Part 1

881 29 55
                                    

Wszedł do mieszkania po skończonej zmianie. Był wykończony. Trochę poobijany ale w pewien sposób nie mógł doczekać się kiedy wróci do domu. Zamknął cicho drzwi i uśmiechnął się szeroko. Jej buty jak i walizka leżały przy wejściu. Odłożył klucze na szafkę i zsunął swoje ubranie. Kiedy Deena wracała do domu czuł to. Czuł to właśnie przez te zapachy, które wylatywały z kuchni. Szeroko uśmiechnęła się kiedy stanął w drzwiach. Po chwili jej uśmiech zmienił się w wyraz ogromnego zaskoczenia.
- Jay Halstead z kim ty się znowu biłeś? - oparła ręce na biodrach i jej brew powędrowała w górę. Rozłożył bezradnie recę i uśmiechnął się przepraszająco.
- Pokaż się - podeszła do niego i oparła dłoń na jego podbródku. Mruknął z zadowoleniem kiedy poczuł jak go pocałowała
- Oj będzie wołowinka dzisiaj - mruknęła
- Na obiad? - uniósł brew.
- Nie, na twojej twarzy - rzuciła starając się nie roześmiać w głos. Pisnęła czując jak objął ją w pasie. Zamknął ją w swoim ramionach. Zapach jej szamponu był ciągle zniewalający. Poczuł jak wtuliła się w niego mocniej.
- Daj spokój, siniak zejdzie - odsunął ostrożnie głowę - Tęskniłem za tobą - dodał całując jej czoło
- Ja za tobą też. I cieszę się, że już wróciłam - wpatrywała się w jego zielone tęczówki z fascynacją. Taką samą jak cztery lata temu kiedy spotkali się po raz kolejny w MED. W Kabulu nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Mogła powiedzieć nawet, że był jej niezbyt ulubionym pacjentem. Ciągle uparty jak ciele uważał, że nic mu nie jest. Zgrywał wielkiego bohatera który na niej nie robił zbyt wielkiego wrażenia. A gdy kilka lat później spotkała go w MED był już kimś zupełnie innym. Dobra, dalej był uparty jak cielak. Nawet dwa razem wzięte ale nie zgrywał już niepotrzebnie bohatera. I chyba tylko to sprawiło, że zgodziła się wyjść z nim na kawę, drinka. A później zgodziła się za niego wyjść. Od dwu lat była panią Halstead i wiedziała, że to dobra decyzja. Z Jay'em nie kłócili się jakby w ogóle. Owszem, mieli swoje typowe utarczki ale nie mąciły tego co jest między nimi. Ale chyba w każdym związku tak było. Każde miało swoje wzloty i upadki. Potrafili się gniewać na siebie i nie rozmawiać ze sobą cały dzień. Jednak wszystkie spory kończyły się w momencie kiedy oboje szli spać. Oboje byli zbyt uparci żeby wywalić tą drugą osobę z łóżka. Druga kołdra nawet nie wchodziła w grę. Deena raz porwała się na coś takiego, skończyło się ogromnym fochem Jay'a i spaniem na kanapie. Uwielbiała zasypiać w jego ramionach więc nigdy więcej czegoś takiego nie zrobiła. Jemu nie przeszkadzały nawet jej włosy wchodzące do jego ust. Uwielbiał chłonąć ich zapach. Było to bardziej uspokajające niż wszystkie leki z jego apteczki.

Spojrzała na niego zaskoczona kiedy wyjął z jej dłoni pilot od telewizora i pociągnął w kierunku łazienki. Podczas kolacji nadrobili plotkarsko cały tydzień. Deena opowiadała mężowi w tajemnicy, że Rhodes znowu był niegrzeczny na konsultacji na którą pojechali. Lekarka miała nieodparte wrażenie, że przez niewyparzony język lekarza zaraz wylecą na kopach z Waszyngtonu. Jednak chyba chirurdzy z tamtego szpitala mieli już z Connorem doczynienia. Otworzył drzwi od łazienki i dumny z siebie wskazał na swoje dzieło.
- Mówisz kąpiel?
- Mhm... Musisz się zrelaksować - oznajmił łapiąc jej dłoń i prowadząc w kierunku wanny. Nie rozumiała jego pokręconego romantyzmu. Owszem Halstead na przykład bez problemu kupował jej kwiaty ale zawsze, zawsze musiał z tego coś wyciągnąć dla siebie. Zawsze! Ale chyba to w nim uwielbiała.
- Ja jestem zrelaksowana. Wróciłam do domu, do męża...
- I mąż teraz o ciebie zadba i pozwoli ci odpocząć - cmoknął czubek jej nosa.
- Czyli dołączysz do mnie?
- Nie - pokręcił głową - Po pierwsze to twój ukochany wrzątek a po drugie domyślam się, że wyjazdy z Connorem są męczące - wpatrywał się w jej oczy. Kiwała głową zgadzając się z tym co mówił. Uśmiechał się szeroko do niej.
- Kto gra z kim?
- Co? Nie... - obruszył się - Skąd ten pomysł - spojrzał na nią.
- Jest środa, środek sezonu. A po drugie gdyby nie mecz to byś próbował wejść ze mną do tej wanny - wyjaśniła spokojnie wspinając się na palce. Cmoknęła jego wargi.
- Chyba minęłaś się z powołaniem. To ty powinnaś być detektywem - mruknął.
- Ale jestem lekarzem a mój mąż jest detektywem. Idź oglądaj sobie ten mecz, ja skorzystam z kąpieli - rzuciła wskazując na drzwi
- Mogę popatrzeć?
- Gra ci ucieka
- Ale no...
- Jay! - wskazała na drzwi. Szatyn mruknął niezadowolony i skierował się do drzwi z miną niezadowolenia.
- Ale i tak mam najlepszą żonę na świecie - rzucił zamykając drzwi. Zaśmiała się cicho i zaczęła rozbierać się. Tak, z Jay'em było jej na prawdę doskonale. Nawet nie spodziewała się, że okaże się być tak czarującym mężczyzną. Trochę może nieokrzesany ale mimo wszystko nie wyobrażała sobie żadnego innego mężczyzny na jego miejscu.

Usiadł na kanapie łapiąc za pilot. Deena była najwspanialszą kobietą jaką poznał do tej pory. Nawet wspomnienie o Erin nie budziło w nim bólu. Był okropnie szczęśliwy mając kogoś takiego jak pani doktor w swoim życiu. Kiedy spotkał ją w Kabulu nie spodziewał się, że tak się to skończy. Jej ciepły, ładny uśmiech powodował w nim to, że próbował za wszelką cenę pokazać że jemu nic nie jest. Nie ważne, że przez sącząca się krew prawie nic nie widział. Jaki on był wtedy bezmyślny! Za każdym razem kiedy przypominał sobie Kabul rosło w nim zażenowanie. I kiedy spotkał ją jakiś czas później w MED miał nawet nadzieję, że ona o tym nie pamięta. O jakże się mylił! Pamiętała! Doskonale pamiętała. Wszystko. A on czuł, że jest spalony. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Jedna kawa, jeden drink. Pani doktor okazała się trochę nerwowa ale mimo wszystko czuł się przy niej wspaniale. Była tym człowiekiem który pchał go do przodu. Przez jej obecność był w stanie przenosić góry. A jeśli jakiś pomysł wydawał się jej poroniony to wtedy wkraczała do akcji. Mógł przy niej nie ukrywać że jest zły, rozdrażniony czy smutny. Była jak balsam. Idealna. I kiedy zgodziła się za niego wyjść czuł się jak naćpany. Nie wierzył w swoje szczęście. Nie kłócili się często a spory najczęściej kończyły się wieczorem. Jeśli oczywiście byli w domu. Jej dwudziestocztero godzinne dyżury jakoś mu nie przeszkadzały. Czasami sam wpadał do domu tylko się przebrać i leciał z powrotem na posterunek. A ona cierpliwie robiła mu kanapki i kazała spadać żeby Hank się nie wściekał. Rozumiała z czym wiąże się jego praca. I tylko prosiła żeby wrócił do niej w jednym kawałku bo nie ma zamiaru znowu go składać do kupy. Oparł się wygodnie o oparcie i zatopił w śledzeniu gry. Ten idealny obrazek jego życia był tym czego po wszystkim potrzebował. A do życia potrzebował tylko jej.


------------------------------------
Dzień dobry

Zobaczymy co z tego wyjdzie. 🤭

Jeszcze raz [Chicago PD] ||ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz