Opuścił tymczasowy pokój, udając się na świeże powietrze. Było jesienne popołudnie, słońce biło mocno po oczach. Przechadzając się po kamienny drogach Zacisza Obłoków, zauważył, że od jego ostatniej wizyty nic się za bardzo nie zmieniło po za niektórymi zburzonymi przez Wenów jasnych budynków.Cisza i spokój ponownie zagościł w tym miejscu. Góra z trzema tysiącami zasad dalej stała, nie znalazła się na nich nawet jedna mała ryska. Widać święte reguły posiadały swoją moc obronną, by nikt nie zniszczył napisów na niej. Na sam ich widok Wei Yingowi wspomniały się kary w przepisywaniu ich setek razy na papierze, które następnie w ogóle nie zostawały sprawdzane przez jego strażnika.
Stąpając po terenie GusuLan, czuł pozytywną energie, wpływającą na swoje samopoczucie. Nie wiedział, od kiedy czuł się tak dobrze, bez ciągłych obowiązków i sprawdzania co jakiś czas bariery kurhanów, czy była idealnie silna. Czasami miał obawy, że coś pójdzie nie tak i będą z tego ogromne skutki.
Jako dziecko i nastolatek nie miał żadnych zmartwień, dopiero w późniejszym czasie, kiedy powoli stawał się prawdziwym mężczyzną, pojawiły się pierwsze objawy, czy będzie wystarczająco silny, by ochronić osoby, na których mu zależało.
Po zlikwidowaniu wspólnego wroga każdy poszedł własną ścieżką, zakładając rodziny. Wei WuXian nie był wyjątkiem, zbierając ocalałych ludzi, stworzył swoją rodzinę, gdzie nikt nie patrzył na nikogo z góry. Po paru miesiącach nie poczuł się do końca spełniony, jakby jego serce kogoś jeszcze potrzebowało do idealnego szczęścia i zapełnienia pustki.
Gładkie kamienie wciskały się między palcami stóp srebrnookiego, próbując równo chodzić po nierównej powierzchni. Dokładnie nie pamiętał, gdzie się konkretnie teraz znajdował. Wszystko wydawało się dla niego jak jeden wielki labirynt, w które miejsce nie poszedł, wyglądało identyczne z tym, którym mijał.
Gdyby dalej miał swój rdzeń, przywołałby Suibian i wyleciał, opuszczając Zacisze Obłoków i udając się do domu. W Przystani Lotosów dalej nie był mile widziany przez swoją zdradę. Wyparł się klanu Jiang, do którego tak naprawdę nigdy nie należał. Przygarnęli go, ale nigdy nie został w niego włączony, nie urodził się w tej rodzinie.
W końcu wydostał się z korytarza, schodząc po schodach w dół, do zimnych źródeł. Lodowata woda zmieszała się z ciepłym powietrze, tworząc delikatną mgiełkę, unoszącą się ku niebu. Za dnia oraz nocy można było to ujrzeć, lepszy obraz był nocą przy świetle jasnego księżyca.
Pamiętał, że znajdował się na prywatnym terenie, gdzie nie każdy uczeń GusuLan mógł od tak sobie wejść. W wodzie Wei WuXian zauważył mężczyznę, moczącego się do połowy klatki piersiowej. Drugi panicz Lan przychodził w to miejsce codziennie, medytując i oczyszczając umysł. Dla niego nie ważne jaką zbiornik posiadał temperaturę, mógł się w każdej zrelaksować.
Gorąca rozluźniała spięte mięśnie po całym dniu, a zimna orzeźwiała ciało.
Demoniczny kultywator nie chcąc zostać zauważony, przykucnął przy bambusowych drzewach, łapiąc się dłońmi o jego pędy. WangJi stał do niego tyłem, mając zamknięte oczy i próbując o niczym niepotrzebnym nie myśleć.
Czuł wewnętrzny spokój. Nikt nie zakradał się w to miejsce, więc nie musiał się elegancko zachowywać. Dopłynął do brzegu po lewej stronie, siadając na płytszych kamieniach w wodzie i kładąc rozciągnięte ramiona wzdłuż małych skałek na powierzchni, które były suche. Przez dotknięcie się z skórą mężczyzny zostały delikatnie zmoczone.
Odprężył się, zamykając oczy. Chciał pobyć sam bez żadnego zgiełku czy niepotrzebnego hałasu. Uratował srebrnookiego w ostatniej chwili, miał nadzieję, że niedługo się obudzi. Tak łatwo nie puści go za teren Zacisza Obłoków. Przy granicy postawił więcej ludzi dla bezpieczeństwa jego przyjaciela.
CZYTASZ
Nie Ma Powrotu // Mo Dao Zu Shi [PORZUCONE]
FanfictionOstatni przywódca klanu Wen został zabity. Pozostałe klany w świecie kultywacyjnym mogły w końcu żyć jak wcześniej. Po wielkiej i długiej wojnie Wei WuXian co raz bardziej tracił kontrolę nad Pieczęcią Tygrysa Stygijskiego i swoją mocą. Każdy z pr...