Rozdział IX

656 47 8
                                    

Otworzyłem oczy, nie czując swojej ręki. I wtedy przypomniałem sobie czemu. W końcu czuję się spełniony. Otwróciłem głowę do osoby obok. Uśmiechnąłem się lekko ze szczęścia. Odsłoniłem jej włosy z twarzy, ukazując jej piękno. Śpi słodko, a co dodaje jej uroku. Czy to sen? Jeśli tak, nie chcę się budzić. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem - nie chciałem się do niej zbliżać czując moc jej ojca w niej. Dziwne, że każdy ją traktował normalnie. To w końcu nie byle kto. Nie żałuję tego. To w końcu moje pierwsza i jedyna miłość. Mimo, że w pełni mi nie ufała, zaryzykowała. I to był jest błąd. To był mój błąd, że pozwoliłem na to.

- O czym tak myślisz? - zapytała, wpatrując się we mnie otwierając powoli oczy.

- Nie musisz pytasz. Możesz sama się dowiedziesz. - odpowiedziałem ochrybniętym głosem nawet nie zastanawiając się jak to brzmi.

Oparła swoją głowę o mój bark, kuląc się. Wyciągnęła swoją dłoń i zaczęła robić szlaki na moim torcie. Jej dotyk jest przyjemny. Nie wiedząc co zrobić- zacząłem masować jej bark. Patrzyłem w sufit, czując się świetnie. Czując, że kobieta obok się poruszyła - spojrzałem na nią. Ta usiadła na moim brzuchu, obliżując swoje usta i ogarniając włosy ruchem jednej ręki. A drugą opierała się na mnie. Spojrzałem jej głęboko w oczy, nie wiedząc co planuje. A ona tak stała milcząc. Minę miała poważną, niczym kamienny posąg. Nie myśląc, zabrałem poduszkę obok i walnąłem ją lekko w twarz i zaatakowałem od razu, podnosząc się obiejmując ją i przylegając do łóżka. Dziewczyna zaśmiała się, chowając głowę. Korzystając z okazji, przewróciłem ją. Zmusiłem, aby zgieła nogi, a ja opierałem się rękami - nie odkrywając wzroku ani bliskości twarzy od siebie. Ta objęła moją twarz dłońmi. Otworzyłem usta i delikatnie zacząłem ją całować, zamykając oczy. Od razu odzajemniła pocałunki, a ja podniosłem jedne jej udo, pieściąc. Z pocałunkami przeniosłem się na dół, czując że mój przyjaciel wstaje. Emily spokojnie leżała. Choć czuję jak narasta u niej podniesienie. Podniosłem jej koszulkę, mając dostęp do jej nogiej skóry. Przy każdym pocałunku, poczułem jej drszczenie. Spojrzałem na nią. Obserwowała mnie, ledwie oddychając. Może to za wcześnie?

Podniosłem się, naciągając jej koszulkę. Wstałem z łóżka, podając jej dłoń. Ona jak zaczarowana podała mi dłonie. I po sekundzie znalazła się na równi ze mną. Milczeliśmy,  wpatrując się w siebie. Położyłem dłoń na kark, pocałowałem ją przybliżając się i odeszłem. Zostawiłem ją samą. Trudno mi zostawić niedokończoną sprawę, ale nie chciałem dać jej kontroli nade mną.
Skierowałem się do swojej sypialni, musząc się uspokoić. I nie tylko mnie.

***

Po porannych wyczynie, unikaliśmy się wspólnie jak ognia. Pragnę ją, lecz nie chcę wyjść na dupka, który tylko czekał na jej ciało. Ciało tak delikatne, lecz zimne. Nie wiem jak z nią rozmawiać. Nigdy nie miałem takiej sytuacji. Może chciałem jej to powiedzieć, aby uspokoić sumienie? Aby wyznać jej to co miałam powiedzieć przed laty, lecz spanikowałem? Już sam nie wiem. Nie widziałem jej od dwudziestu pięciu lat i, gdy potrzeba tego młodego mnie - wypalił się od wewnątrz. Nie myślę teraz jedynie o mnie i moich potrzebach, lecz o mojej rodzinie. Rodzinie mojej i mojej zmarłej żony, Astorii. Nie mojej i Emily. Czy moje serce do niej już było zamknięte przez te wszystkie lata? Pragnienie jej to była tylko iluzja, cel do którego chciałem dojść?

Siedząc za biurkiem w gabinecie, gdzie kiedyś był to tymczasowy pokój Emily, przeglądam stare zdjęcia z okresu Howardu, gdzie wspólnie chodziliśmy. Gdy zatrzymałem na stronie gdzie był ostatni rok szkolny, poszukuję dziewczyny. Ujrzałem ją na zdjęciu grupowym rocznika z domu Slytherinów wśród swoich współlokatorek. Uśmiechała się poprawiając włosy. Nieświadomie uśmiechnąłem się do zdjęcia. Tęsknię za tymi czasami, gdy spojrzałem na nią bez żadnych zamiarów. Gdybym nie był głupiem i zapatrzonym w siebie egoistą, to by się nie zdarzyło. A tak, moje sumienie wziąć mnie krycie. I tak od dwudziestu pięciu lat. Chciałbym, aby mnie od tego uwolniła. Ale czy można? Sam muszę w to uwierzyć.

Podniosłem wzrok, gdy usłyszałem otwaranie drzwi. W nich ujrzałem Emily w drzwiach z dwiema szklankami z jakąś brunatną cięcią w środku nalaną do połowy. Bez emocji podeszła do mnie i podała mi szklankę. Zabrałem ją i odstawiłem na drewniane stare biurko. Bez cemoniatnie usiadła na moich kolanach. Przykarpiła się oddalając się ode mnie, a przy tym wielciła się poslatkami, wyminiając je przy okazji. Zamknąłem powoli oczy, nie myśleć o tym. Masuje mi przy tym mojego przyjaciela, który budzi się do żywych.

- Dość. - wyszeptałem do ucha, kładąc dłonie na jej tali i powstrzymując ją od dalszych niecnych ruchów.  - Musisz mnie tak męczyć? - zapytałem, odgarniając jej włosy. Czuję jak drższy od mojego dotyku.

Nic nie powiedziała, a jedynie wstała i szybko usiadła na mnie, tym razem twarzą do mnie. Odruchowo złapałem ją za pośladki. Oblizalem usta, widząc ją. Spojrzałem na nią z posiadaniem. Teraz albo nigdy, pomyślałem. Podniosłem ją z wysiłkiem i skierowałem się do salonu, na dywan. Zawsze chciałem to z nią zrobić. Chciałem wszędzie to z nią zrobić.  Odpuściłem ją delikatnie na dół, nie przestając się całować.

- Ja nigdy... - powiedziała, zatrzymując mnie z strachem w oczach.

- To nic. Będę delikatny. - powiedziałem jej w prost, trzymając za talię. - Zamknij oczy, maleńka. - szepnąłem do ucha.

I tak oto położyłem się z nią na dywanie przed kominkiem w zamiarem kochania się z nią. Chcę poczuć ją jak nigdy, zanim zniknie z mojego życia. Życia bez niej. Życia bez mojej pierwszej i jedynej miłości...

NIE BÓJ SIĘ: INSYGNIA ŚMIERCI /Draco Malfoy ✔ TOM IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz