29

4K 310 372
                                    

Rudzielec schował czerwoną i lekko zapuchniętą od płaczu twarz w pachnącej perfumami męża koszuli wyższego i odetchnął jego zapachem. Mocno przytulił się do partnera i zacisnął piekące oczy. Znów chciało mu się płakać. Tym razem jednak że szczęścia. Cieszył się. Tak cholernie się cieszył. Jak zwykle Dazai pojawił się właśnie wtedy kiedy powinien był się pojawić. Już miał przed oczami najczarniejsze scenariusze. Już widział jak w nieco ponad miesiąc od ślubu zostaję wdowcem. Nie chciał tego. Nie mógł już sobie wyobrazić swojego życia bez bruneta wpadającego do niego raz na jakiś czas aby go podenerwować. Nawet nie miał zamiaru sobie tego wyobrażać. Jak miałby wtedy się zachowywać? Miałby jawnie obchodzić żałobę i nosić mu kwiaty na grób? Czy może znowu zamknąć się w sobie na długie lata i pogrążyć się w pracy i drogim winie? Mocno przyciskał swoje drobne ciało do torsu wyższego nie zwracając uwagi na przemoczone deszczem ubrania męża. Nie obchodziło go to. Nie interesował się tym, że może się przeziębić czy ubrudzić. Chciał poczuć Osamu fizycznie. Jakaś część jego nadal nie wierzyła, że brunet na prawdę wrócił i że jest cały i zdrowy. Musiał mieć pewność. Ostatnie dni spędził na zastanawianiu się nad tym wszystkim, płakaniu i sprawdzaniu wiadomości. Widział, że jeśli wyższy by nie żył to o jego ewentualnej śmierci ktoś by go poinformował, a jeśli nawet nie to pewnie znalazł by jakaś informację o tym w internecie. Oprócz tego myślał. Zdecydowanie zbyt dużo myślał. Zaczynał żałować. Zaczynał żałować, że wtedy nie zatrzymał kochanka przy sobie. Zaczynał żałować, że nie powiedział mu wcześniej co czuje. Zaczynał żałować, że tak wiele czasu poświęcił na ukrywanie uczuć pod płaszczykiem nienawiści. Żałował tych zmarnowanych lat, tych szans, których nie wykorzystali tych wszystkich momentów gdy mogli porozmawiać na spokojnie i szczerze, ale tego nie robili. Szczupła dłoń detektywa delikatnie wsunęła się w jego splątane lekko przetłuszczonej włosy związane w ciasnego mocno obciążającego cebulki koczka. Brunet cicho westchnął przymykając oczy

- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął niepewnie widząc, że mąż nie będzie zadowolony z całej tej sytuacji. Był gotowy nawet na rozstanie i na kolejne groźby sypiące się z ust ukochanego. Nie obchodziły go konferencje przyznania się do wszystkiego. Chciał być już po prostu szczerym. Z ukochanym mężem i z samym sobą. Mimo, że zazwyczaj doskonale radził sobie z presją i oszukiwaniem innych teraz jakoś nie umiał. Kłamstwo nie przychodziło mu już tak łatwo, a zwłaszcza kiedy czuł na sobie przenikliwy wzrok tych głębokich niebieskich tęczówek, w których uwielbiał się rozpływać. Chuuya zasługiwał na szczerość choćby ta właśnie szczerość miała być dla niech obu zgubna - Tylko proszę nie denerwuj się...- westchnął próbując znaleźć odpowiedni zasób słów aby przypadkiem nie pogorszyć sytuacji

- Dazai? Co jest? Nie byłeś taki poważny nawet jak mówiłeś mi, że chcesz odejść z mafii - rudzielec zmarszczył brwi zastanawiając się o co może mu chodzić i odorbine się od niego odsunął aby móc swobodnie spojrzeć w oczy męża - No wyduś to z siebie - warknął pod nosem czując jak zaczyna tracić cierpliwość. Ile można myśleć co chce się powiedzieć?

- No więc... Ten nasz ślub... To było zaplanowane. Termin w urzędzie był zarezerwowany dużo wcześniej...- zaczął przytulając do siebie mocno męża. Miał nadzieję, że jakimś cudem uda mu się uniknąć zostania pobitym

- Jaki kurwa plan?- warknął wyrywając się szybko z uścisku bruneta i krzyżując ręce na piersi. Zmierzył wyższego nienawistnym spojrzeniem. Znowu dał się oszukać. Znowu padł ofiarą tego dupka. Znowu cierpi i pewnie znowu zostanie sam. Zacisnął ręce w pięści i mocno przygryzł wargę aby nie zacząć płakać

- No... Miałem cię upić i wziąć z tobą ślub. Urzędniczka to nasza znajoma. Miała jakiś tam dług wdzięczności u Ranpo... - mruknął drapiąc się po policzku. Jego wzrok padł na kanapę, na której jeszcze kilkanaście dni temu leżeli przytuleni. W najbliższym czasie raczej nic takiego nie będzie miało miejsca. O ile kiedykolwiek jeszcze będzie miało. Nie umiał spojrzeć niższemu w oczy. Czuł się z tym źle. Nie chciał oszukiwać partnera, ale nie miał wyjścia. To było polecenie służbowe. Poza tym wolał podstępem znów zbliżyć się do rudzielca niż pozwolić mu zupełnie odejść

- Nie żartuj sobie ze mnie... Dlaczego?!- warknął podnosząc wściekły przesłonięty łzami wzrok na wyższego - Czemu mi to robisz?! Po co?!- zadrżał czując łzę samotnie spływającą po jego policzku odetchnął ciężko i z zadziwiająco opanowanym wyrazem twarzy wymierzył meczowy siarczysty policzek. Brunet zdał się spodziewać takiej reakcji. Potarł tylko obolałe miejsce i delikatnie uśmiechnął się patrząc w niebieskie pociemniałe od wściekłości oczy

- To było dla twojego dobra - westchnął ciężko kładąc dłonie na ramionach rudzielca i delikatnie głaszcząc jego policzek. Niższy nie skomentowały jego poczynań, a tylko prychnął

- Skąd akurat ty możesz wiedzieć co jest dla mnie dobre?- szepnął odwracając wzrok i odwracając dłoń detektywa - Ty? Nie było cię ze mną - prychnął uśmiechając się gorzko - Zostawiłeś mnie na tyle lat i mówisz, że wiesz co jest dla mnie dobre. Nic o mnie nie wiesz - westchnął odsuwając się od niego. Gdyby teraz spojrzał w oczy męża, dał mu się przytulić, a może i pocałować przepadł by. Znów dałby się omotać tym słodkim słówkom, a nie może na to pozwolić

- Chuu... Chciałem mieć cię na oku. Pewnie wiesz, że w mieście pojawili się łowcy... Złodzieje umiejętności. - niższy powoli kiwnął głową nie rozumiejąc jaki ma to mieć związek z ich małżeństwem i całą tą cholerną sytuacją - Agencja zajmuje się tym już od kilku miesięcy, to dlatego mnie ostatnio nie było... Tych ludzi nie obchodzą słabeusze, zależy im na mocy, chcą być ślini. Dlatego założyliśmy, że możesz być kolejnym celem. Uparłem się, że nie pozwolę żeby coś ci się stało, ale ty mnie tak bardzo nienawidzisz... Musiałem coś zrobić żeby móc się do ciebie zbliżyć. Stąd ten ślub. - westchnął ciężko odgarniając wpadające do oczu włosy i patrząc na przetwarzającego wszytko jeszcze raz rudzielca

- Myślisz, że potrzebowałby twojej pomocy?- warknął podnosząc wreszcie wzrok na wyższego. Przecież to on miał lepsze umiejętności. To on lepiej radził sobie w walce i to on był silniejszy. Dlaczego miałby potrzebować pomocy od kogoś takie jak Dazai?

- Myślę, że tak. Ty jak i cała mafia wiecie tylko, że łowcy istnieją, a ja poświęciłem ostatnie miesiące na zbieranie informacji - skrzyżował ręce na piersi już nawet nie siląc się na uśmiech - Poza tym chciałem cię przeciągnąć do nas. Lepiej byłoby mieć cię w agencji...

- Co?! Ja w odróżnieniu od ciebie jestem lojalny. Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego - również skrzyżował ręce na piersi i spojrzał w brązowe oczy

- Wiem. Zauważyłem dlatego dałem sobie z tym spokój i po prostu cię pilnowałem. Myślisz, że na prawdę nie mam nic lepszego do roboty jak tylko siedzieć z tobą tutaj albo łazić na Hanami?- zaśmiał się gorzko i wsunął dłonie do kieszeni płaszcza

- Więc po co? Dlaczego to robiłeś? I czemu mi to teraz mówisz?- szepnął spuszczając spojrzenie. Już sam nie wiedział co ma myśleć. Niby Osamu twierdzi, że się martwi i chce dla niego jak najlepiej, ale w końcu go oszukał i to nie pierwszy raz

- Kocham cię Chuu. Martwię się i martwiłem się przez cały ten czas kiedy nie było mnie przy tobie. Robiłem to wszytko dlatego, że mi zależy. Na tobie. Na nas. A mówię ci to bo zasługujesz na szczerość. Chce zbudować z tobą prawdziwy związek oparty na zaufaniu, a nie kłamstwie- odparł wzbijając na wyżyny szczerości. Ciężko było mu przyznać przed samym sobą, że aż tak bardzo kocha tego małego rudego złośnika, ale taka była prawda. Przyciągnął do siebie niższego, który próbował wyszarpać się z objąć wyższego i mocno go przytulił

- To i tak nie zmienia faktu, że...- zaczął, ale miękkie ciepłe usta spoczywające na jego wargach uniemożliwiły mu dokończenie zdania

- Wiem, że to nic nie zmienia, ale daj mi jeszcze jedną szansę...- mruknął cicho wprost do ucha zarumienionego kochanka i oparł czoło na ramieniu niższego. Nie oczekiwał odpowiedzi. Nie teraz. Chciał dać niższemu czas na przemyślenie tego wszystkiego. Rozedrgane dłonie Nakahary zacisnęły się na plecach partnera mnąc przy tym poły beżowego płaszcza. Rudzielec zamilkł wdychając zapach perfum partnera.

To przedostatni rozdział tego opowiadania. Niedługo pojawi się epilog, w którym dowiemy się czy Chuu dał Osamu jeszcze szansę. Nie sprawdzone. Mam nadzieję że się podobało

Pewnej nocy |DazaixChuuya| [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz