~Pseudo Nauczyciele~

60 5 2
                                    


Właśnie sprzątałam na biurku po glinie, bo w sierpniu mam egzamin na studia z rysunku i gliny. Nie, nie idę na ASP. Chcem robić zęmby. Ale mniejsza, w czasie tego sprzątanie przypomniała mi się sytuacja z bodajże grudnia. 

W liceum byłam w klasie matematyczno - geograficznej - historia sztuki. Wcześniej byłam na dwa miesiące na fizyce, ale po pierwszym sprawdzianie się wypisałam na gegre. Lekcje fizyki wyglądały tak, że babeczka miała plotunie, a jedna osoba była przy tablicy. 

Ale nie o tym.

Z racji, że jednak miałam tą rozszerzoną matematykę, to w poniedziałki moja klasa dzieliła się na dwie grupy:

- matematyka w zastosowaniu 

- rysunek 

To pierwsze było po prostu dodatkowymi godzinami matematyki, a rysunek miał być w założeniu przygotowaniem to kierunków związanych z architekturą.

Ja byłam na rysunku i muszę przyznać, że byłam niesamowicie podjarana tymi lekcjami, bo lubię rysować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co chce robić w życiu i miałam takie myśli, że może coś z tym związane. Rysowałam wtedy cały czas, na przerwach i lekcjach. Także chciałam się dokształcić. Powodem, dla którego wybrałam tą szkołę było to, że gdy byłam na biegach w gimnazjum, to właśnie w tej szkole, a na holu zobaczyłam mnóstwo obrazów. Autorem tych obrazów był nauczyciel historii sztuki i rysunku. Także tym bardziej byłam podjarana.

ALE. 

Nie lubiłam go. 

I co wcale nie dla tego, że był wredny. Właśnie nie, wszyscy za nim przepadali i w pewien sposób był miły.

Głównie nie lubiłam go dlatego, że w pierwszej liceum starałam się nadrobić wszystkie prace i siedziałam nad nimi do piątej rano. A on zapominał ich sprawdzić i przez to miałam niższą ocenę na koniec. 

W późniejszym czasie coraz bardziej widziałam jego lenistwo i ogólne wyjebanie w uczniów. Oczywiście uważali go co cool nauczyciela, bo był tak wyluzowany, ale nie tego się spodziewałam. Lekcje historii sztuki przeprowadzane za karę, a gdy serio miał dość to puszczał filmu. Mimo, że ten temat mnie mega interesował, to on potrafił przeprowadzić to tak, że to właśnie na tych lekcjach zasypiałam najczęściej. 

Rysunek nie był lepszy. 

Ustawiał jakieś przedmioty na stole i mówił, że po prostu narysujcie to, co widzicie. Przymrużcie oczy, aby zobaczyć gdzie jest światło. Możecie ołówkiem zmierzyć wielkość. 

I tyle, potem siadał do komputera. 

Jakby okej, lekcja rysunku, to lekcje, gdzie się rysuje. 

Ale gdzie podstawy? Gdzie bryły? Kierunek światła? Przecież to jest klucz, to poprawnego rysunku!

My nie wiemy nic o strukturze, a każe nam rysować pomięty płaszcz. 

Jakby, ja wiem, że on umie rysować. Wiedziałam jego prace, więc tym bardziej powinien wiedzieć co robić, a w ogóle nas nie uczył. Robi prywatnie rysunki i rzeźby na zamówienie, także nie ma mowy, aby nic nie wiedział o podstawach. Tym bardziej, że chodził do plastyka. 

Powiem więcej, uczył nas jak rysować źle. 

Ogółem jebnęłam jak to usłyszałam. 

Mieliśmy zrobić swój autoportret. Także jedna dziewczyna, co mówiła, że chce iść na ASP, zapytała jak w ogóle mamy zacząć. 

Mi ta informacja nie była potrzebna, bo doskonale wiedziałam, że zaczynami od rozrysowania głowy. Spłaszczonej po bokach. Dzielącą się na trzy część, linia włosów, brwi, nosa i brody i to wygląda tak:

Wszystko to, co denerwująceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz