'Jeśli chciałaś mnije podotykać, to było powiedzieć.'

31 4 0
                                    

Siedziałyśmy obie w aucie słuchając naszego ulubionego zespołu, a konkretnie to One direction . Kate siedziała za kierownicą. Darłyśmy sie w niebogłosy, śpiewając razem z chłopakami zespołu. Było piękne południe. Jechałyśmy właśnie nad rzekę do domu jej rodziców. Miałyśmy zamiar sie tam trochę zabawić. Ulica była pusta, a my szybko nie jechałyśmy. Nagle zza zakrętu wyjechało auto, które nie jechało po swoim pasie. Kate próbowała szybko je wyminąć, przez co wpadłyśmy w poślizg i uderzyłyśmy w drugi samochód.

Obudziłam cała we łzach. Znowu to samo, znowu mi się to śni. Minęły dwa lata od tego wypadku. Dlaczego znowu mi się to śni? Kate nie żyje i dobrze o tym wiem. Wstałam z łóżka, chwyciłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Była jakaś trzecia nad ranem. Odpaliłam papierosa i zaczęłam sie powoli uspokajać. Wcześniej nie paliłam. Zaczęłam po tym strasznym wypadku. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Za niedługo mam urodziny. Mija kolejny rok, kiedy spędzę je bez niej. Po mojej twarzy znowu zaczęły lecieć łzy. Przez przypadek papieros wyślizgnął mi się z palców i lecąc w dół, zahaczył o moją dłoń, parząc jej wewnętrzną część.

- Kurwa - powiedziałam do siebie. Podniosłam go, po czym zgasiłam częściowo niedopalonego papierosa, którego wrzuciłam do słoika, po czym usiadłam na ziemi czując obezwładniającą mnie bezsilność. Spojrzałam w górę. Na niebie znajdowały się jeszcze gwiazdy. Razem zawsze je oglądałyśmy. Nagle usłyszałam, że drzwi balkonowe obok się otworzyły, a z pokoju wyszedł Theo.

- Boże święty, kto o tej godzinie tak hałasuje? - przetarł oczy i spojrzał na mnie zdenerwowany. Nagle jego wyraz twarzy sie zmienił.

- Wszystko w porządku? - zapytał przejęty.

- A żeby cię to interesowało. - odpowiedziałam oschle.

- No wiesz... może to nie moja sprawa, ale jak widzę dziewczynę płaczącą tuż obok mojego pokoju, to wypada zapytać. - odpowiedział również siadając na ziemi. Nasze balkony na nieszczęście były bardzo blisko siebie więc jak usiadł to można by powiedzieć, że siedzi obok mnie.

- Chwila słabości i tyle. - odpowiedziałam, ocierając twarz z łez.

- Każdemu może się to zdarzyć, to nic złego. - powiedział patrząc przed siebie.

- Każdemu ale nie mi. Już nie. - wzięłam kolejnego papierosa i odpaliłam.

- Dlaczego palisz to świństwo? - zapytał z obrzydzeniem.

- Można powiedzieć, że mnie to uspokaja. - zaciągnęłam się dymem.

- Wiesz, jest sto innych sposobów. - odpowiedział. Siedzieliśmy tak sobie patrząc w przestrzeń przed siebie.

- Mogę sie o coś ciebie zapytać? - zapytałam.

- Juz zapytałaś. - odpowiedział, śmiejąc się cicho pod nosem. Też się cicho zaśmiałam. - Ale jasne. Pytaj. - powiedział.

- Dlaczego chodzisz późnymi wieczorami serwować ?

- Ponieważ mogę złapać większe fale, które jest wtedy dla mnie wyzwaniem, a lodowata woda daje mi orzeźwienia.- odpowiedział, patrząc na morze.

- Kto co woli. - powiedziałam, gasząc papierosa. Kiedy siedzieliśmy w ciszy, spojrzałam na zegarek i nawet nie wiedziałam, że dochodzi czwarta. Słonce zaczęło wschodzić. Był to piękny widok. Rzadko mam okazje taki widok podziwiać. Kiedyś częściej to robiłam ale tyko z Kate. Tak bardzo za nią tęsknie. Nie zauważyłam, kiedy znowu z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Szybko je otarłam, żeby Theo ich nie zobaczył.

- Widzę, że coś cię dręczy i zapewne tego nie powiesz, ale uwierz mi Emma, że nadejdzie taki dzień kiedy upuścisz wszystkie swoje emocje. - uśmiechnął się do mnie i tym oto akcentem wstał i wrócił do siebie. Moja twarz wyrażała szok. Co niby mają znaczyć te słowa? Posiedziałam na balkonie jeszcze jakieś piętnaście minut i weszłam z powrotem do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pomagałam dzisiaj ojcu w barze. Ruch był taki sam, jak w każdą sobotę. Minęło juz kilka dni od mojej rozmowy z Theo na balkonie i od tamtego czasu nie widziałam go ani razu. Stałam za ladą i robiłam drinki, przychodziło mi to z łatwością, ponieważ uwielbiam to robić. Nie raz ćwiczyłam w domu nowe przepisy. Aktualnie robie jeden z moich ulubionych drinków. Czyli drink kawowy, mojego własnego przepisu. Większość naszych klientów uwielbia go. Ostatni wstrząs i nalewamy do szklanki. Uśmiecham się i daje go klientowi, ten dziękuje i odchodzi. Lubię tą prace. Dzięki niej zawsze coś wpadnie do kieszeni, a tym bardziej, że klienci naszego hostelu maja w barze zniżkę. Wycierałam blat gdy podszedł następny klient.

- Czym mogę po...- nie dano mi dokończyć.

- Nalej mi whyski. - powiedział blondyn. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałam. Jego włosy były rozczochrane i stały na wszystkie strony. Pod oczami miał wory. Wyglądał, jakby nie spał dość długo.

- Może tak grzeczniej. - powiedziałam sięgając po szklankę. Nic nie odpowiedział. Podałam mu szklankę z jego zamówieniem, którą wyzerował na raz. Ja bym tak nie mogła.

- Jeszcze jeden. - powiedział wyciągając pieniądze. Nie odzywając się, nalałam mu jeszcze raz.

- Albo wiesz co? Zostaw cała butelkę. - powiedział, dając mi należną zapłatę za to.

- Wszystko w porządku? - zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie
-Nie interesuj się, to nie twoja sprawa - wziął butelkę i udał się do stolika. Nie powiem doktelo mnie to ale jak nie chce to nie. Zbliżała sie godzina zamknięcia. Prawie wszyscy wyszli, oprócz jednej osoby. Siedział tam w kącie już prawie zasypiając na blacie.

- Trzeba go wygonić. - powiedział mój ojciec, patrząc na blondyna.

- To jest gościu, co mieszka pod 20. - odpowiedziałam tacie, cały czas patrząc na Theo.

- Znasz go? - spojrzał na mnie zdziwiony

- Tsaa, można tak powiedzieć. - spojrzałam na oja.

- Mam coś jeszcze zrobić, czy mam zabrać tego barana do pokoju? Bo sam na pewno po tych schodach nie wejdzie. - zapytałam.

- Możesz iść, ja juz pozamiatam. - odpowiedział trzymając miotłę w ręce.

- Dobra. To widzimy sie w domu. - pocałowałam tatę w policzek i podeszłam do tego zalanego blondyna w trzy dupy.

- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. - chłopak nawet nie wiedząc co sie dzieje, podniósł głowę. Posłusznie wstał i oparł sie o mnie. Przerzuciłam sobie jego ramię przez bark i wyszliśmy z baru.

Weszliśmy do budynku. Nie powiem, ciężki był jak cholera i nie wiem czy to przez te jego mięśnie czy jego wielkie ego. Chyba to drugie.

- Mógłbyś trochę pomóc, co? Jesteś strasznie ciężki. - powiedziałam. Po ciężkich męczarniach, weszliśmy na górę. Zaczęłam w jego kieszeniach szukać kluczy. Theo zaśmiał sie pod nosem.

- Jeśli chciałaś mnije podotykać, to było powiedzieć. - zaśmiał sie ledwo stojąc.

- Szukam twoich kluczy debilu. - powiedziałam, znajdując to, czego szukałam. Weszliśmy do środka, w pokoju panował harmider. Wszystko było porozwalane. Położyłam go na łóżku i odwróciłam się z zamiarem opuszczenia jego pokoju, gdy złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Przepraszam. - powiedział. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Nagle, pociągnął mnie w swoją stronę i przytulił do swojego torsu. Zatkało mnie i to bardzo. Na chwile tez chciałam go przytulić, ale zaraz sie otrzęsłam. Szybko wyrwałam sie z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. Zatrzymałam sie przed drzwiami i jeszcze na niego spojrzałam.

- Dobranoc Theo. - to były moje ostatnie słowa, po których wyszłam.

Jedno słowo, tysiąc myśliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz