Rozdział 8

136 53 40
                                    

Wyrzuciłam śmieci i niepewnie przeszłam do salonu, gdzie stali rodzice.

― Hej, jak spacer? ― spytałam, starając się odwrócić ich uwagę od przemoczonego dywanu, drobinek szkła oraz leżących na ziemi kwiatów. No i od Gingera, który dalej stał w tym samym miejscu z oklapniętymi uszami.

― Co tu się stało? ― wyszeptała mama, stając w przejściu.

Jej reakcja była ostatecznym ciosem. Choć spodziewałam się wybuchu złości, kobieta zareagowała dość spokojnie, jedynie rozłożyła ręce i westchnęła z niedowierzaniem. Stała jak zamurowana, co najmniej jakby słowa uwięzły jej w gardle.

Ze wstydu spuściłam głowę na panele, które pokrywały cały korytarz. Wzrok Michała przeszywał mnie na wylot, a ojciec w milczeniu opierał się o ścianę.

Cisza, która nastała, omal nie doprowadziła mnie do szału. Miałam dość tego dnia. Wszystkich ludzi na świecie. I całego tego pieprzonego życia.

Bezgłośnie przełknęłam ślinę, układając w głowie jakieś sensowne przeprosiny i tłumaczenie. Jednak nawet to mnie przerosło.

― To wypadek... sama nie wiem jak do tego doszło ― przyznałam cicho, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. ― Już to posprzątam, naprawdę przepraszam.

― W takim razie na co czekasz? ― Jej głos nabrał ostrości. Nie musiałam nawet patrzeć na jej twarz, aby zauważyć nagłą zmianę w jej nastroju.

Przeszłam obok nich i zabrałam się za dalsze sprzątanie. Zostawili mnie samą i choć samotność była nieodłącznym elementem mojego życia, czułam się jak piąte koło u wozu.

Dokończyłam w ciszy, pozwalając sobie na uronienie kilku pojedynczych łez. Nie płakałam przez wazon. Ten niewielki kryształ nic dla mnie nie znaczył. Płakałam przez życie, które zaczynało mnie przerastać. Przez sytuacje, nad którymi nie panowałam i przez ludzi, których nigdy nie umiałam zadowolić. Byłam jedną, wielką, chodzącą porażką.

W końcu skończyłam. Rodzice siedzieli zamknięci w swojej sypialni, a przez otwarte drzwi do pokoju Michasia słyszałam, jak bawił się samochodzikami. Zrobiłam niepewny krok w jego stronę, jednak zaraz po tym wycofałam się, zamykając się w swoich czterech ścianach. Wtedy było to bardziej więzienie niż bezpieczny azyl...

Włączyłam laptopa i z niechęcią sprawdziłam skrzynkę pocztową. Doprawdy nie wiem, czemu dalej to robiłam. Dlaczego pomimo wszystkiego, co się stało, po prostu nie olałam jego wiadomości?

Anxdep: Nie jestem miły i co? Nawet nie próbuję być. To nie zmienia faktu, że odnoszę sukces, a ty coraz bardziej się pogrążasz. Nawet nie wiesz jak bardzo...

Nie wiedziałam co odpisać. Nie wiedziałam nawet, czy powinnam odpisać.

Może lepiej byłoby zostawić wiadomość bez odpowiedzi?

Jeżeli chciał mnie wykończyć psychicznie, to faktycznie powoli odnosił sukces...

Bałam się odpisać. Ale jeszcze gorsze wydawało mi się zablokowanie go.

Ja: Mój blog naprawdę wyrządził Ci krzywdę? Poczułeś się urażony? Uważasz, że spłyciłam jakiś wpis? Zignorowałam czyjeś uczucia? Zbagatelizowałam jakiś problem?

Proszę, wytłumacz mi to, bo od samego początku tylko mnie hejtujesz, ale jeszcze nigdy nie napisałeś mi powodów. Naprawdę sprawia Ci to radość? W co Ty ze mną pogrywasz?

Pisząc to miałam łzy w oczach, a głowa pulsowała natarczywym bólem. Ostatkiem sił napisałam te kilka zdań i wysłałam.

Odpowiedź pojawiła się po zaledwie paru minutach. Otarłam materiałem koszulki napuchnięte oczy i mokre policzki. Wolałam nawet nie myśleć, jak wyglądałam... to musiał być potworny widok. Zaczerwienione policzki, podpuchnięte oczy, intensywnie czerwone, drgające usta, wilgotne włosy spięte w niechlujny koczek i koszulka oversize, która wisiała na mnie jak szmatka.

TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz