Rozdział 20

826 28 7
                                    

Zapadła cisza. Wszyscy patrzyliśmy na niego  jak wyryci.  Widok Massima, który stoi praktycznie o własnych siłach, no dobra z małą pomocą doktora - osłupił nas.
Jeszcze kilka chwil wcześniej po wybudzeniu , nie mógł nic powiedzieć. Podniesienie ręki sprawiało mu kłopot.  Teraz stoi przed nami. Jego upór i siła nie przestaną mnie zaskakiwać.
- Tak wujku! - pisnęła Stella . Podbiegła do niego wtulając się w niego. Po chwili dołączyłam do nich.  Podniosłam Stellę i wzięłam ją na ręce. Nie chciałam by przemęczała go.
- Jak widzicie drodzy Państwo, Pan Toriccelli ma się całkiem dobrze.  Rzekłbym nawet, zaskakująco dobrze zważając na to co przeszedł. Tak jak już rozmawiałem z Panem - wskazał na Massima- proszę się oszczędzać.  Jeszcze trochę potrwa za nim wróci Pan do pełni sił.  Tymczasem proszę cieszyć się rodziną. Obowiązki wzywają.
- Dziękuję doktorze, za wszystko co Pan zrobił dla nas. Rzadko spotyka się tak oddanych swojej pracy lekarzy. - uścisnęłam jego  dłoń .
- To moja praca.  Muszę jednak przyznać, że trafił mi się wybitnie silny pacjent . Dużo zawdzięcza swojemu organizmowi, który tak walczył.  Rzadko zdarza się, żeby pacjent tuż po wybudzeniu był tak świadomy i  w takiej formie. 

Doktor odszedł,a za nim ruszył Domenico. Domyślam się, że chciał się o wszystko wypytać doktora . Olga także do niego dołączyła . Zostaliśmy sami.

Pomogłam mu wejść do sali i wrócić do łóżka.
- Stella , chcesz do mnie  na łóżko wskoczyć? - zaproponował Massimo . Widziałam jak bardzo potrzebuje jej bliskości. Pokiwała głową i zaraz siedziała tuż obok niego .
- Wujku, czy to znaczy , że będziemy z Tobą mieszkać? - kolejny raz jej pytanie zaskoczyło. Co jak co, ale dzieci potrafią być bezpośrednie.
Chyba jej się nie dziwię. Właśnie jej życie zmienia się o 180 stopni. To naturalne, że nie wie jak teraz  potoczy się nasz los.
Massimo przerzucił swój wzrok na mnie. Doskonale znał moją odpowiedź.  Chociaż tam gdzie nas trzymali, wszystko działo się bardzo szybko,  już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy razem. Teraz chciał chyba poprostu to usłyszeć. Jego oczy lśnily milonem iskierek. Cudownie było znowu czuć to spojrzenie na sobie.
- Tak córeczko.  - odpowiedziałam za niego.
- Mama ma rację.  - dodał  Massimo.  Będziesz miała swój pokój, ale jeśli tylko będziesz chciała , zawsze będziesz mogła spać z nami.  - pogładził ją po policzku. Jeszcze nie ustaliliśmy gdzie dokładnie będziemy mieszkać, ale na pewno razem. - uśmiechnął się do nas.
- Gdziekolwiek , aby razem - skwitowałam  składając pocałunek na jego ustach. A on go odwzajemnił.
Wiem , że mała jest przy nas, ale nie ukrywam , że mam piekielną ochotę na niego.  Nawet w tym szpitalnym łóżku, osłabiony i z workami pod oczami, wygląda obłędnie.  Nadal jest nieziemsko przystojny.  Przyznam, że to w jakim jest stanie i okoliczności dodają mu pewnego uroku. Mam okazję poznać wielkiego Dona z zupełnie innej strony. Nie widziałam go nigdy w tak słabej formie i  bezsilnego. Jego oczy nie straciły przy tym blasku. Każde jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś.

Stella po chwili wtuliła się do Massima trzymając moją dłoń.  Musiała być wszystkim bardzo zmęczona, bo po chwili zasnęła w jego objęciach.

- Wezmę ją na swoje kolana. Niewygodnie będzie ci tak leżeć. - Massimo złapał mnie za dłoń, kiedy chciałam podnieść małą.
- Nie, proszę zostaw ją.  To cudowny ciężar, który mógłbym czuć na sobie nieustannie. - usiadłam z powrotem na krześle przy łóżku, a on dalej kontynuował.
- Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć... Myślałem, że to sen. Jednak obudziłem się, a Ty tu nadal jesteś razem z nią. Cały czas czułem Twoją obecność.  Tak bardzo chciałem Ci dać jakiś znak... lecz nie mogłem...
- Spokojnie kochany, rozumiem. Przecież bym Cię tutaj nie zostawiła.  Dopiero co cię odzyskałam. - z moich oczy znowu popłynął strumień łez.
- Od początku wiedziałem, że jesteś uparta. Nie sądziłem jednak, że również jesteś tak bardzo odważna.  Gdyby nie Ty skarbie ... - jego głos się łamał, ale nie dał mi przerwać.
- Lauro , zawdzięczam Tobie życie.  Uratowałaś mnie! Twój upór nie raz sprowadził na nas kłopoty w przeszłości, ale teraz... Teraz sprawił, że jestem tu, w dodatku z Tobą i moją śliczną córką. - pogładził ją czule po włosach.
- Och, Massimo...- przyłożył palec do moich ust i dalej mówił.
-  Jesteś najodważniejszą kobietą jaką znam Lauro. - zarumieniłam się.
- Twoją kobietą - dodałam. 
- Oczywiście! Bardzo długo miałem żal do Ciebie o to , że odeszłaś.  Obwiniałem cię o rozpad naszego małżeństwa. Najbardziej bolała mnie zdrada... ale pewnego dnia dotarło do mnie, że to ja ciebie skrzywdziłem.  Już na samym początku, kiedy cię porwałem.
- Massimo , proszę to nie ma teraz znaczenia . Dużo mi wyjaśniłeś w listach , które udało mi się przeczytać.
- Tak, ale chce żebyś usłyszała to ode mnie. Pisząc te listy , nie miałem pojęcia, nawet nie marzyłem o tym, by mieć okazję z Tobą porozmawiać na ten temat. To było dla mnie coś zupełnie nie osiągalnego. - widziałam, że ta rozmowa kosztowała go wiele wysiłku nie tylko emocjonalnego ale też fizycznego.  Był jeszcze słaby.  Nie chciałam, żeby się męczył. On jednak był równie uparty .
- Byłaś, jesteś i będziesz kobietą mojego życia.  - mówił dalej, a ja już nie chciałam mu przerywać. 
Jednak nie tak  nasza historia powinna wyglądać.  Nie usprawiedliwiam siebie, ale jestem szefem sycylijskiej mafii . Odkąd nim zostałem, dostawałem zawsze to czego chciałem. Straciłem swoje człowieczeństwo. Chciałem mieć Ciebie. To było chore i muszę to przyznać.  Tak bardzo Cię pragnąłem, że praktycznie zmusiłem cię do siebie .
- Nie mów tak Massimo. - odparłam. Bo może i to co mówił było prawdą, ale dla mnie to tak nie wyglądało. Mimo wszystko wtedy go pokochałam.
- Lauro , przecież tak było wiesz o tym.- był konsekwentny. - Sprawiłaś po raz kolejny , że patrzę na naszą relację jak na prawdziwy cud, który mnie spotkał. Po pierwsze pokochałaś mnie wtedy, pomimo , że Cię porwałem.  Zobaczyłaś we mnie resztki człowieka. Później , kiedy odeszłaś ode mnie... zrozumiałem, że nie da się mieć w życiu wszystkiego na siłę .  Tak jak już wspomniałem, zrzuciłem na Ciebie całą winę naszego rozstania . Dopiero później dostrzegłem, że moje podejście było chore. Zacząłem rozumieć , że cała wina jest we mnie . W mojej spaczonej  chęci posiadania  wszystkiego.  I kiedy moje życie poprostu się toczyło bez większego sensu , Ty się znowu pojawiłaś w nim.  Uratowałaś moje życie i przywróciłaś jego sens.  Pokazałaś, że pomimo tego co Ci zrobiłem , jesteś w stanie się poświęcić dla mnie.  Nikt nigdy nie zaskoczył mnie tak bardzo jak Ty w tamtym momencie . Byłaś ostatnią osobą, która mogłaby mnie uratować.  Przez myśl mi nie przeszło, że możesz się tam zjawić. Udało się im uśpić moją czujność i porwać.  Spisałem swoje życie na straty , ale nie to mnie martwiło.  Bałem się o bezpieczeństwo wszystkich.  Nie było chwili abym o tobie nie myślał.  Trzymałaś mnie przy życiu.  Wtedy tak bardzo żałowałem, że aż tak bardzo spieprzyłem swoje życie, także tego że nigdy nie poznam co to znaczy być ojcem. Widzisz sama ile cudów sprawiłaś? Aż ciężko mi nadal w to wszystko uwierzyć. 
- Massimo - przerwałam mu - bo nasza miłość jest cudem !
- Tak Kochana teraz już to wiem na pewno. Nawet jeśli kiedyś coś złego się znowu wydarzy i los po raz kolejny nas rozłączy to nigdy nie przestanę tak o tym myśleć jak o cudzie tej miłości. 
- O nie kochany , teraz ci tak łatwo nie odpuszczę - wyszeptałam mu do ucha i pocałowałam delikatnie, A on odwzajemnił. Widziałam jednak, że staje się coraz bardziej senny .
- Przepraszam Cię skarbie , mam Ci  jeszcze tyle do powiedzenia , ale chyba muszę sobie uciąć małą drzemkę.  - powiedział spokojnym, ale stanowczym głosem. 
- To rozsądna decyzja Donie - lekko się roześmiałam.
- Zostaw tylko proszę Stellę, nie budźmy  jej tak jest dobrze - poprosił.
- Co tylko zechcesz Kochany .

Za nim odpowiedziałam, mój Massimo już spał jak aniołek razem z naszą córką.  Mimo iż wyglądał na prawdę dobrze , jednak organizm wiedział co w tym momencie jest dla niego potrzebne.   "Z biologią nie wygrasz" jak to mawiała moja profesor w liceum. 

Cudownie było na nich tak patrzeć.  Stwierdziłam jednak, że to dobry moment aby skontaktować się z Amelią.  Wyszłam z sali , ale nadal patrzyłam na moje dwa śpiące skarby.
- Lauro, jak miło że dzwonisz. - odezwała się po sygnale Amelia . - mów jak Massimo? Coś się zmieniło?
- Tak . Właśnie  dlatego do Ciebie dzwonię.  Chciałam się z Tobą tym podzielić. 
- To znaczy , że nadal jestem dla Ciebie ważna..- jej głos nie łamał.
- ależ oczywiście kochana jak możesz myśleć inaczej . Massimo się wybudził i wstępnie wszystko wskazuje na to, że nie odniósł większych obrażeń.
- Wiedziałam, że da radę.  Nie znam go, ale skurczybyk musi być silny. - pisnęła z radością.  Poczułam, że ona na prawdę cieszy się z tych wiadomości . Jeszcze bardziej uświadomiła mnie , że pomimo śmierci jej brata , do której poniekąd się przyczyniłam, życzy mi jak najlepiej.
- Miło mi to słyszeć od Ciebie Amelio.  To ważne dla mnie. - łamał mi się głos.
- Lauro , jesteś dla mnie jak siostra i w tym względzie nic się nie zmieniło.  Jeśli chodzi o pogrzeb to odbędzie się jutro.  Powinnaś o tym wiedzieć. - ta wiadomość totalnie mnie osłupiła.  Przecież się jej spodziewałam, ale wybudzenie Massimo pozwoliło mi o tym zapomnieć.  Teraz czuje się dziwnie...
- Rozumiem...- odburknęłam i zawiesiłam się.
- Nie oczekuje nic od Ciebie.  Ty i tak bardzo dużo zrobiłaś dla mnie.  Przyczyniłaś się do tego, że mogę swojego brata pochować tak jak należy.  To na prawdę dużo.  Nie musisz czuć się zobowiązana.  Wiem , że dla Ciebie to trudna sytuacja.  Właśnie wybudził się twój pierwszy mąż , A ja informuje cie o pogrzebie Marcelo. To wręcz ja jestem Tobie dłużna .
- Cieszę się, że mnie rozumiesz.  Prawdę mówiąc kompletnie nie wiem co powinnam zrobić w tej sytuacji.
- Lauro ... musisz żyć w zgodzie ze sobą A wtedy będziesz na prawdę szczęśliwa.  Osobiście uważam, że najlepiej będzie dla Ciebie jeśli zostaniesz tam gdzie jesteś.  Twoje miejsce jest teraz u boku Massima, twojej prawdziwej miłości . On cię potrzebuje teraz , macie wiele do nadrobienia. Mojemu bratu teraz już nic nie pomoże.  Dla mnie jest najważniejsze, że zostanie pochowany z godnością, chociaż wiem że nie zasłużył na to . Trzeba wykazać się ogromnym sercem, by zgodzić się na to . Sama nie wiem co bym zrobiła wtedy na waszym miejscu . Jesteście wspaniałymi ludźmi. - ostatnie słowa mówiła łkającym głosem. 
- Zawsze dobrze się roześmiałyśmy.  - skwitowałam.  - Kończę już Amelio , chce porozmawiać z lekarzem .
- Oczywiście.  Jestem z Tobą myślami. - odparła.
- Bądź jutro dzielna . - dodałam na koniec nie widząc co powinnam jej powiedzieć w tej sytuacji.  Po chwili ciszy się rozłączyłyśmy. 

- Lari, kurwa nie możliwe że wyszłaś z sali- roześmiała się widząc mnie na korytarzu Olga .
- Musiałam, bo jeszcze się nim znudze szybko - odparłam śmiejąc się.  Tak na prawdę to chciałam odgonić od siebie myśli o Nacho .

A może jednak powinnam pojawić się na jego pogrzebie ? W końcu był moim mężem . Wychowywaliśmy razem Stellę
Racja Lauro, musisz tam się pojawić.  - podpowiadał mi głos w duszy .

365 dni to za mało...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz