9

369 16 1
                                    

Czas powoli mknął do przodu. Minuta za minutą, godzina za godziną. Brązowowłosa Gryfonka odbierała to z ulgą. Miała przynajmniej złudną iluzję, że posiada go więcej. Że może więcej chwil poświęcić na przemyślenia i dojść do jakiś konkretnych wniosków, bo jak na razie była w czarnej kropce. Choć wiedział, że nie powinna zmieniać tego, co się już wydarzyło, przynajmniej z jej perspektywy, tak bardzo pragnęła odmienić swoje życie. Nie chciała śmierci. Pragnęła wychować swojego synka według swoich zasad kochającej matki, a nie sadystycznej i chłodnej arystokracji. Ale czy on tego będzie chciał? Czy nie będzie jej miał za złe braku dostatku majątkowego? Przecież wychowywała się w sierocińcu odkąd sięgała pamięcią. Nie miała mu do zaoferowania nic oprócz swojej miłości.

Jej palce nadal były wplątane w jego włosy i bawiły się nimi nie zważając na zmęczenie i drętwienie nadgarstka od trzymania ręki w tej samej pozycji od dłuższego czasu. Będąc w głębokim zamyśleniu nie zwracała uwagi na jakiś durny ból. Podświadomie cieszyła się z bliskości osobnika, którego głowa spoczywała na jej kolanach. A mu raczej nie przeszkadzała odrobinka matczynej miłości. Uśmiech na jego ustach świadczył raczej o zadowoleniu.

Jednak musi nadejść moment, w którym przydałoby się wrócić do rzeczywistości i stawić czoło problemom. Tym mniej lub bardziej ważnym. W tym wypadku takim bodźcem była pobudka Ślizgona. Nie za bardzo chciało mu otwierać się oczu. Delikatnie kościste kolana wprawdzie nie należały do najwygodniejszych, ale bijące od nich ciepło bardziej kusiło do pozostania w tej pozycji. I jeszcze to przyjemne uczucie bijące od palców wplątanych w jego włosy. Chciał jeszcze trochę tak poleżeć, jednak burczenie w brzuchu nie pozwoliło mu na to.

- Wiem, że nie śpisz. Wstawaj i zjedz coś. - Usłyszał jej głos, a palce momentalnie wyplatały się z jego blond kosmyków.

Szkarłatne rumieńce momentalnie pokryły jego policzki, które dostrzegła, gdy usiadł. Sięgną po talerzyk z kanapkami i patrząc wszędzie byle nie na dziewczynę wziął pierwszy kęs, a chwile później skierował naczynie w jej stronę.

- Dziękuje, ale jadłam. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem.

Czas, w którym konsumował śniadanio - obiad minął im w ciszy.

Draco zastanawiał się, co wyniknie z rozmowy, jak się potoczy i czy obejdzie się bez krzyków i niechcianych wybuchów emocji. I czy dowie się czegoś, co by wpłynęło na jego życie. W końcu nadzieje umiera, jako ostatnia.

Natomiast brązowowłosa usiłowała domyślić się, czego on oczekuje. Co ma powiedzieć, by zaspokoić jego ciekawość? Czy będzie od niej oczekiwał tego, co Snape? Wątpiła w swoją nieustępliwość w tej sprawie, jeśli sam poprosiłby o wpłynięcie na przyszłość. Był jej synem, a własnym dzieciom trudniej jest odmówić. Szczególnie w takiej sprawie.

Nim się obejrzała większość kanapek zniknęła z talerzyka, a to co pozostało odstawił z powrotem na stolik. Po chwili wahania jego głowa wylądowała na jej kolanach. Choć lekko zaskoczona z uśmiechem zaczęła głaskać go po włosach jak matka usypiająca małe dziecko.

- Co chcesz wiedzieć? - Zapytała przerywając tym samym panującą między nimi ciszę.

- Jak? - Mruknął.

- Mam ci tłumaczyć, krok po kroku, jak dzieci powstają. - Zapytała z rozbawieniem.

- Nie. - Odburknął odwracając się na plecy. - Chodzi mi o to, że cię nigdy nie widziałem. A poza tym wyglądasz na osobę w moim wieku.

- Nie dziwnego w tym. W moim czasie jeszcze żyję.

- Jak to jeszcze?

- Chyba nie sądzisz, że pozwoli mi żyć, kiedy znam jego sekret. A tak bardzo pragnęłam, choć na chwilę cię zobaczyć, poznać więc przeniosłam się w czasie.

- To, czemu nie uciekłaś?

- Znalazłby mnie, a za tym nie miałam ci nic do zaoferowania.

- Nic?

- Wbrew temu, co teraz słyszałeś jestem sierotą. Nie miałabym cię, za co utrzymać, a nie chciałam abyś z tego powodu cierpiał.

- Przecież na pewno byś coś wymyśliła. Wujek nie pomógłby nam?

- Byłby w tedy w siódmym niebie, ale...

- Więc czemu? Nie kochasz mnie?

- Kocham, ale to dość trudne do wytłumaczenie.

Po ostatnich słowach dziewczyny zapadła między nimi cisza. Oboje analizowali przebieg tej krótkiej wymiany zdać i zgodnie doszli do wniosku, że źle do tego podeszli.

Ona, jeśli chciała mu wybić z głowy fakt, że jest jego matką nie powinna mu tego wszystkiego tłumaczyć. Jednak nie mogła inaczej postąpić widząc oczy, które tak się jej przypatrywały podczas całej rozmowy.

Natomiast on nie powinien brzmieć tak pretensjonalnie, jeśli chciał osiągnąć swój cel, o który nawet kiedyś nie mógł marzyć. Pluł sobie w brodę, ale to, co zostało wypowiedziane nie mógł zmienić, a pozostało mu uważniej dobierać słowa w dalszej konwersacji.

Ciszę przerwało pytanie, ze strony chłopaka, na błahy temat. Zapytał tak po prostu o jej ulubiony kolor, a kiedy odpowiedziała uśmiechnął się zadowolony. W końcu błękitny też był jego barwą.

- Kiedy wracasz? - Odważył się w końcu zapytać.

Od pierwszego pytania związanego z jej osobą wypytywali się, co lubią bądź, czego nie cierpią. Jednak to ile czasu pozostało mu do nacieszenia się obecnością prawdziwej matki nurtowało go od początku spotkania.

- Jakieś dwa tygodnie. Jeszcze trochę i nie będę mogła podróżować w czasie, a muszę wrócić. - Odpowiedziała i aż zakuło ją w sercu, kiedy posmutniał na jej słowa.

- Mógłbym o coś cię prosić? - Zapytał niepewnie.

- Oczywiście. O co chodzi?

- No..., bo... ja...

Więzy krwi / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz