8. Myśli niespokojne

1.1K 61 118
                                    

Już za chwileczkę, już w następnym rozdziale... Stay tuned! ^^


– Mamo, a jeśli... jeśli coś jej się stało?? – głos mi się załamał, kiedy to wreszcie powiedziałem głośno. – Ja zupełnie nie ufam Kennowi, tam się dzieją jakieś słabe rzeczy. Najbardziej to dyr go zawiesił tak jakby za molestowanie seksualne, wiesz?

Kobieta skinęła głową i tylko położyła ciepłą dłoń na mojej kostce. Dobre i to. Taki matczyny dotyk, który leczy słoniątko. Nawet przy dotknięciu nogi, najwyraźniej. I dobrze.

– On był wczoraj wściekły, to znaczy Aiden. Choć Wu też – opowiadałem dalej, podciągając się na poduchach do siadu. – Obaj z Ianem uważamy, że może chcieć teraz wykręcić jakiś podły numer. Z zemsty. A to Skylar jest z nas wszystkich najbardziej bezbronna.

– Rozumiem – szepnęła rodzicielka w zamyśleniu. Znów miała na twarzy ten dziwny wyraz, który czasem się pojawiał, gdy była mowa o Sky, zwłaszcza w kontekście jakichś problemów.

– Bo mamo – teraz dzieliłem się już wszystkimi swoimi zmartwieniami – ja właściwie nic o niej nie wiem. Nic. Czuję się jak idiota. Tak strasznie ją kocham, a nie wiem nawet, gdzie ona mieszka?!

– Starałem się jak mogłem uszanować jej prywatność i potrzebę postawienia mi granic, ale w takich sytuacjach to mnie wykańcza. Bo zupełnie nie wiem, co się z nią dzieje, gdzie jest, czy jest zdrowa i... i cała?!

– Będziecie potrzebowali wypracować sobie nowe zasady – stwierdziła mama spokonie. – Jeśli oczywiście Sky się zgodzi. Ale możesz o to poprosić.

– Ona wczoraj zgodziła się założyć moją bluzę zawodnika, wiesz? – zwierzyłem się i mimo wszystko moje wargi wygięły się w lekkim uśmiechu. 

– Obiecałem jej, że zaczekam, aż będzie chciała zostać moją dziewczyną. Nie powiedziała jeszcze tak, ale nie powiedziała też nie.

Mama patrzyła na mnie ciepło, również delikatnie się uśmiechając. Właściwie nic nie powiedziała wielkiego, ale jednak dzięki samej jej obecności przy mnie podczas tej upiornej nocy poczułem się nieco lepiej. Zupełnie jak słoń z traumą, poklepany trąbą przez inne słonie, no mówię wam.

– No, ale teraz... – znów przygasłem – ja nie mam pojęcia, czy ona dziś przyjdzie do szkoły. A jeśli naprawdę coś jej się stało?!

– Spodziewam się, że to wszystko ma wytłumaczenie, kochanie – szepnęła wreszcie matka w zamyśleniu. – Chcę wierzyć, że Sky jest bezpieczna. Jeśli jednak nie będzie jej rano w szkole, koniecznie daj mi znać, ok?

– Aaa... a po co? – zdziwiłem się, no bo co mama mogła poradzić w tej sytuacji.

– Zaufaj mi, będę wiedziała, co z tym zrobić – uśmiechnęła się do mnie lekko a w jej głosie zabrzmiało stuprocentowe przekonanie.

Ufff, no mimo wszystko, jakoś mi to trochę pomogło na nastrój. Ale też przypomniało naszą wcześniejszą rozmowę o moich podejrzeniach co do Skylar i mamy.

– Ty naprawdę coś wiesz o Sky – jęknąłem sfrustrowany, ale wiedziałem, że nie zmienię jej decyzji i nic mi nie powie, dopóki nie uzna tego za stosowne. – Coś ważnego!

Matka tylko skinęła głową. Ehh. Przyszło mi do głowy, że taka dyskretna i stanowcza to ona najczęściej bywa w sprawach zawodowych. Ale to się przecież nie trzymało kupy, bo już nikomu nie prowadziła psychoterapii, hmm.

– To pewnie, dam ci znać, okey – obiecałem jednak. I zapytałem z nadzieją: – Mamo, ja wiem, że to jest chora godzina, ale myślisz, że mógłbym pójść trochę pograć? Nie obudzę ojca?

– Wiesz, że jego nic nie obudzi, spokojnie – roześmiała się mama, z pewną ulgą przyjmując zmianę tematu. – Nie wstanie przed szóstą trzydzieści, jak zawsze. Więc jeśli tylko potrzebujesz, to pewnie, idź.

– A tobie, czy nie przeszkodzę? – upewniłem się jeszcze, mając na myśli jej poranne ćwiczenia z jogi.

– Zagraj coś pięknego, synku – poprosiła. – Na pewno będę miała dobrą sesję.

– A więc Chopin. Fortepian został wynaleziony dla jego muzyki – zdecydowałem, wstając na równe nogi. Aż się przeciągnąłem. – Dzięki mamo, nie wiem jakim sposobem, ale bardzo mi pomogłaś. Jak zawsze. Zupełnie jakbyś miała trąbę!

Matka przez chwilę patrzyła na mnie trochę dziwnie, ale zerknęła na migający wciąż ekran i najwyraźniej wszystko jej się skleiło. Ona na pewno znała zjawisko empatii i udzielania sobie wzajemnego wsparcia przez stado słoni.

– Cieszę się, kochanie. To biegnij do fortepianu, a ja rozłożę matę w gabinecie. I pamiętaj, coś pięknego, ale nie Etiuda Rewolucyjna*, błagam! – zaśmiała się.

No tak, miała rację. Ja sam może nawet miałbym ochotę zagrać ten dramatyczny utwór, ale widać nie było mi pisane. Jednak ważne, że w ogóle mogłem zagrać. Muzyka to życie.

Teraz oby tylko przeżyć do siódmej...


*Etiuda c-moll op. 10 nr 12, nazywana Rewolucyjną – etiuda skomponowana przez Fryderyka Chopina w 1831 roku. Wedle tradycji dzieło powstało, gdy kompozytor dowiedział się o upadku powstania listopadowego – zajęciu Warszawy przez Rosjan. Etiuda powstała niedługo po upadku powstania listopadowego w 1831. Chopin nie był w stanie brać w nim udziału (wyjechał do Paryża), więc wyładowywał swą frustrację w swoich dziełach. Dzieło, które wymaga od wykonawcy bardzo dużych umiejętności technicznych, jest jednym z najbardziej znanych utworów Chopina.

II. A Game of Skies | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz