13

565 53 83
                                    

Wesołych Świąt! 😋 Z okazji zbliżających się świąt, życzę wszystkim wszystkiego dobrego i spełnienia marzeń. W tym tygodniu wyjątkowo ukażą się dwa rozdziały z WangXiana, dzisiaj i jutro, taki mini prezent. Zapraszam do czytania.

---

Pobyt Wei WuXiana w chłodnych źródłach szybko minął, a z nim bliższe spotkanie z wspólną karą. Oboje mieli zrobić to w innych miejscach niedaleko siebie. Srebrnooki do wykonania miał trudniejszą karę. Musiał stać na jednej ręce, przepisując zasady klanu Lan do wschodu słońca na śliskiej powierzchni głazu, znajdującego się blisko Pokoju Orchidei, na środku sadzawki, zaś HanGuang-Jun do zachodu słońca na czubku dachu głównej świątyni.

Lan QiRen nie przepadał za bardzo za Wei Yingiem, wiedział, że była to jego sprawka, wyciągniecie jego siostrzeńca za mury Zacisza Obłoków bez jego wiedzy na dodatek na całą noc, kiedy chciał pomówić z złotookim na temat Patriarchy YiLing w Gusu. Myślał, że najlepiej dla wszystkich byłoby odesłanie go z powrotem na kurhany i nie kręcenie się w pobliżu wielkich sekt.

Mieli złe opinię na jego osobę, ale nie zamierzali go atakować, niepotrzebnie rozpoczynając wojnę, którą zapewne by przegrali. Klan Lan nie chciał zbytnio angażować się w walki, woleli zachować sojusz i siedzieć cicho. Gdyby już musieli rozlać krew, to tylko w awaryjnych sytuacjach, tak to wykonywali swoje codzienne czynności.

Lewa ręka powoli zaczynała mu cierpnąc, krew u nóg przestała krążyć, wszystko przelewało się do górnych kończyn. Minęło dopiero cztery godziny, a do jego końca kary zostało jeszcze sporo czasu. Nie minął jeszcze zachód słońca, a on zaczynał żałować wyjścia. Gdyby Lan WangJi siłą go nie porwał, nie byłby teraz tutaj i nie musiałby cierpieć.

Nie wiedział, dlaczego dostał dwa razy dłuższą, jak to nie był on głównym powodem, dla którego uciekli za murów Zacisza Obłoków. Na początku tego wszystkiego zaczął prowokować złotookiego i na dokładkę dostał namiętną oraz ostrą noc. Zdawało się, że WangJi nie wiedział, co to znaczyło hamulce.

Wei Ying nie chciał, by tak wszystko się potoczyło w tym kierunku. Myślał, że nie raz będzie doświadczał bólu tyłka. Było to lepsze od ponownego spotkania z jadowitym wężem i poczucia jego ostrych kiełków razem z jadem na własnej skórze.

Przez ten czas zdążył przepisać dziesięć stron. Nie spieszył się z tym wszystkim, nie miał powiedziane, ile tych zasad musiał nałożyć na cienki papier, ale na pewno nie mógł zawrzeć żadnych błędów.

Za młodego okresu miesiącami zatrzymywał się w pawilonie bibliotecznym, będąc uważnie obserwowanym, każdy błąd musiał zaczynać od samego początku. Dzięki temu zdobył piękniejsze pismo kaligrafii, mogąc się innym pochwalić. Nauki nie poszły na marne.

"Lan Zhan, ile już przepisałeś?" Krzyknął z dołu w stronę mężczyzny, który powiewał równo z wiatrem na dachu głównej świątyni. Był skupiony na swoim zadaniu, słyszał głos Patriarchy. Niepotrzebnie nie chciał zakłócić harmonii pracy, w którą zdążył się już wciągnąć.

"Mn."

"Lan Zhan, możesz zrobić to za mnie? Nie ma nigdzie twojego wujka na widoku, więc nawet nie chce mu się nas pilnować. Obie ręce i plecy już mnie bolą, a o tyłku nie wspomnę." Odłożył na chwilę pędzel w kubeczku z czarnym atramentem, musiał zrobić sobie na moment przerwę.

"Mn."

Chciał zejść z zesztywniałej pozycji i stanąć na własnych nogach, ustawiając się na dolnych kończynach, jego kości zatrzeszczały w okolicy ramion. Przebywając tak długo w jednej pozycji, poczuł się jak stary człowiek, który na starość miał problem z poruszaniem się.

Nie Ma Powrotu // Mo Dao Zu Shi [PORZUCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz