003

6.4K 511 761
                                    

Harry wyszedł z Wielkiej Sali, będąc podekscytowanym możliwością zajrzenia do swojego dormitorium. Przez cały dzień był zabiegany – najpierw lekcje, nauka, obiad i dopiero teraz miał możliwość wrócenia do pokoju.

Miał nadzieje, że trzeci prezent w jakiś magiczny sposób już się tam znalazł. Brunet podejrzewał, że to Seamus, Dean albo Neville mają układ z tajemniczym X, ale skoro nie chcieli się przyznać, nie miał zamiaru dłużej na nich naciskać.

Gdy dotarł na miejsce, tak jak się spodziewał, na jego łóżku leżała kolejna paczka z załączonym listem. Poczuł jak przyśpiesza mu bicie serca.

Drogi Harry,

dzisiejszego dnia chciałem dać Ci coś, co byłoby znakiem dla mnie, że nadal chcesz otrzymywać prezenty i dowiedzieć się kim jestem. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego pytam o to dopiero teraz? Chodzi o to, że wyznałem ci już moją płeć, a to było najważniejsze. Dlatego w trzeci dzień Grudnia daje Ci bransoletkę – noś ją, jeśli nadal chcesz to kontynuować.

Ciekawy twojego wyboru,
X

Potter spojrzał na pudełko i otworzył je, wyciągając z środka drobną, rzemykową bransoletkę, na której wisiały zielone i czarne koraliki. Dwa z nich miały wygrawerowane jego inicjały, co pokazywało jaki ten prezent był szczególny.

Bez zastanowienia zawiązał ją na swoim nadgarstku – już wczoraj wiedział, że to, że X jest chłopakiem wcale mu nie przeszkadza i ciągle chciał otrzymywać od niego słodkie listy oraz podarunki.

Kopertę schował do swojego pudełka i postanowił wybrać się na spacer. Było to po części spowodowane nudą, a po części chęcią pokazania chłopakowi, który do niego pisze, że nadal chce to kontynuować.

Wyszedł, prawie że w podskokach z dormitorium, a następnie Pokoju Wspólnego i skierował się w stronę wyjścia z zamku. Miał ochotę przejść się po błoniach odkrytych zimnym śniegiem.

Gdy był w jednym z głównych korytarzy prowadzących do wyjścia, natknął się na coś, czego bardzo nie chciał spotkać – magiczną jemiołę.

Została zaczarowana przez dyrektora tak, aby osoba, która pod nią utknęła mogła zostać wyzwolona tylko i wyłącznie przez pocałunek innej osoby.

Potter westchnął zirytowany, wiedząc, że trochę sobie tu poczeka a jego spacer musi zostać przełożony na później. Rozejrzał się po korytarzu, szukając wzrokiem kogoś, kto mógłby mu pomóc, ale jedyne co dostrzegł to czwórka Ślizgonów zmierzająca w jego stronę. "Tylko nie Malfoy" pomyślał i przetarł twarz dłonią.

— Kogo my tu mamy? — zapytał szyderczo. — Czyżbyś utknął, Potter?

— Odwal się, Malfoy — wypluł. — Idźcie sobie stąd.

— Brzmisz jak dziecko — zaśmiał się blondyn. — Nie potrzebujesz przypadkiem pomocy?

— Na pewno nie od was — mruknął i założył ręce na klatce piersiowej. Może Malfoy miał rację – zachowywał się jak dziecko, jednak nie miał zamiaru przyznać się do błędu, a już w ogóle nawet nie myślał o tym, żeby poprosić ich o pomoc.

— W takim razie trochę sobie tu postoisz. Dwójka czwartorocznych Puchonów bije się przed zamkiem i każdy poszedł to zobaczyć. No wiesz, nie często zdarza się takie coś, więc trochę minie za nim wrócą do środka. Ale jak wolisz — powiedział i zaczęli od niego odchodzić.

— Dobra, czekajcie — zawołał ich zrezygnowany Potter. — Tak, potrzebuje pomocy.

— Nie ma sprawy — powiedział blondyn i uśmiechnął się, zaczynając podchodzić w jego stronę.

— Ale nie ty! — krzyknął.

Draco złapał się teatralnie za serce, udając, że wielce go to zabolało.

— Dobra, ja mogę to zrobić — odezwał się Theodore Nott. — Chyba, że też nie wpasowuje się w twoje oczekiwania.

— Nie, jest okej — mruknął zażenowany a reszta Ślizgonów zaczęła głupio się uśmiechać.

Nott podszedł do niego i dał mu szybkiego, nic nieznaczącego buziaka w usta. Harry poczuł jak magia, która trzymała go w miejscu puszcza, a jemioła nad nim zawieszona się rozpływa.

— Dzięki — mruknął jeszcze bardziej zawstydzony i szybko uciekł z tego korytarza, słysząc jak Ślizgoni śmieją się z jego małego rumieńca.

Gdyby nie odbiegł tak szybko, może jeszcze zdążyłby dostrzec jak Draco uśmiecha się patrząc na bransoletkę, zawieszoną na jego nadgarstku.

— Słodki jest prawda? — zapytał blondyn, uśmiechając się do siebie.

— Ta — mruknął z sarkazmem Theo.

— Tylko mi go nie ukradnij — zaśmiał się Draco i ruszyli w kierunku lochów. — Twój chłopak nie byłby zadowolony.

kalendarz adwentowy  ও・drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz