26 grudnia 2020 r.

75 4 3
                                    

– Boże, Nancy, zabiję cię kiedyś za te rolety – mamroczę i przekręcam się na plecy. Pocieram twarz i otwieram oczy. – Co do cholery? – Patrzę na pokój i to nie jest nasze mieszkanie.

Szpital. Próbuję sobie przypomnieć, co ja tu robię i jakim cudem jest tu tak jasno.

Kiedy do mnie dociera, że miałam operację, chcę wstać, ale momentalnie kręci mi się w głowie. Odczekuję chwilę, aż mój wzrok ponownie odzyskuje ostrość. Wyciągam z ręki kroplówkę i pochodzę do okna.

Zima.

Wszędzie jest śnieg i ozdoby świąteczne, co znaczy, że musi być już grudzień.

Podchodzę zdezorientowana do łóżka i przeglądam moją kartę.

Dwudziesty piąty grudnia?! Że niby mamy Boże Narodzenie?

Przeglądam wyniki i wychodzi na to, że byłam w śpiączce jakieś trzy miesiące. Cóż, przynajmniej się wyspałam. Czuję, że zaczyna robić mi się słabo, więc siadam i przymykam oczy, aby chwilę odpocząć. Na stoliku widzę kwiaty i ręcznie robioną kartkę.

Wstawaj śpiochu, wszyscy na ciebie czekamy.

JJ.

Cóż, miłe z jego strony – przemyka mi przez myśl i odkładam ją na swoje miejsce.

Po chwili otwierają się drzwi i staje w nich Matthews.

Matt? Cholera, aż tak mnie pokręciło? Może nadal jestem w śpiączce i tylko śnię? A może umarłam? Czy to nie byłaby definicja nieba? Dowiedzieć się, że ktoś taki jak Matthews, jednak istniał i kochał mnie? Albo może był to czyściec? Miałam jakąś zagadkę do rozwiązania i kiedy ją wykonam, wreszcie będę mogła przejść na drugą stronę?

– Patt. – Słyszę australijski akcent. Chwyta mnie za ramiona, po czym zaczyna mi się uważniej przyglądać. – Obudziłaś się – mówi, a jego głos przepełniony jest ulgą. – Boże, naprawdę już wszystko w porządku. – Bierze moją twarz w dłonie, ale nie wiem dokładnie jak mam się zachować.

– Czyli to nie jest czyściec? – pytam krzywiąc się. – Nie umarłam?

– Nie, jesteś tu ze mną. – Po raz kolejny mnie przytula i słyszę jak wdycha mój zapach. Patrzę na niego skonsternowana. – Żyjesz. – Mówi bardziej do siebie niż do mnie.

– Spokojnie – mówię i uważniej mu się przyglądam. Nie ma tym razem zarostu, przez co jestem lekko rozczarowana, bo lubiłam go, ale i tak wygląda bardzo dobrze. Ma lekko dłuższe włosy niż zapamiętałam, ale nadal są ładnie ułożone. Moja dłoń wędruje do jego twarzy i lekko uśmiecham się. – Jesteś najbardziej realną wizją, jaką kiedykolwiek miałam. – Lekko całuję go w policzek i do moich nozdrzy dochodzi lekki zapach jego perfum. – Nawet Królewna Śnieżka się do ciebie nie umywa. – Uśmiecham się lekko. – Choć w sumie bardziej realistyczny był kot Garfield, który wołał jedzenie.

– Jestem tu – mówi.

– Czyli nadal mam guza? – pytam. Na moim czole pojawia się zmarszczka. Jeszcze tego mi brakowało, żebym się dowiedziała, że mam znowu jakieś paskudztwo w głowie. – Znowu będą mnie nawiedzać zombie i postacie bajkowe?

– Nie jestem twoją halucynacją – zapewnia. – Obudziłaś się i jesteś zdrowa. – Tłumaczy, a w moich pojawiają się łzy.

– Czyli to już koniec? – pytam, a po chwili coś do mnie dociera. – Czyli spotkałam cię naprawdę? I byłeś tu ze mną cały czas?

– Dokładnie. – Przytakuje. – A teraz powiedz mi, jak się czujesz? – Uważnie mi się przypatruje. – Coś cię boli?

– Jestem trochę skołowana i słaba, ale wydaje mi się wszystko w porządku – mówię wolno. – Chyba jestem głodna.

Dream little dream of meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz