Przed nią stał nie, kto inny jak sam Draco Malfoy, Ślizgon, który oberwał śnieżką poprzedniego dnia. I choć było to przez przypadek mogła się spodziewać jakieś zemsty. W końcu jego paskudny charakter tylko utwierdzał dziewczynę w tym przekonaniu. I chyba właśnie poznała moment zacnych planów blondyna.
Stał zbyt blisko niej by mogła uciec. Można nawet rzec, że prawie stykali się ciałami. Prawie, bo dzieliło ich jakieś pięć centymetrów. Nawet gdyby próbowała się wymknąć i tak by ją złapał i to bez większego wysiłku.
Milczeli. Oboje czekali, aż ten drugi odezwie się. Draco mierzył ją lodowatym spojrzeniem, czekając na jej nic nieznaczące tłumaczenie, a ona wpatrywała się z niego ze strachem, który próbowała ukryć. W końcu któreś musiało przełamać lody i zacząć mówić. Choć zawsze pozostaje jeszcze opcja, że Ślizgon sobie odpuści.
Nim którekolwiek się odezwało Hermiona wygięła usta w grymas, który po chwili zniknął, a Malfoy poczuł się tak jakby stąpał gołymi stopami po galarecie. Machinalnie odsunął się od dziewczyny, jakby to była jej wina.
- Przepraszam. - Burknęła pod nosem i przyciskając do piersi książkę pospiesznie odeszła.
A chłopak nawet nie próbował jej zatrzymać.
Lekko podenerwowana podążała na siódme piętro do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Zamierzała się zaszyć w swoim dormitorium i całkowicie oddać się pracom domowym, aby zapomnieć o sytuacji z biblioteki i w ten sposób uspokoić swoje chaotyczne myśli i bijące serce. Jak planowała, tak też zrobiła. Już po pierwszych linijkach tekstu w obszernej książkę, jedyne co zaprzątało jej myśli to transmutacja i skutki działania pomniejszającego na zwierzętach.
Potrzebowała chwili spokoju i wytchnienia od wszystkiego, wszystkich. Od natłoku zajęć i głośnego gwaru podczas przerw czy też na posiłkach, rozbolała ją głowa. Jednak nie chciała brać eliksiru przeciwbólowego, którego smaku tak nienawidziła. Wolała to przeczekać w cichym koncie, nie zwracając zbędnej uwagi na swoją osobę. Pokój Życzeń był idealnym miejscem do jej planów, dlatego też udała się do niego zaraz po kolacji. Nawet nie powiedziała o tym swoim przyjaciółkom. Przez te pięć miesięcy nauki dziewczyny przyzwyczaiły się do tego, że raz na jakiś czas znikała nic o tym im nie mówiąc. Szanowały to i nie wypytywały. W końcu każdy potrzebuje jakieś odskoczni od realiów życia.
Kilka chwil po kolacji znalazła się w upragnionym miejscu, które wyglądało tak jak zapamiętała je sprzed miesiąca. Wszędzie były sterty różnych przedmiotów, które uzbierały się przez wszystkie lata działalności Hogwartu. I tak były zapomniane przez wszystkich. Pokój Życzeń zawsze wyglądał tak jak ktoś sobie go wymarzył i na pewno nie były to góry jakiś gratów. Ale jej do szczęścia oprócz wygodnej kanapy, która znajdowała się po pokonaniu kilku zakrętów w tym labiryncie, więcej nie było potrzeba.
Ułożyła się na wygodnym meblu podkładając sobie pod plecy poduszkę. Jednym ruchem różdżki sprawiła, że sześciomiesięczny brzuszek ukazał się jej oczom. Uśmiech od razu zagościł na twarzy dziewczyny.
Panująca dookoła cisza, delikatne ruchy dziecka były tak kojące, że zasnęła.
Szedł pustym korytarzem, co chwilę rozglądając się na wszystkie strony sprawdzając czy nikt za nim nie idzie. Nie mógł pozwolić no to by ktoś go przyłapał. Mało, że miałby przechlapane u Czarnego Pana to i u ojca, który z wielką chęcią poznęcałby się nad nim. Wolał tego uniknąć i wykonać zlecenie, co prawda niechętni i mozolnie, by mieć święty spokój.
Wszedł do Pokoju Życzeń delikatnie za sobą zamykając drzwi unikając w ten sposób niepotrzebnego hałasu, który mógłby go wydać. Z ciężkim westchnięciem zaczął iść ku szafce, którą musiał naprawić. Choć próbował już wielu różnych sposobów nic nie wskazywało na to, że zrobiłby choćby jeden krok do przodu. Nadal nie działała, a on miał coraz to mniej czasu.
Dochodząc do kanapy, która stała naprzeciw jego celu, dostrzegł burze brązowych pukli spadających po poręczy skórzanego mebla. Widząc to, stanął gwałtownie. Rozejrzał się na boki, by sprawdzić czy kogoś jeszcze nie ma, po czym ruszył do przodu zatrzymując się dopiero przed czarną sofą, gdzie oparłszy się o nią spojrzał w dół. Widząc tak sobie znaną osobę i jej stan błogosławiony, kilka rzeczy zaczęło się mu układać w całość.
- Malfoy przyznaj się, że to jakaś twoja rodzinka. - Trzymał się swojego zdania Zabini, co chwilę pytając o to samo z rozbawieniem.
- Nie. Ile razy mam ci to powtarzać, że nie znam tej dziewczyny. - Syknął, któryś raz z kolei, w odpowiedzi blondyn.
- Daj spokój. Nie musisz się wstydzić tego, że trafiła do Gryffindoru. Wygląda na fajną babkę. - Ciągnął daje mulat.
- Zamknij się już. - Warknął zły Malfoy, zatrzymując się w miejscu.
- Smoku, jesteś bardziej podobny do niej, niż do swojej matki. - Brnął w swoje Blaise, nie przejmując się niezadowoleniem kumpla.
Albo rozmowa z wujkiem, który usilnie próbował wmówić mu, że ma genialny plan na zmianę jego życia i potrzebuje tylko jego zgody. I choć nie wierzył w ani jedno słowo z tego przekonywania chciał móc wierzyć w pomysłu ojca chrzestnego. Ale nie mógł. Był w końcu realistą.
A teraz patrząc na pogrążoną w śnie twarz dziewczyny kumulowane emocje dawały o osobie znać, kiedy to uświadomił sobie absurdalność rzeczy.
CZYTASZ
Więzy krwi / Dramione
FanfictionPogrążona w smutku, przypomina sobie o zmieniaczu czasu, który w sumie cały czas miała przy sobie, postanawia zaryzykować i sprawdzić. Sprawdzić czy podjęła słuszną decyzję.