6

618 52 13
                                    

Trucizna rozeszła się po co raz większym obszarze ciała Patriarchy YiLing, ciemne smugi w miejscach żył przy sercu i ramieniu pociemniały do mrocznej krwi. Ciecz płynąca w nich była zatruta stężeniem silnego żelaza, które normalną osobę zabiłoby od razu. Zioła podawane przez lekarkę jedynie hamowały się jej szybsze rozprzestrzenianie się. Powoli lekarstwa zanikały swoje działania, usuwając przeszkodę na drodze.

Czwarty dzień Wei WuXian leżał sztywno przykuty do skalnej półki, zastępującej łóżko i mogącej pomieścić na niej bez problemu dwie dorosłe osoby. Na nadgarstkach i kostkach ze tarta krew zostawiła po sobie okrężne rany wokół miejsc związanych grubo sznurami.

Wen Qing ledwo stała na nogach, obserwując dnie i noce bezustannie przyjaciela. Jego stan się nie polepszał, jej brat zaczął się martwić teraz zarówno o Wei Yinga jak i przemęczoną siostrę, która słabo stąpała po jaskini demonicznego kultywatora.

Nie wiedzieli, co jeszcze mogli zrobić, kobieta próbowała nawet podarować część swojej duchowej mocy, po kilku minutach jej oddawania bardziej osłabła. Nie miała idealnych dużych zapasów mocy. Bez złotego rdzenia srebrnookiego było o wiele trudniej, cokolwiek poradzić w uzdrawianiu mężczyzny.

- Siostro... Powinnaś odpocząć, będę doglądać panicza Weia - zaproponował Wen Ning, ocierając jej zmęczone ramiona.

Kobieta osunęła się na pobliską ścianę, na chwilę zamykając zaczerwienione powieki. Złapał się za głowę, próbując jeszcze coś wymyślić. W jej głowie znalazł się pustka, prosząca o sen i odpoczynek dla zapracowanego ciała. "Musi być jakiś sposób... Nie chcę, by kolejna bliska nam osoba umarła przez moją bezsilność..." "Zrobiłaś już wystarczająco dużo. Losu nie da się zmienić. Jak ma podzielić się z innymi, to tak powinno się stać. Pozwólmy mu w spokoju odejść."

Na twarzy Upiornego Generała pojawił się smutek z bezradnością. Chciał odciągnąć czarnowłosą, ta wstała, podchodząc do drewnianego stolika z różnymi substancjami. Każdej bezpiecznej próbowała na otrutym. Dotykając zaokrąglonej krawędzi mebla, przewróciła się, opadając pod nogi drewnianego przedmiotu. "Siostro!" Krzyknął, martwiąc się nagłym omdleniem Wen Qing.

Szybko zimnymi palcami musnął jej rozgrzanego czoła. Była cała rozpalona i wygłodniała, zawsze troszczyła się o innych, zapominając o własnym zdrowiu. Ciągła opieka i szukanie lekarstwa wykończyły jej organizm. Jego siostra zawsze opiekował się młodszym bratem, teraz on postanowił się nią zająć.

Zostawił na moment panicza i zabrał lekarkę do ich niedokończonego domku. Brakowało tylko go udekorować, coś w formie posłania się znalazło. Ułożył ją, przykrywając niezbyt grubym materiałem na wierzch.

W ciemnej grocie ciało Wei Yinga słabło z każdą chwilą, a bariera wokół kurhanów razem z nim. Na granicy między zdrowym a zanieczyszczonym terenem, ludzie Jin ZiXuna stali i czekali. "Demoniczny Patriarcha traci swoje siły! Bariera na kurhanach przestaje istnieć, to nasza idealna szansa na pozbycie się tego plugastwa, która dalej chodzi po tym świecie!" Wykrzyczał lider grupy liczącej około czterdziestu wojowników.

Bez ociągania nakierował złotym mieczem na stronę Kopców Pogrzebowych. Mgła nie była tak gęsta niż przedtem, mieli lepszy widok na obumarły las, otaczający kryjówkę Wei WuXiana. Jeden po drugim maszerowali za przywódcą. Pełni siebie i zwycięstwa nie zwalniali na krok, posiadali odrazę do Wenów. Zniszczyli dwa potężne klanu i kilku osób z ich sekty. Chcieli się odwdzięczyć, pomimo że byli niewinni, to i tak sądzili o śmierci dla nich za wszystkie popełnione przestępstwa przez ich dalsze rodziny. Powiązanie z nimi krwią stwarzało dla nich problem. Pragnęli sprawiedliwości za głowy swoich pobratymców, chcą takiej samej kary.

Nie Ma Powrotu // Mo Dao Zu Shi [PORZUCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz