- Pani Jessica Biel?- zapytał kurier, dzierżąc w ręku bukiet kwiatów.
- Tak..- powiedziałam zmieszana.
- Przesyłka do Pani, proszę pokwitować.
- Od kogo..?
- Nie mam odnotowane, ale jest bilecik.
- Ok, dziękuję.- podpisałam co trzeba i energicznie zaczęłam szukać rzekomej karteczki.
„Miłego i pełnego uśmiechu dnia : ) Tajemniczy Nieznajomy” – kompletnie nic mi to nie mówiło. Wstawiłam kwiaty do wody i nie rozgrzebując sprawy, przeszłam do codziennych obowiązków.
Zrobiłam rundkę po wszystkich moich rehabilitantach, w celu umówienia zajęć na nadchodzący tydzień. Na koniec zostawiłam niesfornego kierowcę formuły 1.
- Dzień dobry. Przyszłam umówić się na ćwiczenia w tym tygodniu. Wtorek 13:00 i piątek 17:00.- powiedziałam oschle, bez utrzymywania kontaktu wzrokowego.
- Wolałbym trochę wcześniej niż 17:00.- odpowiedział.
- Mam już zajętą resztę dnia.
- Ehh…- westchnął, eksponując swoje niezadowolenie.
- Proszę tak nie wzdychać, dla mnie też to nie są miłe spotkania.
- Słucham?!- zdziwił się.
- To co Pan słyszał. Do widzenia.- ucięłam i wyszłam.
***
Dzisiejszy dzień układał się wybitnie niefortunnie dla mnie. Najpierw, jadąc do pracy złapałam gumę, potem wylałam na siebie kawę, a zwieńczeniem moich niepowodzeń były negatywne wyniki egzaminu, który miał mi dać awans w pracy. W ponurym nastroju udałam się więc na zajęcia z Charlesem.
- Witam.
- Dzień dobry.- odpowiedział.
- Proszę usiąść na wózku, dziś pojedziemy poćwiczyć na salce rehabilitacyjnej.
- Wolałbym tutaj.
- A ja tam. Proszę nie robić problemów.
- Jaki jest sens tego, że się tam udamy, skoro znów będziemy robić ćwiczenia jak na wychowaniu fizycznym w przedszkolu?- zbulwersował się.
Sparaliżowało mnie to co powiedział. Rzuciłam dokumenty rehabilitacji na łóżko, a sama usiadłam ciężko na krzesełku obok. Patrzyłam w okno, nic nie odzywając się przez kilkanaście sekund.
- Wiesz co? Mam tego dość. Wiem o Twojej skardze, o zmianie jakiej zażądałeś i szczerze? Już mi wszystko obojętne. Dziś jest najgorszy dzień w moim życiu. Od samego rana. Nie powinnam Ci tego mówić, ale oblałam egzamin wyższego szczebla rehabilitacji. Przed chwilą dostałam wyniki. Nie dopuszczałam tego do siebie, ale tak właściwie to może masz rację.. Może nie znam się na tym co robię i serio jestem do bani.. Może przeceniam swoje umiejętności.. – przerwałam na chwilę- Dajmy sobie spokój dziś, bo ostatnie czego chcę to wysłuchiwać jak bardzo nie ogarniam tego co robię.. Swoją drogą, to trochę szczeniacko to załatwiłeś… Mogłeś ze swoimi zastrzeżeniami przyjść do mnie, a nie od razu pisać skargę do ordynatora…
- Od kiedy przeszliśmy na „Ty”?- zapytał.
- Daj spokój, już praktycznie nie jesteś moim pacjentem, więc możemy darować sobie formalności, nie będę do Ciebie mówić per „Pan”, bo jesteśmy prawie równolatkami..
- Czyli to już pewne, że ktoś inny mnie przejmie?
- Rob, on kilka miesięcy temu zdał ten egzamin, który ja oblałam.
- Masz szanse jakiejś poprawki?- zapytał zaciekawiony.
- Za rok.
- To nie wszystko stracone.
- Co jest dla Ciebie największą porażką, kiedy się ścigasz?
- Jak nie ukończę wyścigu przez mój błąd.
- I po takim nieukończonym wyścigu, pomogłoby Ci tłumaczenie „nie wszystko stracone”, za rok ukończysz, nie martw się..?
- Średnio.
- No właśnie.
- Ale też nie poddaję się, zapominam o niepowodzeniach i przechodzę do kolejnych zadań.
- Hehe… Nie potrzeba tam kobiet- kierowców w tych Twoich wyścigach?- zażartowałam nieśmiale.
- To raczej męski sport..- powstrzymywał śmiech.
- Bardzo zabawne! Sprawdziłabym się, jeżdżę szybko, potrafię sama zmienić oponę, kiedy złapię gumę…
- Fakt, predyspozycje jak malowane!
- Żartuję. Wiem, że nie nadawałabym się do tego…
- Chyba brak Ci pewności siebie, co?
- Nie rozumiem…?
- Tak samo z tą moja skargą. Powinna Cię zmotywować, a nie podciąć skrzydła.
- Czyli wyświadczyłeś mi przysługę?
- Poniekąd tak..
- Nie dość, że arogancki, to jeszcze bezczelny…- parsknęłam.
- A Ty zarozumiała, z niewyparzoną buzią.- oddał.
- Zajęcia na dziś uważam za skończone. Widzimy się w piątek. Narazie. – pożegnałam się.
- Do zobaczenia.
***
Piątek, 17:00
Zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam po wejściu do sali szpitalnej, gdzie miał leżeć Leclerc. Zastałam puste łóżko, a na nim karteczka z informacją:
„Jestem ze znajomymi w szpitalnej restauracji”
Zeszłam pospiesznie na parter do skrzydła, w którym mieściła się wspomniana knajpa. Przez szybę zauważyłam śmiejących się w głos: Maxa, Charlesa, Carlosa, Charlotte, dziewczynę Leclerca, Daniela i Alexa Albona. Wahałam się chwilę, czy powinnam tam podejść i przerwać spotkanie towarzyskie, ale oprzytomniałam i postanowiłam odpuścić. Obróciłam się na pięcie i odeszłam do swojego gabinetu. Po kilku minutach, kiedy pozwoliłam sobie wyłożyć nogi na biurko i oddać się rytuałowi popołudniowej kawy, usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!- krzyknęłam, zdejmując nogi z powrotem na podłogę.
- Cześć!- ujrzałam szeroki uśmiech na twarzy Daniela.
- Cześć… Co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam zmieszana.
- Bolą mnie plecy. A z wiarygodnych źródeł wiem, że masz teraz godzinę przerwy, więc pozwoliłem sobie przyjść po poradę lekarską…- mówił z diabelskim uśmiechem.- Wypiszę Ci skierowanie do specjalisty.- teatralnie chwyciłam za bloczek.
- Jak tak to już nie chcę...- udawał smutnego. - Dasz się zaprosić na randkę?
- Mam już faceta.
- Nie masz, Nick z SORu mi powiedział.
- Nie szukam faceta. - poprawiłam się.
- Charles mnie ostrzegał, że jesteś nieustępliwa, ale będę nalegał..
- Charles niech się zajmie sobą.
- Dobra, nie zawracam głowy. Jakbyś zmieniła zdanie, tu masz mój numer telefonu. - podał mi wizytówkę i wyszedł.
Niedługo potem zrobiłam popołudniowy obchód po moich pacjentach, a kiedy wróciłam, na wycieraczce przed moim gabinetem zauważyłam czerwoną różę z bilecikiem: "Spokojnego weekendu. Tajemniczy ❤ "
****
Piszcie w komentarzach, kto według Was jest Tajemniczym Nieznajomym 😀❤