Rok szkolny zaczął się dwa miesiące temu.
Choć kalendarzowo pora roku nie zmieniła się, pogoda miała zupełnie, co innego do powiedzenia.
Lekki i chłodnawy wiatr wrześniowy zastąpił porywisty i zimny listopadowy. Zielone liście drzew zmieniały swoje kolory, by po jakimś czasie odpaść i utworzyć kolorowy dywan na ziemi. Niebo coraz częściej było pokryte ciemnymi chmurami, z których spadały krople deszczu. Zmierzch zapadał coraz szybciej. Wszystkie te czynniki spowodowały, że hogwarckie błonie coraz częściej świeciły pustkami. Niewielu znajdowało się takich, którzy spacerowali podczas porywistych podmuchów i w strugach deszczu.
Po raz kolejny nastał poniedziałek, a za oknami jak zwykle panowała okropna pogoda, która odbierała chęci do czegokolwiek. Chłodne powietrze nie zachęcało do opuszczania wygodnych i cieplutkich łóżek. Dudniące o parapet krople deszczu dołowały jeszcze bardziej. Padało od tygodnia i nic nie wskazywało na nastąpienie zmian. No chyba, że miałby zacząć sypać śnieg. Przemierzała korytarz kierując się na pierwszą lekcję tego dnia. Dookoła było pełno uczniów, którzy kierowali się w różne strony, zapewne na zajęcia, w towarzystwie swoich przyjaciół, przy okazji obgadując najnowsze plotki w świecie mody i z życia hogwarczyków. Jednak otoczenie nie za bardzo ją obchodziło. Podążała do przodu z zwieszoną głową, patrząc pod nogi. Jej myśli błądziły za razem blisko jak i daleko.
Pobyt zaczął dłużyć się jej niemiłosiernie i doprowadzać do załamania nerwowego. Świadomość, że swoją decyzją zrujnowała mu życie nie wpływała jak najlepiej na jej samopoczucie i sumienie. Coraz bardziej żałowała tego, że została a nie uciekła. Może mimo braku pieniędzy i pespektyw na życie byłby szczęśliwi. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Bardziej od jego zachowania i tych Jego złośliwości nie mogła znieść tego, co czaiło się w jego oczach. Choć ukrywał to perfekcyjnie przed innymi ona i tak dostrzegała to, co tak ukrywał. Smutek, ból i strach niemal były odciśnięte na jego tęczówkach, a ona zawsze, gdy w nie patrzyła nie mogła wyczytać niczego innego. To dobijało ją jeszcze bardziej. Przecież musiał być, choć raz szczęśliwy, tak naprawdę. A nawet, kiedy się śmiał w gronie towarzyszy iskierki radości w jego oczach nie było.
Z rozmyślań otrząsnęła się w będąc prawie pod salą eliksirów. Rozejrzała się po zebranych grupkach oczekujących na rozpoczęcie zajęć. Z lekkim ociągnięciem oderwała wzrok od Niego, w momencie, kiedy on spojrzał na nią, który zatrzymała na Ronie i Harrym w towarzystwie jej brązowowłosej koleżanki z dormitorium. Automatycznie zaczęła podążać w kierunku, odprowadzana czujnym spojrzeniem jednego z uczniów.
Trzy dziewczyny, rudowłosa, blondynka i brązowowłosa, wesoło rozmawiając i co jakiś czas chichocząc szły do Wielkiej Sali na obiad. Za sobą miały pięć godzin lekcyjnych i choć zadano im do napisania trzy referaty i uwarzenie jednego eliksiry nie psuło im to humoru.
Nawet Angelina dała się lepiej poznać Ginny i Hermionie dzięki czemu spokojnie mogły się nazwać koleżankami. Ku uciesze obu Gryfonek zwierzała się im, co prawda z błahych rzeczy, ale to był krok na lepszą drogę ich znajomości.
Zasiadły przy stole Gryffindoru w rzednie, nie przejmując się tym, że zazwyczaj zajmowały inne miejsca. Pogrążone w rozmowie nie zwracały większej uwagi na to, co zjadały na drugi posiłek dnia.
Rozmowy uczniów przerwał szum towarzyszący przy wlatywanie wielu sów. Ptaki różnych rozmiarów i kolorów zaczęły krążyć nad głowami uczniów, a gdy znalazły adresata zniżyły lot i wyrzucały pakunek, który lądował tuż przed odbiorcą.
Sówka maści rdzawej, niewyróżniająca się niczym szczególnym od innych, upuściła przed blondynką list i poszybowała ku zaczarowanemu sufitowi. Gryfona z kamienną twarzą zerwała pieczęć, wyjęła pergamin i zaczęła czytać zapisaną treść.
Z każdą linijką wyraz jej twarzy zmieniał się. Po przez szok, złość, niezadowolenie i rozczarowanie pomieszane z bezsilnością. Oczy momentalnie się je zaszkliły a dłoń zmiętoliła kawałek papieru. Nie obdarzając nikogo spojrzeniem gwałtownie stała i wybiegła z Wielkiej Sali. Ginny i Hermiona obdarzyły się porozumiewawczym spojrzeniem, po czym udały się w ślady za przyjaciółką. Nawet, jeśli nie chciała niczyjego towarzystwa, nie powinna zostawać sama. Prawda?
Przeszukawszy błonie, łazienki i kilka opuszczonych klas znalazły swoją zgubę w dormitorium. Leżała na łóżku z głową schowaną pod poduszkami. Po drżeniach ciała poszukiwaczki wywnioskowały, że płakała. Z cichym westchnięciem podeszły do posłania blondynki i zasiadły po jej obu stronach.
Czując dłoń na swoich plecach, która spokojnym ruchem podążała w górę i dół, podniosła głowę i spojrzała, zapłakanym wzrokiem, w oczy rudowłosej.
- Co się stało? - Zapytała, spokojnym tonem. Miona.
- Tylko nie mów, że nic. Przecież widzimy. - Dodała szybko panna Weasley wiedząc, że Angel chce zaprzeczyć.
- Nie chce o tym mówić. - Usłyszały w odpowiedzi.
- Nie duś tego w sobie. Teraz masz nas. Razem przez to przejdziemy. - Mówiła zachęcająco brązowowłosa, przytulając się do pleców panny Moyer.
- Nie powiecie nikomu? - Spytała, pociągając nosem.
- Obiecujemy. - Odparły obie naraz, wywołując tym krótki chichot u płaczącej koleżanki.
- No, bo chodzi o to, że ja... jestem w ciąży. W trzecim miesiącu. - Wyjawiła, a nowe słone łzy wypłynęły z jej zielonych ocząt.
- To raczej wesoła nowina. - Zakomunikowała Ginevra.
- Byłaby, gdyby On mnie nie zostawił i chciał ze mną tego dziecka. - Wymamrotała, wybuchając kolejny raz szlochem.
- Nie martw się. Masz nas. - Zapewniła rudowłosa koleżankę, również się do niej przytulając. Leżąc tak, każda pogrążona w swoich myślach, przez dłuższy czas, nawet nie spostrzegły, że blondynka uspokoiła się i zmęczona wrażeniami zasnęła.
CZYTASZ
Więzy krwi / Dramione
FanfictionPogrążona w smutku, przypomina sobie o zmieniaczu czasu, który w sumie cały czas miała przy sobie, postanawia zaryzykować i sprawdzić. Sprawdzić czy podjęła słuszną decyzję.