeszczeć, ale zbyt mocno boli mnie gardło i płuca, by móc krzyczeć, poza tym, to on pierwszy podnosi głos.
- Chryste kobieto, postradałaś zmysły?! - warczy nie wytrzymując napięcia.
- Wystraszyłeś mnie! I dlaczego w ogóle mnie dotykałeś?! - pytam skrzeczącym głosem.
- Bo we śnie obróciłaś się na brzuch, a plecy miałaś nieposmarowane kremem. Nie chciałem potem słuchać twoich jęków bólu, gdybyś doznała poparzenia słonecznego.
- Ach tak? Czyli chodziło tylko o jęki, mmm?
Debreu momentalnie przestaje oddychać, wpatruje się w moje oczy intensywnie, a ja znów czuję przepływ dreszczu i to w takiej pozycji się znaleźliśmy zaczyna mnie rozpraszać. Nogi mam rozchylone przed nim, on stoi pomiędzy nimi i wciąż trzyma dłonie na mojej tali. Czuję na skórze ciepło płynące spod jego palców, ma nieco szorstkie ręce, ale też silne... Gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że chce, by przesunął nimi po krzywiznie tali, a kiedy kropla z jego ciemnych włosów spada, mu na usta... Chyba jednak uderzyłam głową w basen, bo pojawiła się w niej myśl, by ją zlizać. Tak z pewnością, wypieprzyłam głową w beton i to porządnie, choć nic takiego sobie nie przypominam... Jego zimny głos sprowadza mnie z powrotem na ziemię.
- Nie wiem o czym mówisz. Robiłem coś ponad swoje obowiązki i zadbałem, by słońce cię nie oparzyło, wszelkie insynuacje, są nie na miejscu.
- Tak samo jak to, w jaki sposób mnie teraz pan trzyma, panie Debreu - mówię z przekąsem, czuję, jak zaciska mocniej palce na biodrach, a jego oczy, które patrzą na mnie z dołu, miotają błyskawicami.
- A jeśli cię puszczę, czy dasz mi gwarancję, że nie będę znów musiał rzucać ci się na ratunek?
Wzruszam ramionami.
- Nie wiem, przekonajmy się.
I nim zdąży zauważyć co się dzieję, wyślizguję mu się z objęć, przepływam pod ramieniem i odpływam na drugi koniec basenu. Wodzi za mną wzrokiem, jego mina zdradza teraz tak wiele emocji, a ja znów się uśmiecham, bo to prawdziwy sukces. Drażnienie tego człowieka, chyba stanie się moim nowym hobby. Słyszę, że Damien wspina się po drabince, odwracam się, właśnie siada na krześle w pełnym słońcu. O tak, zapewne marzy o tym, żeby się przebrać, ale przecież nie pójdzie, dopóki ja nie pójdę z nim. Podpływam bliżej, wykładam dłonie na brzegu basenu, który tworzy mozaika w kolorze złota, écru i turkusu. Podbródek układam na splecionych ze sobą palcach. Przyglądam mu się, a on mnie i tylko ja mam dobry nastrój, z jego jest już gorzej.
- Chcesz się przebrać, Debreu?
- Byłbym wdzięczny - syczy przez zaciśnięte zęby.
- W takim razie idź, a ja poczekam.
Uśmiecham się do niego szeroko, porusza nerwowo szczęką.
- W takim razie zaczekam.
Podnosi ręce i zaczyna rozpinać koszulę, odsłaniając mokry tors. Chce żebym jednak się utopiła? Chyba nie zamierza się tu rozbierać?!
- Nie, przestań. Tylko żartowałam, już wracamy.
Natychmiast wspieram się na rękach i wychodzę z wody, bo aż się boję pomyśleć, jak mogłabym zareagować na oglądanie go bez koszuli. Przechodzę obok niego i czuję, jak on wodzi wzrokiem za moim mokrym i opalonym ciałem. Biorę ręcznik z leżaka, a potem odwracam się w stronę Damiena.
- Idziemy?
Kącik ust delikatnie mu się porusza, wstaje bez słowa i podchodzi do mnie, jest już zbyt blisko.
- Panie przodem - mówi szeptem, a głęboki głos zabarwia, dotąd nieznana mi chrypka. Odwracam się na pięcie i już nie czuję tej pewności siebie. Nie kiedy on mówi do mnie takim głosem i kiedy wiem, że ciemne oczy, śledzą ruchy mojego ciała.

Mój (Nie)Kochany Dali Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz