"- Nawet nie wiesz, ile twoje pojawienie się zmieniło w moim życiu na lepsze!".
Kiedy król szkoły zakochuje się nieprzytomnie w outsiderce z traumatyczną przeszłością, zrazu łączy ich tylko takie samo imię: Sky.
Jednak chłopak podejmuje grę o serce...
Witamy z Waszym ulubionym maniakiem wszystkich Czytelników, którzy podążyli tutaj za nami z AGOH. Będę się starała robić dedykacje na bieżąco, ale jakbym o Tobie zapomniała, to proszę się upominać! Bardzo się cieszymy, że tu jesteś! <333 :*
Myślałem, że od kiedy poznałem Sky, kiepsko sypiałem. Kilka razy zmagałem się nawet z bezsennością i koszmarami. Jednak to było nic w porównaniu z ostatnią nocą, kiedy po prostu nie zmrużyłem nawet oka.
Patrzyłem w napięciu na świecące w ciemnościach cyferki na wyświetlaczu zegara przy łóżku. Na wszelki wypadek sprawdzałem też czas na telefonie (i czy wiadomości może doszły?!). Ale on nic a nic nie chciał płynąć szybciej od tego mojego sprawdzania. Nic. A. Nic.
Nawet oglądanie zdjęć Skylar, śpiącej na naszej kanapie w Halloween, mi w niczym nie pomagało. Raczej przeciwnie, mój lęk o nią wzrastał. Widziałem przecież, jaka dziewczyna jest w istocie bezbronna...
Wreszcie o trzeciej nad ranem wstałem z łóżka i poszedłem pod prysznic. Zafundowałem sobie naprzemiennie gorącą i lodowatą wodę, żeby się jakoś otrzeźwić i postawić na nogi. W końcu nie zanosiło się, żebym jeszcze zasnął tej nocy, a przede mną był cały długi piątek, o którym aż bałem się pomyśleć, co może przynieść.
Ale i tak myślałem.
Zdecydowałem, że jeśli Skylar nie dotrze dziś do szkoły, zgłoszę się z problemem do dyrektora Wu i liczyłem, że uda mi się uzyskać kontakt z domem dziewczyny. Z jej ciotką, kimkolwiek. A chociaż jej adres. Jakkolwiek nie miałoby to dziwnym okazać się dla Wu, ze oto nie znam tak podstawowych danych swojej dziewczyny, ehhh.
Tak naprawdę najchętniej usiadłbym teraz do fortepianu, no, ale dla moich rodziców wciąż jeszcze trwała noc, nawet dla mamy. Ponieważ jednak we własnym pokoju czułem się jak w klatce, bez większych nadziei złapałem podręczniki do historii oraz niemieckiego i zszedłem do salonu. Przynajmniej jakiejś kawy zamierzałem sobie zrobić. Albo kropli na uspokojenie wziąć, jeszcze lepiej...
Zrozumiałem, co to znaczy literalnie „chodzić po ścianach". Byłem blisko, przysięgam.
Rzuciłem się na kanapę i jednym okiem zerkałem do książki, a drugim do telewizora, który też włączyłem. Znalazłem swój ulubiony National Geographic, a w nim jakiś powtórkowy program o życiu słoni.
Wiedzieliście, że słonie odczuwają empatię, wykazują ogromną troskę o innych i nawet pocieszają swoich zestresowanych kolegów głosem i dotykiem*? Jakby chciały sobie powiedzieć „nie jesteś sam w cierpieniu". W dodatku są też altruistami. Odnotowano wiele przypadków, kiedy pomagały nie tylko sobie nawzajem, ale także innym zwierzętom. Ciekawe, c'nie?
Hmm, cokolwiek, byleby tylko nie bić się w głowie z własnymi myślami, które podpowiadały mi same katastroficzne wizje. Typu Sky pobita, porwana, wywieziona za miasto, a nawet... a nawet...
Nie, tych słów nie chciałem wypowiedzieć głośno nawet sam przed sobą. W sumie to przydałby mi się teraz jakiś słoń, żeby mi je wybił trąbą z tego mojego durnego łba, huh.
Tak, bywam maniakiem. Tak, zdarza mi się przesadzać. Tak, wszystko bym oddał, żeby się okazało, że właśnie robiłem z siebie histeryka roku. A Sky śpi smacznie w swoim łóżku, gdziekolwiek mieszka. I już za kilka godzin zobaczymy się w bibliotece.
Boże, pierwszy raz tak się cieszyłem, że mamy te korepetycje już o siódmej rano!!!
Mimo skotłowania i pomieszania umysłu, w morderczym stresie wszystkie moje zmysły były nadwrażliwe i mega wyostrzone. Dlatego mimo muzyki i głosu komentatora, dobiegającego od telewizora, doskonale usłyszałem ciche kroki mamy, schodzącej po drewnianych schodach.
Nie widziałem jej jeszcze, ale już dobiegło mnie sapanie i chrapanie Bilba, którego niosła w ramionach. I nawet ze swojego miejsca na kanapie czułem zapach jej delikatnych konwaliowych perfum. Ucieszyłem się, bo przecież matka to jeszcze lepiej niż jakiś tam słoń!
Zerknąłem na swojego submarinera i przekonałem się, że jest dopiero po czwartej. Z tego co wiedziałem, mama zwykle nie wstaje aż tak wcześnie. Aż się uniosłem na kanapie, żeby spojrzeć na nią ponad oparciem, zdziwiony. Ona także patrzyła na mnie z niepokojem.
– Spałeś dziś w ogóle, Sky? – zapytała, schylając się, by wypuścić z ramion czarnego mopsa. Który niechętnie, ale na własnych łapkach oddalił się do miski z wodą.
Kobieta skierowała się w moją stronę i przysiadła na brzegu kanapy, biorąc sobie moje stopy na kolana. Wciąż leżałem, z podręcznikiem do niemieckiego, rozpostartym na piersi.
– Co się dzieje? – chciała wiedzieć, bo milczałem głucho.
– Nie mogłem zasnąć. Strasznie się martwię – wydobyłem z siebie wreszcie. – Mieliśmy wczoraj bardzo nieprzyjemną sytuację w szkole, to znaczy Skylar i ja. Pamiętasz Aidena Kenna, tego który złamał rękę Ianowi? I rozbił mu głowę?
Mama skinęła głową.
– Przystawiał się wczoraj do Sky. I trochę się poturbował w efekcie – opisałem oględnie przebieg wczorajszych zdarzeń. W końcu naprawdę nie tknąłem śmierdziela palcem. – Dyr nas potem wezwał, bo Kenn złosił pobicie.
– Ale luz, Skylar mu wszystko wyjaśniła i to Aiden został zawieszony na dwa tygodnie – dodałem uspokajająco, w odpowiedzi na jej pytający, zmartwiony wzrok.
– Tylko wiesz mamo, nie mam z nią kontaktu od ponad piętnastu godzin – nie wytrzymałem i podzieliłem się z nią swoim głównym niepokojem. – Może to nic, ale po tym, co się wydarzyło w szkole, chciałbym wiedzieć, czy bezpiecznie dotarła do domu.
– A... – tutaj znów spojrzałem na ekran swojego telefonu, jak co parę minut od kilkunastu godzin – moje wiadomości nawet do niej jeszcze nie doszły.
I zabija mnie to.
W mediach jedno ze zdjęć śpiącej na kanapie Gardenerów Sky... ;*
*A tutaj przytulające się słonie 🐘🤗
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.