(Ps. Ten rozdział będzie pisany w 3 osobie, chcę przetestować ten styl narracji)
Ciężko dysząca dziewczyna zadała kolejny cios wiatrem wysokiemu, barczystemu mężczyźnie. Tym razem w końcu jej się udało i mężczyzna upadł na ziemię, łapiąc się za brzuch gdzie go trafiła. Wzięła biały kosmyk swoich włosów za ucho, w tym momencie żałowała, że nie postanowiła ich związać. Były już całe mokre od potu i brudne od kurzu czy zaschniętej krwi. Sama już nie wiedziała, czy krew była jej, czy jej wrogów.
-Wchodzimy, Shoshannah pośpiesz się!- dziewczyna niczym obudzona z transu odwróciła się w stronę głosu i wbiegła do ogromnego, zimnego budynku. Ich szybkie i pewne kroki roznosiły się echem. Dziewczyna mocniej ścisnęła swój miecz, może nawet zbyt mocno, bo jej knykcie pobladły.
Skręcili w korytarz, który miał prowadzić do centrum budynku. Shoshannah trzymała się z tyłu, a jej serce biło tak mocno, jakby zaraz miało wylecieć z klatki piersiowej.
Nagle dziesięcioro członków wojska Lily zagrodziło drużynie drogę.
-Zajmę się tym! -krzyknęłam dziewczyna, gdy jeden z osiłków próbował dźgnąć Skylor ostrzem swojego sztyletu. Wytworzyła potężną wichurę, która zmiotła ich przeciwników na ścianę, wywołując u nich niemałe obrażenia.
Dziewczyna wzięła duży wdech i rozkazała iść dalej, sama trzymając się z tyłu.
W końcu wpadli na ogromne drzwi, nie były strzeżone co było dość podejrzane dla Shoshannah i jak się okazało, dla każdego innego, tylko nie Kai'a.
-Kai stój! -Zdążyła krzyknąć rudowłosa do swojego chłopaka, gdy ten rozwalał właśnie zamek, nic to nie dało i mistrz ognia, dumny że swojego pomysłu, wszedł jako pierwszy do pomieszczenia.
I jako pierwszy też, przełknął głośno ślinę, żałując swojej decyzji.
W środku znajdowało się całe wojsko, czyli ok. 50 uzbrojonych i wyćwiczonych ludzi. Na samym tyle stała Lily, uśmiechając się szyderczo i rozdając rozkazy.
- Nie ma już czasu na odwrót, atakujcie! -wykrzyczała Shoshannah ile tylko sił i nadziei w sobie miała. Nie była pewna czy wygrają, nie była pewna czy przeżyją. Niczego już w tamtym momencie nie wiedziała. Wiedziała tylko, że trzeba próbować.
I tak oto, zaczęła się bitwa. Mimo przewagi liczebnej, wojsko Lily było słabsze. Cóż się dziwić, niektórzy Ninja mieli jeszcze swoje moce i dawali jakoś radę.
-Shoshannah, dasz radę odzyskać nasze moce? - spytał niepewnie Kai, wbijając miecz w brzuch swojego przeciwnika.
Dziewczyna niepewnie spojrzała na siostrę, była stale chroniona przez wojsko.
-Jeśli tylko uda mi się jej dotknąć Kai, wypowiem wtedy zaklęcie i wasze moce wrócą! - odpowiedziała broniąc się jednocześnie mieczem, z którego wydobywał się biało szary dym.
Szatyn skinął lekko głową, od razu się rozpromienił.
-Słuchajcie, musimy pomóc Shoshannah dotknąć Lily, wtedy odzyska moce moje i Jay'a!- krzyknął chłopak w stronę reszty drużyny. Spojrzeli po sobie, próbując wymyślić plan.
-Może górą? -zaproponowała Skylor, patrząc na sufit, zawieszone były na nim lampy, które wyglądały na dosyć solidne.
-Ktoś musi mnie podrzucić - odpowiedziała i popatrzyła na najwyższego, Zane'a. Chłopak ruchem dłoni wskazał jej, aby podeszła, po czym podrzucił ją dosyć wysoko.
Dziewczyna natychmiast złapała się jednej z lamp, kierując się w kierunku drugiej. Przybliżyła ją nieco za pomocą gałęzi, wyrastajacej z jej sztyletu. Tak samo robiła z kolejnymi, aż znalazła się nad Lilą.
CZYTASZ
"Moc Wiatru" ~Lego ninjago
Fanfiction(Akcja dzieje się po sezonie 10) (Powieść posiada wulgaryzmy i brutalne sceny walki) Cała drużyna pragnie świętować udaną akcję, jedynie Lloyd dalej pozostaje czujny, jego ojciec zniknął po wlace z Oni, Harumi zginęła, a on stracił zaufanie do obcyc...