006

6.2K 477 273
                                    

— Mam już dość — jęknął Potter, pocierając swoje dłonie o siebie. Chciał je rozgrzać, ponieważ przez ponad godzinę siedzieli na ogródku u Hagrida i pomagali mu w opiece nad zwierzętami, które nie zapadały w sen zimowy. Była to taka lekka pomoc w prezencie na jego urodziny, o których dowiedzieli się przypadkiem od Dumbledore'a.

— Mówiłam wam, że tak będzie — powiedziała Hermiona, która jako jedyna wpadł na pomysł założenia grubych, puchatych rękawiczek, które dostała od rodziców. — Może pomóc ci jakimś zaklęciem?

— Zaraz będzie lepiej — uspokoił ją, zauważając, że są blisko zamku. — Usiądę przy kominku, czy coś.

— Lepiej słuchaj się Hermiony — mruknął Ron. — Jeśli się wkurzy to na siłę wepchnie ci gorącą herbatę i trzy pary rękawiczek na ręce.

— Oj daj spokój, nie jestem aż taka nieznośna — oburzyła się szatynka i zrobiła naburmuszoną minę. Ron zaśmiał się i pochylił w jej stronę, dając dziewczynie krótkiego buziaka w policzek.

— Oczywiście, że nie, ale Harry jest już dorosły i jestem pewien, że poradzi sobie z zimnymi rękami — uspokoił ją chłopak.

Weszli do zamku i od razu skierowali się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, gdzie usiedli na wygodnej kanapie przed kominkiem, który emitował przyjemne ciepło.

— Ja pójdę się przebrać, dobra? Żebym szybciej się rozgrzał — powiadomił ich Harry, na co przyjaciele pokiwali głowami w zrozumieniu i zaczęli słodką rozmowę o ich jutrzejszej randce.

Harry uśmiechnął się i zaczął wchodzić po schodkach do swojego dormitorium. Od szóstego roku, kiedy to Ron i Hermiona zaczęli ze sobą chodzić, bardzo im kibicował, ale też zazdrościł, że mają kogoś bliskiemu ich sercu.

To nie tak, że Potter nikogo nie kochał. Bo kochał dużo ludzi — Syriusza, Remusa, Hermione, Rona, państwa Weasley, ale to nie był ten rodzaj miłości, której mu brakowało.

Wszedł do pokoju i od razu skierował się do szafy, prawie przeoczając kolejny list leżący na jego łóżku, który w ostatnim momencie rzucił mu się w oczy.

Zagryzł wargę, decydując, że jego komfort może poczekać i zajął się czytaniem wiadomości, zostawiając paczkę na później.

Drogi Harry,

dzisiaj chciałem Ci dać prezent, który właściwie będzie pasował do czegoś, co już posiadasz. Początkowo miałem dać Ci coś innego, ale stwierdziłem, że ten dzień będzie na to odpowiedni.

Wiele razy widziałem, jak chodziłeś w pięknym, szmaragdowozielonym swetrze. Zakładam, że został on wykonany przez mamę Weasley'a, w końcu każde z jej dzieci ma taki sam. Uważam, że to urocze i zazdroszczę im tego, chociaż nigdy bym tego nie powiedział na głos.

Może nie zrobiłem ich samemu, ale daje Ci pasujące do nich skarpetki, które zamówiłem specjalnie dla Ciebie. Również są szmaragdowozielone i mają wyszywane srebrne księżyce. Nie wiem dlaczego, ale po prostu mi do Ciebie pasują.

Mam nadzieję, że Ci się spodobają i będziesz je nosił.

Nadal mocno zakochany,
X

Harry uśmiechnął się wzruszony, że podarował mu prezent, który tak bardzo kojarzył mu się z rodzinnym ciepłem jakie roztaczała rodzina Weasley. Uwielbiał swetry, które dawała mu Molly i były jego ulubionymi prezentami.

Z miłym uczuciem na sercu, włożył skarpetki na zmarznięte nogi po czym podszedł do szafy i wyciągnął z niej mięciutki materiał, następnie zakładając go na siebie.

Włożył list do pudełka, w którym trzymał całą resztę i postanowił wrócić do swoich przyjaciół.

— O Merlinie! Czy wy musicie!? — krzyknął i zasłonił sobie oczy, bo gdy tylko zszedł na dół do Pokoju Wspólnego zauważył Hermionę i Rona, którzy całowali się nie zwracając uwagi na otoczenie. Chociaż szatynka nie lubiła robić tego w obecności innych osób, uwielbiała denerwować w ten sposób Harry'ego, więc gdy tylko mieli okazję zrobić to na jego oczach – robili to. Zwłaszcza że dzisiaj nie było zbyt wielkiego tłumu w wieży Gryffindoru, bo każdy korzystał z ładnej pogody i możliwości zabawy w śniegu.

— Dobra, dobra — mruknął lekko czerwony Ron, odrywając się od Hermiony, która szepnęła pod nosem "zazdrośnik".

Harry pokręcił głową i usiadł między nimi na co zareagowali jękami niezadowolenia.

— Ładne? — zapytał, unosząc swoje stopy w górę. Małe księżyce lekko odbijały blask ognia, który pochodził z kominka, a ich zieleń cudownie pasowała do jego oczu.

— Tak, dostałeś je od niego? — domyśliła się Hermiona, mając na myśli osobę, która zostawia mu listy.

— Mhm — mruknął Harry i uśmiechnął się, ponownie przyglądając prezentowi.

— Jak opowiem to mamie to będzie zazdrosna, że ktoś wyręcza ją w pracy — zaśmiał się rudy Gryfon.

— Więc może lepiej tego nie mów — powiedział Harry i lekko się uśmiechnął. — Bo wiesz, jeśli kiedykolwiek X zostanie moim chłopakiem, to chce, żeby moja druga mama go polubiła.

***

wiem, że dzisiaj dosyć późno (23:33), ale przynajmniej się wyrobiłam

kalendarz adwentowy  ও・drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz