(TO JEST IMPREZA U PUCHONÓW! MOJA AUTOKOREKTA MA DOWNA I ZMIENIŁA NA ŚLIZGONÓW!)
Biegłyśmy pustym korytarzem, na którym co kawałek można było zobaczyć wystrojonych na imprezę Puchonów uczniów. Mieli piękne kreacje, jakby był to co najmniej bal bożonarodzeniowy, a było to tylko jak to nazwał Blaise "spotkanie towarzyskie".-Ale ty wiesz, że nie musimy się spieszyć? A zresztą, wszystko nam widać kiedy tak biegniemy! - zwróciłam się do dziewczyny ledwo za nią nadążając.
-No wiem, ale nie chce się spóźnić! - krzyknęła do mnie jednocześnie potykając się o czyjeś nogi.
-Patrz jak łazisz - powiedział Blaise, który podłożył jej tak zwanego "haka".
-Ugh, Blaise! - tupnęła nogą. - Zawsze wszystko niszczysz! - zdenerwowała się.- Chodź! Idziemy! - zarzuciła swoimi prostymi, brązowymi włosami i łapiąc mnie za rękę zaczęła kierować się w stronę pokoju Hufflepuff'u.
-Spokojnie słonko, nie śpiesz się tak - zaśmiał się pod nosem.
-Słonko? - uśmiechnęłam się na to, w jaki sposób chłopak nazwał Kate. - coś między wami jest? - zatrzymałam się.
-Co? Nie! On sobie coś wymyśla! - wykłucała się. - błagam, chodźmy już - poprosiła i ponownie pociągnęła mnie za rękę.
-No niech ci będzie - westchnęłam pozytywnie przewracając oczami. Zrobiłam to, o co mnie poprosiła i żwawym krokiem podeszłam pod drzwi wejściowe do pokoju wspólnego Hufflepuff'u.
-No to teraz sobie poczekamy aż przyjdzie jakiś zbawca i łaskawie wpuści nas do środka - przewróciłam oczami.
-Pozwólcie, że ja zostanę waszym zbawicielem i otworzę wam drzwi - Jeden z Puchonów wymamrotał hasło i wpuścił nas do środka. - panie przodem. - oznajmił brunet i zwinnym ruchem jednej ręki poprosił nas o wejście.
-Kolejny - westchnęłam i przewróciłam oczami. Chłopak puścił mnie pierwszą, a tuż za mną brunetkę, uśmiechającą się do siebie kiedy na jej biodrach pojawiły się ręce Blaise'a, który razem z wcześniej wspomnianym brunetem przyszedł na Imprezę.
Byliśmy już w środku. Nasze krótkie spódniczki odkrywały trochę za dużo, przez co większość chłopców zaczęła się na nas patrzeć. Muzyka grała głośno, a ludzie świetnie się bawili. Jedni pili i siedzieli przy barze, drudzy tańczyli i wywijali na środku wspólnego pokoju Hufflepuff'u, a trzeci kulturalnie rozmawiali i śmiali się siedząc przy stoliku z butelką ognistej. Astoria poprosiła Katie o rozmowę, więc ta uprzejmie się zgodziła i poszła z nią porozmawiać, za to ja stanęłam przy ścianie i obserwowałam jak niektórzy powoli dają się porwać alkoholowi, który zaczynał buzować im w żyłach. W pewnym momencie zatraciłam się we własnych myślach.
-Nie wierze, że o to mnie zapytała - wyrwał mnie z zamyślenia głos brunetki. - zapytała się mnie czy Blaise jest wolny - kontynuowała niedowierzając i prychając pod nosem. Stanęła obok mnie i podparła się ściany tak samo jak robiłam to ja.
-Zazdrosna? - uśmiechnęłam się pod nosem znając odpowiedź na własne pytanie.
-Umm - nie wiedziała co odpowiedzieć.
-Wiem że ci się podoba i ty mu też! - potrząsnęłam jej ramieniem.
-Ja też mu się podobam? - zapytała niepewnie.
-No przecież ci to mówię! - potwierdziłam z delikatnym uśmiechem.
-Ekhem, czy mogę przerwać panią tę konwersację i zaprosić pannę Kate Pearlwood do tańca? - przeszkodził nam Blaise, romantycznie pytając o taniec brunetkę.
-Jasne Diabełku, bawcie się dobrze wy moje małe gołąbeczki - zaśmiałam się i delikatnie popchnęłam brązowooką dziewczynę w jego stronę. Ta niespodziewanie wpadła mu w ramiona i zawstydzona zgodziła się. - ups, to nie było zamierzone - posłałam jej niezręczny uśmiech, kiedy po chwili zniknęli w tłumie uczniów. Co prawda Zabini był totalnym głupkiem i śmieszkiem, ale potrafił być romantyczny, słodki i uwodzicielski.
Stwierdziłam, że po co mam tutaj tak stać i podpierać ścianę, skoro mogę sobie usiąść i nie męczyć moich nóg. Podeszłam do baru, gdzie przywitał mnie Cedric.
-No hej - uśmiechnął się.
-Cześć - niechętnie odwzajemniam uśmiech. Nikt nie był mną zainteresowany a tym bardziej nie chciał ze mną rozmawiać. Przyszłam tu tylko dlatego, żeby uświadomić tlenionemu blondynowi, że się go nie boję oraz dlatego, żeby przyprowadzić pijanych przyjaciół do dormitorium i zobaczyć jak taka impreza w Hogwarcie wygląda.
-Chcesz coś? - zapytał zmieszany.
-Nie, dzięki. - podziękowałam - muszę jakoś doprowadzić ich do dormitorium - wskazałam na parę moich przyjaciół tańczących do wesołej muzyki, kiedy uśmiechnęłam się na ich widok.
-Pasują do siebie - stwierdził chłopak.
-I to jak - zaśmiałam się.
-Może jednak coś lekkiego? - zapytał ponownie.
-Naprawdę dziękuję. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Jasne - odwzajemnił uśmiech. - to może jakiegoś soku?
-Ale soku - zaznaczyłam - bez żadnego alkoholu.
-Robi się - zasalutował mi na co zaczęłam się śmiać. Brunet nalał mi bezalkoholowego soku, który wzięłam od niego dziękując mu. Wzięłam łyka napoju, kiedy w tym samym czasie zobaczyłam tlenioną fretkę, w czarnym garniturze i szklanką ognistej w ręku. Wyglądał bosko, co nie tylko ja zauważyłam. Patrzyły się na niego wszystkie dziewczyny w zasięgu 10 metrów a nawet i więcej, co nie dawało mi spokoju.
Kurna dziewczyno, to jest tylko tą głupia fretka! Wszystkie na niego lecą, ty nie możesz! Wybij sobie ten pomysł z głowy bo potem będziesz cierpieć!
Kiedy dałam zatracić się swoim myślom, przeoczyłam to, że Cedric Diggory co chwilę się do mnie zwracał, próbując wyrwać mnie z transu. Nie słuchałam go, bo myślałam o tym, jak pięknie wyglądał blondyn o stalowych oczach w świetle księżyca, które padało na niego przez niedalekie okno.
-Bell! - brunet powiedział głośnym tonem, kiedy w końcu zaczęłam przymować do wiadomości to, że od dwóch minut wpatruję się w jasnookiego chłopaka.
-Coś mówiłeś? Przepraszam, zamyśliłam się... - spuściłam głowę w dół a wzrok wbiłam w szklankę do połowy pełną pomarańczowym sokiem, w którym pływało kilka kostek lodu.
-Nie pozwól sobie się w nim zakochać, to cię zniszczy. - ostrzegawczo prosił mnie Diggory. - bawi się dziewczynami udając, że są dla niego ważne a potem zostawia ze złamanym na milion kawałków sercem i zniszczoną nie dość, że reputacją w szkole... Bo nie wiadomo, co Parkinson by nagadała - dodał po chwili. - to jeszcze ze zniszczoną psychiką...
-Staram się Cedric, ale to nie jest takie proste... - westchnęłam, kiedy Puchon wyszedł zza lady i usiadł obok mnie.
-Wiem, że to nie jest proste, ale ja tu będę, kiedy będziesz mnie potrzebowała i pomogę ci, jeśli do głowy wpadnie ci jakiś durny pomysł - zaśmiał się pod koniec.
-Dziekuję - przytuliłam go. Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam, ale wydaje mi się, że było to jak najbardziej rozsądne posunięcie. Jedyne na czym mi teraz zależało, to nie dać się zatracić w tych słynnych, pięknych Stalowych tęczówkach i charakterze nędznego chuja. Teraz chodziło mi tylko po głowie jedno zdanie... Don't fall in love.
~~~~~~~~~
W następnym rozdziale będzie kontynuacja dalszych wydarzeń imprezy!! (Nie myślcie sobie, że to koniec😉 oj nie nie, to dopiero początek... Dopiero się rozkręcam😏)
Piszę to o 01:50, więc jeśli to czytasz tuż po wstawieniu lub po prostu w nocy to życzę kolorowych snów i śnij tam sobie o Draco, a jeśli w dzień bądź wieczór to miłego dnia, poranka, wieczoru czy czego tam kolwiek innego 💕
YOU ARE READING
Don't Fall In Love || Draco Malfoy
Fanfiction*Historia cały czas się zmienia *Mogą pojawić się sceny 18+