Rozdział 5

151 58 66
                                    

Aga przez cały dzień unikała mojego towarzystwa. W jej oczach dostrzegałam złość, rozczarowanie, a także pogardę. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.

O piętnastej wyszłam ze szkoły, a Marcel dogonił mnie, kiedy byłam już na rynku i szłam w stronę Mariackiego. Nie spodziewałam się, że chłopak złapie mnie za dłoń i pociągnie do tyłu. Z przerażenia wyszarpałam rękę i odskoczyłam, chcąc uciec, jednak gdy zobaczyłam znajomą twarz, uspokoiłam się.

― Wołałem, ale nie słyszałaś ― powiedział.

― Przestraszyłeś mnie... ― wydyszałam, dalej nie panując na oddechem.

― Sorry, nie chciałem. ― Dokładnie zlustrował mnie z góry na dół. Pierwszy raz poczułam się nieswojo pod jego spojrzeniem.

― Gdzie idziesz? ― spytałam, czekając aż w końcu przestanie się tak przyglądać.

― Do sklepu, a przy okazji znalazłem ciebie ― powiedział wreszcie. ― Pokłóciłaś się z Agą? W ogóle ze sobą dziś nie gadałyście, zresztą nawet na chemii razem nie siedziałyście.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie. Jego twarz wyrażała zdenerwowanie, brązowe oczy niepewnie patrzyły wprost na mnie i szkliły się od wiatru.

― To nic wielkiego, mam nadzieję, że jej przejdzie ― odparłam zamyślona.

― Niech zgadnę... poszło o jakąś pierdołę? Znając Agę to pewnie tak.

Jedynie pokiwałam głową.

― Okej, nie nalegam ― dodał w końcu. ― Skoczysz ze mną do Biedry? Czy śpieszysz się do domu?

― Jasne, spokojnie, kilka minut mnie nie zbawi.

Marcel szedł na tyle szybko, że momentami miałam problem z dotrzymaniem mu kroku.

Kiedy poprosił mnie o pomoc w robieniu zakupów, przeszłam pomiędzy sklepowymi półkami i znalazłam wszystko, o co prosił. Mężczyzna stojący na końcu alejki, wydał mi się dziwnie znajomy. Rzucił mi ukradkowe spojrzenie, a na jego widok obleciał mnie dreszcz.

Jak najszybciej zabrałam rzeczy o które prosił chłopak i pośpiesznie wróciłam do Marcela.

Stojąc przy kasie, kątem oka znowu zobaczyłam owego mężczyznę.

Znam skądś tę twarz... ― przemknęło mi po głowie, jednak mimo starań nie umiałam sobie nic przypomnieć.

Na oko dawałam mu mniej więcej pięćdziesiąt lat. Gdy patrzyłam na jego zaniedbaną brodę i cienie pod oczami, ogarniało mnie przerażenie. Sądziłam, że facet za chwilę odwróci wzrok, jednak on jak na złość z coraz większym zainteresowaniem przypatrywał się moim ruchom.

Odwróciłam twarz i stanęłam przodem do Marcela, który właśnie podawał produkty kasjerce. Ucieszyłam się, widząc, że za chwilę będziemy mogli wyjść. Niepewnie spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się nieznajomy. Teraz nikogo tam nie było.

Wyluzuj ― próbowałam się uspokoić, ale moje serce dalej biło w przyśpieszonym tempie.

― Mel. ― Usłyszałam. ― Mel!

Poczułam mocne szturchnięcie w ramię i znowu usłyszałam swoje imię. Marcel ściągnął brwi i patrzył na mnie ze zdziwieniem.

― Wszystko okej?

― Tak, zapatrzyłam się ― szepnęłam nerwowo, chowając dłonie do kieszeni.

Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak odprowadził mnie na przystanek i nawet poczekał na przyjazd spóźnionej trzynastki.

TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz