Rozdział I

285 23 13
                                    

Margot siedziała przy stole Puchonów w Wielkiej Sali. Rozmawiała z Ellą, swoją młodszą koleżanką, która chodziła do piątej klasy. Wciąż gadała o dekoracjach świątecznych na których punkcie ta miała porządnego świra. Był dopiero listopad, początek listopada, a długowłosa już chciała ozdabiać pokój wspólny Hufflepuffu oraz swoje dormitorium. Brunetka przekręciła oczami. Lubiła święta, ale Boże Narodzenie było w grudniu i naprawdę chciała poczuć świąteczną atmosferę dopiero wtedy.

Dziewczyna od początku dnia czekała na sowę z listem od rodziców. Niedawno do nich napisała i chciała dostać odpowiedź. Jej życzenie się spełniło, bo kilka chwil potem ptak zrzucił jej kopertę. Przełamała wosk i wyjąwszy kawałek papieru zaczęła czytać. Nie minęło kilka sekund a ta pisnęła z radości. Zerwała się z krzesła i podbiegła do stołu Ślizgonów. Odprowadził ją wzrok zdezorientowanej Elli.

Uśmiechnięta Mariè podniosła do ust łyżkę z owsianką i uśmiechnęła się jeszcze szerzej widząc swoją młodszą przyjaciółkę. Caroline siedziała przygnębiona gryząc obranego, zielonego ogórka. Margot doskonale wiedziała, czemu dziewczyna ma taki, a nie inny humor. Wczoraj spytała się profesora Snape'a o te dodatkowe lekcje. A mężczyzna po prostu ją wyśmiał, znaczy nie śmiał się, ale stwierdził, że nie jest nawet w połowie tak dobra jak powinna być, żeby zacząć te dodatkowe lekcje. Margot wraz z Mariè starały się pocieszyć przyjaciółkę, ale chyba nie za bardzo im wyszło. Blondynka nadal nie mogła uwierzyć, że Snape ją ot tak odesłał. Miała nadzieję na jakiś test z jej wiedzy, czy jakiekolwiek pytanie, ale przeliczyła się. Snape to Snape.

- Słuchajcie! - krzyknęła do dziewczyn, Oliver podniosła głowę znad talerza z ogórkami i spojrzała na nią.

-Co się stało? - spytała monotonnym głosem.

-Och, daj spokój, następnym razem będzie lepiej - powiedziała i chciała dosiąść się do stołu jednak przeszkodził jej w tym zimny głos.

-Szlamy nie siadają przy tym stole - trzy dziewczyny odwróciły głowy w stronę Dracona.

-Siedź cicho Malfoy - prychnęła Caroline.

-To niech ona zjeżdża

-A co boisz się? - spytała Puchonka

-Brzydzę się - odparł zwężając oczy - szlamy...

-Zamknij się Malafoy! - wrzasnęła Mariè. Z Draco wiele ją nie łączyło, jednak chłopak kiedyś naprawdę przesadził i od tego czasu darzyli się czystą nienawiścią. Wstała i wyciągnąwszy różdżkę wycelowała w arystokratę. Ten też się podniósł.

-Ty też nie powinnaś tu być - uśmiechnął się szpetnie - to miejsce dla czarodziejów, a nie ich podróby - dodał.

A Severus Snape słyszał wszystko.

To o czym Margot chciała powiedzieć koleżankom to wyjazd na święta do Rumunii, o którym poinformowali ją listownie rodzice. Miała jechać tylko ona i jej opiekunowie, bez rodzeństwa. A miała ich sporo. Dwie siostry i trzech braci. Wszyscy młodsi, w żaden sposób nieczuli na magię. Bly ich wszystkich kochała ale czasami młodsze rodzeństwo naprawdę działa na nerwy.

Z tego wynikało, że Caroline zostaje na święta i ferie sama. Nie na całe, bo pierwszy tydzień wolnego miała spędzić ze swoją starszą siostrą Ann Marie i rodzicami. Najbardziej cieszyła się na spotkanie z tą pierwszą. Właściwie to Ann nie była w pełni jej siostrą. Miały tą samą matkę ale innego ojca. Tata tej starszej już nie żył.

                              ***

Caroline przemierzała korytarze Hogwartu szybkim marszem. Jak najszybciej chciała dostać się do lochów. Musiała spytać się profesora Snape'a o te lekcje. Minęły dwa tygodnie od dnia w którym prosiła go po raz pierwszy. Ochłonęła już po kilku dniach, a kolejne spędziła na studiowaniu wszystkich książek (o eliksirach) które mogła znaleźć a bibliotece. Skończyła trzy tomy o poszczególnych eliksirach. Zastosowanie, przygotowanie, przechowywanie, właściwości i tak dalej. Kolejny tom opowiadał o przyrządach potrzebnych do ważenia eliksirów.

Zatrzymała się pod drzwiami. Wzięła głęboki oddech i zapukała. Kilka chwil później usłyszała "wejść". Ostrożnie popchnęła drzwi. W środku stał czarnowłosy pochylony nad kociołkiem i mieszając w nim. Dziewczyna poczuła lekki zapach lipy, piwa kremowego z imbirem i starego fotela, który stał w mieszkaniu jej siostry. "Amortencja" - stwierdziła. Przypomniała sobie wszystko co wiedziała o tym eliksirze. Ale po co Snape'owi był on potrzebny? Tego nie wiedziała.

- Będziesz tak stać? - warknął znad kociołka.

- Nie...

- To dobrze

- Chciałam ponowić moją prośbę - powiedziała. Przełknęła ślinę patrząc z wyczekiwaniem na reakcję profesora. - Naprawdę zależy mi na tych lekcjach - dopowiedziała ciszej.

- Domyślam się skoro przyszłaś tu kolejny raz. Ale ja ponowię swoją odpowiedź - odparł bez jakiejkolwiek emocji. Ponownie przeniósł swój wzrok na miksturę.

- Profesorze, ja...

- Czy moja odpowiedź nie była jasna? - syknął nie poruszając wargami. Dziewczyna zacisnęła pięści. Paznokcie zaczęły wbijać się w wewnętrzną część jej dłoni.

- Czy naprawdę nie mogę spróbować - z wyczekiwaniem patrzyła na mężczyznę, który powoli uniósł głowę. Jego czarne oczy przeszywały Caroline.

- Wyraziłem się jasno - dziewczyna nie chciała pokazywać słabości i zanim tu przyszła to obiecała sobie, że tego nie zrobi. Hardo spojrzała na profesora. Serce biło jej jak oszalałe, gdy ten zwęził brwi i patrzył na nią jeszcze przez chwilę.

- Profesorze, czy...

- Tak Oliver, jeśli nie dociera to ciebie, że jako nauczyciel mam dość roboty to przyjmij do wiadomości, że nie masz za grosz pojęcia o sztuce eliksirów, a jej studiowanie nie nadaje się dla głąbów

- Nie jestem głąbem! - wykrzyknęła zanim zdążyła pomyśleć. W tym momencie dziewczyna myślała, że zejdzie na zawał. Gula pojawiła się w jej gardle. Jednak za wszelką cenę nie chciała spuszczać z niego wzroku. Wiedział, że jak to zrobi to potem nie będzie miała odwagi z powrotem spojrzeć na nauczyciela. Więc nadal patrzyła na niego. - Uczę się o nich od sześciu lat...

- Ja od dwudziestu sześciu - odparł.

- Przeczytałam mnóstwo książek, studiowałam każdy eliksir z osobna...

- Książki, Oliver, to nawet połowa nie jest. Najważniejsze są lata praktyki - znów stanął nad kociołkiem i zaczął przelewa miksturę to fiolek.

- Właśnie dlatego chcę te lekcje, chcę ćwiczyć i dowiadywać się o tym jak najwięcej - Snape zaczynał tracić cierpliwość. Nie krzyczał. Chwycił palcami nasadę nosa. Wtedy w jego głowie pojawiła się niecna myśl.

- Będziesz miała te lekcje - oczy dziewczyny zaczęły błyszczeć - wystarczy, że napiszesz esej o wybranym eliksirze - przerwał na chwilę, by zobaczyć jak dziewczyna zareaguje, jednak tej żaden mięsień twarzy nie drgnął, więc czarnowłosy kontynuował - który ocenię na wybitny - blondynka ze świstem wypuściła powietrze. Ale przytaknęła.

- Dziękuję profesorze - nawet nie kiwnął głową. Gdy jednak czarownica odwróciła się by wyjść spytał.

- Po co ci te lekcje?

- Jestem Ślizgonką i jestem ambitna - odparła wychodząc i cicho zamykając drzwi.

Dopiero wtedy do Severus'a Snape'a dotarło, że ona robi to naprawdę dla siebie. Pochylił się nad kociołkiem i wrzucił do niego starty korzeń imbiru. Po pokoju rozprzestrzenił się intensywny zapach dżemu morelowego.

Kremowy chmiel |•|•| s.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz