Podjęcie rękawicy cz. 1

941 83 23
                                    

Kolejny dzień wydawał się Harry'emu wyrwany jakby z kontekstu. Czuł się jak gdyby wszystko działo się porównywalnie obok. Nie potrafił się skupić i w pierwszej chwili, czyli gdzieś koło południa, gdy szukał czegoś w kufrze po raz kolejny, skojarzył to z olejkiem Severusa. Zaraz potem o tym zapomniał. Rozjaśniło mu się na moment, gdy się wykąpał i jęknął odrobinę wściekły.

Draco już na niego czekał z nową dawką przy łóżku. Gryfon, wyraźnie wściekły, wyrwał mu buteleczkę z dłoni i roztrzaskał o tylną ścianę kominka. Snop iskier wzniósł się pod sufit. Potem zaczął krążyć po salonie, pocierając ramiona, jakby próbując przywrócić w nich krążenie.

― O co chodzi? ― zapytał zwyczajnie Draco, od początku nie poruszając się z miejsca.

Trochę trwało nim przyzwyczaił się i do tej mrocznej części Harry'ego, ale nauczył się, że najlepiej jest czekać. Reagowanie pogarszało sytuację, niezależnie czy była błaha, czy też nie.

― Milcz.

Krótkie, ostro polecenia to kolejna faza, do której musiał się dostosować. Raz tylko spróbował się przeciwstawić. Przez dwa dni nie mógł wygodnie usiąść, choć samo zbliżenie było dla obu satysfakcjonujące.

Harry syknął, nie przerywając masowania ramion. Przypominał teraz zamknięte w klatce dzikie zwierzę, gdy tak chodził w tę i z powrotem.

Nagle przywołał Fawkesa, na co Draco uniósł brwi w zdziwieniu. Odkąd Potter uwolnił ich z protektoratu, nie rozumiał już mowy feniksa, co jednak nie ograniczało Gryfona. Teraz wyraźnie z nim dyskutował o czymś ważnym.

Harry wyciągnął rękę i ptak pochylił głowę nad nią. Łza spłynęła powoli, tylko po to by z sykiem wyparować nad skórą Pottera.

― Cholera jasna! ― warknął ten przez ściśnięte zęby. ― Cholera jasna! ― krzyknął ponownie z pełną wściekłością.

Spojrzał pod nogi. Krąg Snape'a, albo raczej Snape'ów, podsunął mu jakiś pomysł. Po kąpieli był jedynie w bokserkach, ale wyraźnie nie zwracał w tej chwili na to uwagi.

Usiadł po turecku w samym kręgu i uaktywnił swój. Złoto-czarny pas sekwencji unosił się dookoła niego. Chłopak w środku odetchnął z ulgą, a cały dom zadrżał w posadach. Nie trzeba było długo czekać na reakcję Severusa. Wbiegł do salonu z różdżką w dłoni, a widząc Harry'ego w kręgu zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na Malfoya.

― Albus?

― Chyba nie. Roztrzaskał twój olejek chwilę wcześniej. Jest, albo przynajmniej był, mocno rozdrażniony.

― Eliksir był otumaniający ― rzekł Harry. ― A gdy przestał działać, wszystko inne się nasiliło.

― Dlaczego aktywowałeś krąg?

― Ponieważ nawet łzy feniksa nie są w stanie mnie wyleczyć.

― A krąg? ― dopytywał, nie otrzymawszy nadal odpowiedzi na swoje pytanie.

― Bo zrozumiałem, dlaczego blizny mnie bolą. ― Wstał, ale nadal nie opuścił kręgu.

― Wiemy czemu cię one bolą. Jaka jest różnica?

― Rodzaju magii. To nie moja magia mnie rani, lecz ta obudzona przez Fawkesa.

― Masz w sobie dwa rodzaje magii? ― zdziwił się Draco. ― Czyli mnie też to wkrótce dotknie?

― Może, ale nie sądzę. Niedokładnie się wyraziłem. To bardziej jakby poziom.

Spojrzał na swoją sekwencję i zmniejszył ją do rozmiaru kilkunastomilimetrowej wstęgi, którą otoczył przedramiona. Przeniknęłaby przez ubranie, gdyby je miał, a tak tylko osiadła na skórze. Minimalnie, wręcz niezauważalnie przesuwała się po niej.

Blizny II - ObskurusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz