Wypełniałam wszystkie swoje poranne obowiązki- papierologia, wypisy, historie chorób, aż w ręce wpadła mi karteczka z krótką informacją: "PACJENT CH. LECLERC, SALA 210, PLANOWANY WYPIS: 27.07." Czyli za tydzień. Udałam się do kierowcy, aby przekazać mu tę wiadomość.
Weszłam do pokoju szpitalnego, gdzie leżał. Ku mojemu zdziwieniu, miał gościa. Śmiali się w głos razem z Carlosem, a kiedy weszłam lekko się speszyli.- Co Wam tak wesoło?- zapytałam udając oschłość w głosie.
- Eeeee... Cieszymy się, że przyszłaś..- powiedział Charles.
- Daruj sobie... - po czym zwróciłam się z szerokim uśmiechem do Carlosa- A co u Ciebie?
- Wszystko ok... W zasadzie to przyszedłem do Ciebie, chciałbym pogadać..
- Dobrze, to za 5 minut u mnie w gabinecie. A teraz zostaw nas na chwilę samych.- poprosiłam gestem o wyjście.
- Co jest?- zapytał Charles.
- Wychodzisz za tydzień.
- Wow! Super!
- Też się cieszę...
- Cieszysz się, że już nie będziesz mnie rehabilitować..?
- Trochę tak. Nie jesteś łatwym pacjentem.
- Przecież kiedy przyszłaś na pierwsze zajęcia, to powiedziałaś, że po moim wyjściu ze szpitala będę musiał jeszcze mieć jakąś rehabilitację w domu...- zmieszał się.
- Tak, nic się nie zmieniło. Ale po wyjściu masz już o wiele bardziej rozszerzone pole wyboru. Możesz sobie ściągnąć najlepszego rehabilitanta na świecie, na Twoje szczęście nie muszę to być ja.
- Okej...
***
Zaraz po rozmowie z Leclerciem, udałam się do swojego gabinetu, gdzie miał czekać na mnie Carlos.
- Chyba musimy pogadać, co?- rzuciłam, zajmując miejsce za biurkiem.
- Tak.. Na wstępie chciałbym Cię przeprosić.. Za tą szopkę z kwiatami na przykład.. Wiem, że się wydało, Charles mi powiedział. Głupio postąpiłem.. Powinienem wprost zagadać, a nie bawić się w takie podchody...
- Wiesz.. Na swój sposób było to miłe...
- Mam nadzieję, że nie zaprzepaściłem swojej szansy i dasz zaprosić się na kolację...?
- Czemu nie..- uśmiechnęłam się.
- Dziś ?
- O 20:00 będzie idealnie. - zaproponowałam.
- Tu masz mój numer. Wyślij mi potem adres, przyjadę po Ciebie..
- Dobrze..
***
O wyznaczonej porze przyjechał pod mój dom Carlos. Wsiadłam do auta i pojechaliśmy do restauracji. Po krótkiej rozmowie 'o niczym', przeszliśmy do nieco poważniejszych tematów.
- Czyli... To nasze spotkanie mam uważać za randkę...?- zapytałam.
- Możesz je interpretować jak chcesz.. Dość już narozrabiałem..- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się słodko.
- Uwielbiam ten Twój uśmiech..- delikatnie zarzucił opadający kosmyk moich włosów za ucho.
Posiedzieliśmy tam jeszcze kilkadziesiąt minut i postanowiliśmy wracać do domu. Wsiedliśmy do samochodu, A kiedy Carlos zatrzymał się przy moim domu, zaczęłam: