"Lan Zhan! Puść mnie! Niedobrze mi się już robi, będąc przyciśnięty mocno brzuchem do twojego twardego ramienia! Czuje, że za chwilę zwrócę cały dzisiejszy obiad razem ze śniadaniem... Nawet dzisiaj nie będzie mi się chciało zamoczyć ust w Uśmiechu Cesarza..."
Srebrnooki marudził od kilkunastu minut, nie wiedząc, gdzie był porywany przez swojego oprawcę, który po jego wyglądzie wcale nie wydawał się być pijanym. Żałował całego dzisiejszego dnia, pragnąc wrócić na prostą i wylegiwać się przez resztę dnia w wygodnym łóżeczku, po sytym i smacznym obiedzie. Twarz HanGuang-Juna była jak zawsze, bez ani grama pozytywnych emocji. Na każdego, na którego spojrzał wydawało się, jakby zabił jego kota. Zasady w Zaciszu Obłoków zabraniały trzymania tam jakichkolwiek zwierząt. Do tego czasu Lan QiRen nie zdążył się dowiedzieć o puchatych kulach, biegających niedaleko zimnych źródeł. Nie zapuszczał się w tamte rejony, wolał być na osobności, medytując w dużej drewnianej wannie z parującą gorąca wodą i kaczką, wydając odgłosy godowe. Nikt nie próbował go jeszcze na tym nakryć, będąc na tyle ostrożnym.
Znali brata swojego dobrego przywódcy. Napotykając go na drodze, każdy się odsuwał i składał krótkie pokłony, uciekając dalej w głąb głośnego targu. Do pobliskiego miasta nie szli długo, znaczy Lan WangJi szedł, a Wei WuXian był przez niego niesiony, szarpiąc się na wszystkie strony, nie raz uderzając przez przypadek nogą w twarz przyjaciela. Nie widząc żadnych efektów z wyrywania się, zaprzestał, użalając się nad swoim losem i biednym tyłkiem, którego dzisiaj czekała ostra kara. Błagał, żeby ktoś go uratował, a byłby dla niego dłużnikiem do końca życia, wielbiąc go przez te czasy.
Wcześniej nie miał nic przeciwko dotykaniu przez złotookiego w niektórych miejscach, ale obecnie jego myśli sprzeciwiały się z tamtym pomysłem na wszelkie sposoby, nie myśląc o tym złym. Rozważał, czy była jeszcze jakaś szansa, że może uratować cztery litery przed napastowaniem i jutrzejszym bólem, chyba, że zmienią rolę i to nie będzie on musiał zmagać się z cierpieniem przez kilka następnych dni.
W pobliskim mieście, jak w każdym innym, panował gwar i głośny hałas, sprzedawcy straganów nawoływali klientów do zakupu własnych produktów. Musieli jakoś wyżywić swoje liczne rodziny i mieć za co żyć na kolejny dzień. Młodszy mężczyzna zauważył pełny stragan z jego ulubionym alkoholem, w którym zbierała się masa ludzi. Sam widok na mocny trunek robiło mu się niedobrze, naciskając bardziej na żołądek i przy okazji robiąc fikołki dzisiejszym jedzeniem. Chciałby się napić, ale jakoś nie potrafił na trzeźwo, musiałby być już wcześniej na procentach, nie zważając na otoczenie.
Jego zewnętrzna szata z czerwonymi końcami rękawów zsunęła się niżej górnych kończyn, odsłaniając kawałek bladego obojczyka razem z brzydką blizną na lewej piersi. Nikt za bardzo nie mógł tego ujrzeć, jego rozpuszczone kruczoczarne włosy zakrywały cały widok przed przechodniami. Nie myślał źle o tej ranie, świadczyła o jego poświęceniu się i ratunku damy w opałach. Dla mężczyzn blizny byłym czymś, czym mogli się pochwalić, kobiety zaś ukrywały je jak tylko mogły, nie chcąc, by ktoś je skrytykował za oszpecone ciało i później kryć się z plotkami w życiu codziennym.
"Lan Zhan, gdzie idziemy? Nie mogliśmy zostać w Zaciszu Obłoków? A właśnie, bariera na kurhanach została całkowicie zdjęta i muszę ponownie ją postawić na nogi! Sekta Jin zaatakuje niewinnych ludzi!" Krzyczał do ucha Lan WangJiego, który w żaden sposób nie skrzywił się na donośny dźwięk, mocniej zacisnął palce na jego tyłku.
"Wei Ying, nie musisz się o to bać. Od razu po zabraniu ciebie w bezpieczne miejsce, wysłałem swoich ludzi, aby przewieźli Wenów u podnóże góry GusuLan. Rozkazałem im zmienić szaty na nasz klan. Nikt ich nie tknie. Pomyśl o czymś miłym." Srebrnooki zamilkł.
CZYTASZ
Nie Ma Powrotu // Mo Dao Zu Shi [PORZUCONE]
FanfictionOstatni przywódca klanu Wen został zabity. Pozostałe klany w świecie kultywacyjnym mogły w końcu żyć jak wcześniej. Po wielkiej i długiej wojnie Wei WuXian co raz bardziej tracił kontrolę nad Pieczęcią Tygrysa Stygijskiego i swoją mocą. Każdy z pr...