Rozdział 2

279 89 130
                                    

Poranek wyglądał tak samo jak wczoraj. Gęsta mgła wisiała nad budynkami, a chodnik wzdłuż naszego bloku pokrywały liczne kałuże. Lekcje zaczynałam o dziewiątej, a Michał miał być w przedszkolu od ósmej. Na śniadanie zrobiłam mu naleśniki z pieczonymi jabłkami, które pochłonął w błyskawicznym tempie, wypijając jeszcze szklankę kefiru. Uwielbiałam gotować, jednak przez sceptyczne nastawienie mamy, robiłam to tylko okazjonalnie.

― Dzięki, siostra. Było pyszne! ― powiedział, oblizując kąciki ust.

Uśmiechnęłam się pogodnie.

Kiedy usiadłam przy nim z miską swojej cynamonowej owsianki, wgramolił mi się na kolana i zaczął podskakiwać. Rozpierała go energia, której mnie nieustannie brakowało. Chwilę po tym, pobiegł do swojego pokoju, a ja zabrałam się za sprzątanie kuchni.

Przebrałam Michała w koszulkę z nadrukiem astronauty, szarą, grubą bluzę z kapturem i dresowe, czarne spodnie. Zanim wyszliśmy, spakowałam jeszcze swoje śniadanie do torby i ubrałam pomarańczową czapkę na głowę.

Na dworze panował chłód. Zapięłam do końca kurtkę i poprawiłam szalik, naciągając go wyżej na twarz. Michał energicznym krokiem pędził w stronę przedszkola, trzymając mnie za rękę. Uwielbiał to miejsce, widziałam, że dobrze dogadywał się z rówieśnikami, a przedszkolanki pracujące w placówce wydawały się bardzo sympatyczne. Kiedy ja chodziłam do przedszkola, rodzice musieli mnie siłą wyciągać z samochodu i prowadzić do środka. Tylko Paula umiała mnie przekonać, abym sama z własnej woli poszła.

Przedszkole znajdowało się niedaleko naszego osiedla, a w zasadzie tuż obok, jednak te kilka minut wystarczyło, abym przemarzła do szpiku kości. Lekarka ostrzegała mnie przed tym nieprzyjemnym uczuciem, ale naprawdę, po tylu latach? Sądziłam, że to już zniknie.

Kiedy weszliśmy do środka, poczułam ciepło i słodki zapach wanilii. Za każdym razem przyglądałam się ścianom pełnym rysunków i kolorowych dekoracji, które zdobiły korytarz. Nie pamiętałam już za dobrze swojego przedszkola, ale na pewno nie wyglądało ono tak przytulnie, jak to.

― Gotowy? ― spytałam, choć po szerokim uśmiechu na twarzy dobrze znałam odpowiedź.

Pokiwał uradowany głową i z moją pomocą zdjął kurtkę, czapkę, szalik, a także przebrał buty na wygodne tenisówki. Poprawiłam mu jasne włoski, całując go w policzek na pożegnanie. Chłopiec zarzucił mi jeszcze rączki na ramiona.

― Kocham cię ― wyszeptał prosto do ucha.

Słysząc tak szczere i piękne słowa, przeszył mnie dreszcz. Poczułam ciepło na sercu oraz nieśmiały rumieniec, oblewający moje policzki.

― A ja ciebie ― odszepnęłam.

Dopiero kiedy Michaś zsunął rączki, wypuściłam go z objęć i podniosłam się z kolan. Chłopiec wszedł do sali pełnej pozostałych dzieci, a przedszkolanka posłała mi serdeczny uśmiech.

― Do widzenia ― powiedziałam do starszej kobiety i wyszłam z budynku.

***

Przechodząc szkolnym korytarzem minęłam sporą ilość osób. Widziałam grupkę dziewczyn, stojących przy schodach, które żywo gestykulowały, nauczyciela od fizyki pędzącego w stronę pokoju nauczycielskiego oraz przewodniczącego szkoły wraz z zastępcą, którzy rozwieszali plakaty dotyczące przyjęcia na Halloween. Minęłam ich wszystkich, wchodząc do sali na samym końcu korytarza.

Usiadłam w ławce pośrodku, obok Agi, która rozmawiała z Marcelem.

― Hej, matko, ty znowu w swetrze? Wyglądasz jak Eskimos. ― Dziewczyna spojrzała na mnie niebieskimi oczami.

TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz