Kolejny tydzień zaczęłam z przytupem. Postanowiłam wziąć się w garść i nie rozpamiętywać swojej porażki. Poprowadziłam kilka zajęć od rana i pełna optymizmu udałam się do biura. Przygotowałam sobie kawę i rozsiadłam w fotelu. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Cześć..- zza progu wyłonił się Charles o kulach.
- Cześć. Czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Mam sprawę. Wiem, że nie powinienem z tym do Ciebie przychodzić, ale doszedłem do wniosku, że spróbuję.
- Słucham..?
- Potrzebuję jednodniowej przepustki do domu. Dzisiaj są urodziny Charlotte, przygotowujemy przyjęcie- niespodziankę, start o 18:00. Rozmawiałem kilka dni temu z ordynatorem, powiedział, że to przemyśli no i dziś rano się nie zgodził. Mogłabyś z nim pogadać, zaznaczyć, że czuję się lepiej, że rehabilitacja idzie bardzo dobrze i wynegocjować dla mnie ten jeden dzień…?
- Podtrzymuję swoją opinię, że jesteś bezczelny. Przychodzisz do mnie, prosząc o przysługę po tym jak wystawiłeś mnie w zeszły piątek i zamiast ćwiczyć, urządziłeś sobie spotkanie towarzyskie. Nie raczyłeś mnie nawet poinformować o tym osobiście. Tylko karteczką. – nie utrzymywałam kontaktu wzrokowego.
- Wiem, słabo z mojej strony, przepraszam.- przyznał.
- Chciałabym wierzyć, że te przeprosiny są szczere…
- Pozostawię to bez komentarza.
- Pogadam z ordynatorem, ale wątpię, aby to coś dało.- ucięłam.
- Dzięki.
***
Udało mi się złapać ordynatora i przedstawić prośbę Leclerca. Tak jak przypuszczałam, nie zgodził się, argumentując swoja decyzję „reputacja szpitala ucierpiałaby, jeśli wyszłoby na jaw, że organizujemy jednodniowe przepustki dla pacjentów”.
Udałam się więc od razu do kierowcy, aby poinformować go o efektach dyskusji.
- Rozmawiałam z Benem, nie ma szans na Twoje wyjście.
- Serio..?
- Serio.
- Nawet na kilka godzin?
- Nawet.
- Fuck!!
- Też nie podoba mi się ta decyzja, tym bardziej, że nie ma przeciwskazań zdrowotnych, a tylko i wyłącznie medialne..
- To znaczy?
- To znaczy, że nie chcą Cię wypuścić, bo zaraz wszyscy by trąbili, że szpital lekceważy swoich pacjentów.
- To tylko kilka godzin…- powiedział zrezygnowany.
Po chwili milczenia, oświeciło mnie:
- Mam pomysł. Tylko jak puścisz parę ze swojej nadętej buzi, to sama osobiście Cię uduszę!
- Jaki?
- Wspominałam Ci o centrum rehabilitacyjnym, w którym często prowadzę zajęcia. Teoretycznie mogłabym wpisać do książki wyjść, że zabieram Cię tam na ćwiczenia, a faktycznie zawieźć na urodziny. Nikt nie sprawdza, czy faktycznie jesteśmy w centrum. Minus jest taki, że w ten sposób mogę zorganizować Ci jakieś 4, maksymalnie 5 godzin, zakładając, że wyjedziemy o 17:00, a odstawić musiałabym Cię przed wieczornym obchodem o 22:00…
- Byłoby super…- ucieszył się.
- To będę po Ciebie chwilę przed 17:00.
***