Wrzesień 2020 r.

38 5 0
                                    

Miał być to zwykły guz. Choć w sumie taki też był. Wycieli go i podobno operacja poszła świetnie, ale już się nie obudziłam. Na początku było dziwnie, że nie mogłam rozmawiać z moją rodziną i poruszać się, ani nawet otworzyć oczu. Czas w szpitalu naprawdę mi się dłużył, więc skorzystałam z mojego najpotężniejszego narzędzia, jakim była wyobraźnia. Pozwoliłam sobie śnić o moim doktorze z australijskim akcentem, którego niebieskie tęczówki przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Chociaż tyle mogłam dla siebie zrobić, aby nie zwariować do końca w tej klatce, jaką był mój mózg.

*

– Hej, królewno – lekki, australijski akcent pieści moje uszy. – Słyszałem, że operacja poszła nieźle – bierze kartę i przegląda moje wyniki. – Jest dobrze, ale już chyba starczy tego leniuchowania. Już i tak wielkiego stracha napędziłaś tą śpiączką. Czekamy na ciebie.

– Skąd ja cię znam? – Zastanawiam się na głos, przyglądając się jego sylwetce.

– Śnisz kochanie, cały czas śnisz. – Uśmiecha się i podaje mi białą różę. Biorę delikatnie kwiat do ręki, ale po chwili rozpada się on na kawałki. W dłoni pozostają mi tylko delikatne płatki i patrzę na niego przestraszona.

– Ty – wypowiadam zaskoczona, kiedy do mnie dociera. – To ciebie widziałam, jako mojego guza. To ty jesteś Matthews.

– Możesz mówić mi, Matt. – Uśmiecha się delikatnie i siada na brzegu mojego łóżka.

– Czy to oznacza, że nadal jestem chora? – pytam.

– Nie. – Kręci delikatnie głową i gładzi mój policzek. Jego ciepła dłoń sprawia przyjemne mrowienie, przez co przymykam oczy. – Po prostu bardzo chcesz, żebym z tobą został.

– I zostaniesz? – Delikatnie rozchylam powieki, aby jeszcze raz zatopić się w jego lazurowych tęczówkach.

– Nie śmiałbym ci odmówić. – Całuje mnie w czoło i kładzie się koło mnie. – Zawsze z tobą będę.

Mój mózg nie mógł odmówić sobie takich marzeń. Z tego właśnie żyłam. Z wymyślania nieprawdopodobnych historii. Z pisania opowieści, które były nielogiczne i pozostawiały wiele do życzenia. Może ta naiwna i niewinna część mojego charakteru była niewielką cząstką mojego codziennego życia, ale tutaj, teraz w tej chwili odgrywała pierwsze skrzypce. I wcale nie było mi źle z tego powodu.

Czułam obecność Matta. Zabawiał mnie swoimi anegdotkami z życia i opowiadał, mi swoje dzieciństwo. I choć w większości przypadków nie mogłam prowadzić z nim konwersacji, lubiłam, kiedy przy mnie był. Zawsze z czułością całował moją dłoń, gładził po policzku i nigdy nie był znudzony. Miał taki niesamowity głos, że mogłabym go słuchać godzinami. Podczas, gdy odchodził, często wyobrażałam sobie, że się budzę i Matt, staje się kimś prawdziwym, a nie tylko moją halucynacją, albo wytworem mojej wyobraźni. Choć raz w życiu pragnęłam stać się Śpiącą Królewną, która czeka na pocałunek swojego księcia.

Lubiłam widzieć nas razem. Wiedziałam, że ktoś taki jak on, spełniłby moje wszelkie oczekiwania. To właśnie, dlatego wtedy zadałam mu pytanie odnośnie szczęścia, kiedy tańczyliśmy w barze. Odpowiedział, że teraz jest szczęśliwy i wtedy zdobył moje serce. To właśnie tego pragnęłam, chciałam, żeby ktoś dzięki mnie poczuł, że to jest właściwa osoba i właściwe miejsce.

To zabawne, pragnęłam tak niewiele, a było to w ogóle nieosiągalne z mojej strony.

Choć sama osiągnęłam sukces, miałam wspaniałą rodzinę, nie byłam spełniona. O prawdziwej miłości dowiadywałam się z romansów, albo komedii romantycznych, ale nigdy nie zaznałam tego ciepłego uczucia, a przynajmniej nigdy nikt naprawdę go nie odwzajemnił. Dlatego byłam nieszczęśliwa. W końcu nie da się zastąpić silnych ramion, słodkiego pocałunku i uśmiechu ukochanej osoby, spowodowanego tylko twoją obecnością. Jednak czułam, że mój Pan Idealny istnieje. (Nie ten z co ma kilka zer na koncie, czy super brykę. Tylko idealny dla mnie. Troskliwy, czuły, dobry, na swój sposób zwyczajny). Nazwijcie mnie uparciuchem, albo naiwną idiotką, ale naprawdę wierzyłam w pokrewieństwo dusz.

I miałam rację. Wiedziałam to od naszego pierwszego spotkania. Dosłownie zahipnotyzował mnie. Posiadał w sobie wszystko, czego szukałam. Nie mogłam przejść obok takiej szansy, mimo że był tylko kimś zmyślonym. Chciałam mieć kogoś tylko dla mnie. Chciałam poczuć się porządna i kochana, w najbardziej zwyczajny sposób. Dlatego Matt był kimś idealnym. Nawet, jeśli nigdy nie obudzę się ze śpiączki, zawsze będę miała przeświadczenie, że istniał oraz otaczał mnie troską, nawet, jeśli tylko w mojej chorej głowie.

Dream little dream of meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz