13

636 56 18
                                    

Syriusz pobiegł do sypialni rodziców Lunatyka cały roztrzęsiony.

-Remus znowu Lunatykuje, wyszedł do lasu. Trzeba go znaleźć.

Powiedział jednym tchem, a państwo Lupin natychmiast wstali i razem z Blackiem i udali się do lasu. Hope tylko została w domu, jakby jej syn wrócił. 

-REMUS!

Wydarł się na całe gardło Syriusz. Biegł między drzewami, a za nim próbował nadążyć  Lyall. Gdzieś w oddali rozległ się przeraźliwy krzyk. Przerażony Łapa biegł ile miał sił w nogach, raz potknął się o korzeń, ale nic sobie z tego nie zrobił i momentalnie wstał by biec dalej. W końcu dotarł do źródła krzyku, który był teraz zastąpiony szybkim oddychaniem i skomleniem z bólu. Lunatyk siedział na ziemi. Miał całe dłonie i część nogi we krwi. Nad jego kostką była zaciśnięta pułapka na zwierzęta. Blondyn bez skutku próbował ją otworzyć, ale sidła były za mocne, a jego organizm osłabiony. Syriusz od razu znalazł się przy przyjacielu.

-Remi! Jestem tu, spokojnie, wszystko będzie dobrze.

Zaczął go uspokajać. Kucając przy jego plecach i tuląc, aby ten chodź trochę się uspokoił.

-Synu!

Dobiegł do nich pan Lupin.

-Niech pan dzwoni po karetkę.

Syriusz odsunął się od pleców chłopaka i przykucnął przy uwięzionej nodze. W tym czasie ojciec Remiego rozmawiał z operatorem karetki.
Czarnowłosy zaczął szukać zabezpieczenia sideł, jednak ich nie znalazł. Pułapka była dosyć mała więc szarooki postanowił ręcznie ją otworzyć. Wsunął palce w zaciśnięte szczęki żelastwa, napiął się i z całej siły zaczął rozchylać zacisk wydobywając przy tym ryk z przepony, aby użyć całej swojej siły. Udało mu się uwolnić nogę chłopaka po czym zdjął pasek ze spodni i zacisnął go nad krwawiącymi ranami. Po tych czynnościach usiadł za zielonookim i przytulił go. Remus zaczął powoli tracić przytomność w ramionach swojego ukochanego.

-Co z tą karetką!?

Zapytał dalej roztrzęsiony Black. Z jego oczu spłynęły łzy. Pan Lupin nie odpowiedział, patrzył na łzy chłopaka. W międzyczasie przyjechali ratownicy i zaczęli pakować młodego Lupina do wozu, aby zabrać go do szpitala.

-Jestem Ojcem, pojadę z wami.

-Nie. Ja z nim pojadę, pan niech weźmie żonę i z nią  przyjedzie.

Wtrącił chłopak i wparował do samochodu z ratownikami. Udali się na sygnałach do szpitala świętego Munga. Blondyn stracił dużo krwi. Obecnie w sali zszywali niektóre, te głębsze i poważniejsze rany, które powstały przez wiercenie się chłopaka. Całemu zabiegowi przyglądał się Syriusz. Jego chłopak w dalszym ciągu nie odzyskał przytomności. Uznał w myślach, że to nawet lepiej. Nie musi czuć w tej chwili bólu zakładania szwów. 

 -Chłopak stracił dużo krwii. Zostawimy go ona obserwacji. Siostro prosze umyć pacjenta i przebrać. Sala numer 7.

Powiedziała lekarka, kiedy skończyła. Pielęgniarka wyciągnęła z szafki ręcznik i szpitalną piżame Składającą się z żółtych spodni i koszuli. Posadziła chłopaka na wózku inwalidzkim i zaczęła podążać do sali. Łapa stanął obok kobiety, kiedy ta miała już odkręcić wodę w łazience, która znajdowała się tuż przy sali numer 7.

-Ja się tym zajmę.

Powiedział czarnowłosy. Kobieta od razu poznała, że chłopak stojący obok jest pierworodnym rodu Black.

-Proszę dać wykonywać mi moje obowiązki panie Black.

-Nalegam. Zajęcie się nim to też mój obowiązek.

Pełnia Księżyca [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz