10. Nie przypadek

1.1K 63 91
                                    

Bardzo proszę, wklejam teraz, żebym nie musiała wstawać o świcie i żeby Vera miała co czytać przy śniadaniu. XDDD

Miłego nowego tygodnia. Prosimy o gwiazdki! :*

Rzuciłem się na biblioteczne krzesło z taką siłą, że aż jęknęło. Nie dbałem o to teraz. Interesowała mnie tylko jedna, może dwie rzeczy.

– KTO i CO ci zrobił?! – zapytałem dobitnie, jakimś dziwnym głosem, którego w życiu sam u siebie nie słyszałem.

Rodził się gdzieś głęboko w piersi, ledwo wydobywał przez zaciśnięte szczęki, ale mógł kruszyć kamienie. Sky spojrzała na mnie zaskoczona. Jej wyczulone na dźwięki muzyczne ucho zapewne wychwyciło w mym głosie także szczęk bitewnych mieczy.

Machinalnie sama siebie objęła ramionami. Cholera, przecież nie ją chciałem przestraszyć, ughh! Wziąłem głęboki oddech i postarałem się choć w minimalnym stopniu rozluźnić szczęki.

– Heeej – zacząłem. – Nie bój się, przepraszam. Ja tylko... Ja... – jednak zabrakło mi słów.

Skinęła głową w milczeniu, ale wciąż zaciskała na łokciach schowane w rękawach mojej zielonej bluzy dłonie.

– Powiesz mi? – poprosiłem najłagodniej, jak potrafiłem.

Dziewczyna znów lekko poruszyła głową, twierdząco. Ale zamiast mówić, najpierw opuściła śnieżnobiałe powieki i odmawiając mi widoku swoich przejrzystych tęczówek, jakby zamknęła się na chwilę w swojej głowie. Przez jej wyjątkowo dziś bladą buzię przebiegł skurcz. Wreszcie westchnęła i otwierając matowe, pozbawione blasku oczy, szepnęła:

– Nie wiem, kto to był...

Nosz kurwa, zaczyna się wprost super! Zgrzytnąłem zębami, ale chociaż stłumiłem pchające się na usta przekleństwo. Czekałem. CZEKAŁEM.

– Ja... stałam wczoraj na przystanku autobusowym. Zamierzałam niedługo wsiąść, gdy nagle ktoś mnie potrącił. Popchnął? – zastanowiła się Skylar, niepewna jak rozumieć to, co się stało.

Zamilkła. Czekałem na ciąg dalszy, ale tak się spiąłem, że aż krzesło znów pode mną jęknęło.

– Tak, chyba mnie popchnął. Jakiś chłopak.

– Skyyy... – nie wytrzymałem. – Proszę, opowiedz dokładnie, co się stało.

Dziewczyna jakby zebrała się w sobie i wreszcie spojrzała mi w oczy. A właściwie najpierw przebiegła wzrokiem po mojej twarzy, jakby coś sprawdzała, badała.

„Okey...? To ja, Shy, mężczyzna, który zrobi wszystko, co mojej mocy, żeby cię ochronić. Nic złego nie ma cię prawa nigdy więcej spotkać" – odpowiedziałem otwartym spojrzeniem na nieme, ale nie budzące wątpliwości zapytanie w jej oczach: „Kim jesteś? Czy mogę ci zaufać?"

– Popchnął mnie – Sky zdecydowała się nazwać rzeczy po imieniu. – I natychmiast pobiegł w stronę parku. Przepraszam, nie wiem nawet, jak wyglądał. Miał binnie na głowie, to wszystko, co pamiętam.

– Ja... upadłam, na twarz. Zdążyłam tylko trochę podeprzeć się dłonią – dodała.

Na dowód prawdziwości swej opowieści (jakbym kiedykolwiek zamierzał w nią powątpiewać!) uniosła prawą dłoń, dotąd ukrytą niemal całą w rękawie. Odsunęła ściągacz i mogłem zobaczyć bandaż, owinięty między kciukiem i nadgarstkiem.

Moje szczęki i pięści znów się zacisnęły. To nie było normalne, że dzień po dniu dziewczyna przychodzi do szkoły coraz bardziej poraniona, w ciągle nowych opatrunkach. Co się do kurwy działo?!

– Nie przepraszaj – powiedziałem najspokojniej, jak potrafiłem. – Nie dziwię się, że nic nie zauważyłaś. Pewnie wszystko zadziało się błyskawicznie? – zgadywałem.

Potwierdziła opuszczeniem głowy i westchnieniem. Po chwili milczenia znów na mnie spojrzała i zapytała cicho:

– Myślisz, że to przypadek?

Nie, kurwa, na pewno tak nie myślę.

II. A Game of Skies | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz