Rozdział 11

125 4 11
                                    


Zeskoczyłem na jeden z budynków gdy oddaliłem się od miejsca całego zdarzenia i w biegu gdyż już zacząłem wracać do domu zadzwoniłem do Happy'ego podekscytowany i  z adrenaliną. Zadowolony że odebrał zacząłem mówić .

- Hej!! hej!!! ... Nie uwierzysz co mi się przydarzyło, tacy goście obrabowali bankomat i mieli naprawdę kosmiczną sprzęt ii-mówiłem cały podekscytowany w końcu mi przerwał.

- Weź sobie jakieś kropelki na wstrzymanie, nie mam czasu na okradziony bankomat   ani wiadomość które mi wysyłasz, mam na głowie przeprowadzkę za tydzień wszystko ma grać i buczyć.

- Chwila chwila ... a kto się przeprowadza? -  spytałem zadziwiony, o niczym nie wiedziałem.

- Nie oglądasz telewizji ?... Tony sprzedaje wieżowiec Avengers przeprowadzamy się do nowego miejsca, gdzie mam nadzieje że są poważne problemy z zasięgiem.

- Aa co ze mną?-  spytałem przerażony bo cholera wyprowadzają się nie wiem gdzie i do kąt. 

- Znaczy o co pytasz - skoczyłem na jedną z lamp i usiadłem na niej by na spokojnie odpowiedzieć.

- Znaczy jak będę potrzebny, albo nie wiem coś się  stanie - zeskoczyłem z lampy - czy ja mogę porozmawiać z panem Starkiem?.

-  Po prostu w nic się nie wpakuj dobra, mam zadbać o to żebyś się zachowywał odpowiedzialnie - zeskoczyłem z budynku do ciemnej alejki przy śmietniku zostawiłem plecak z ubraniami i książkami.

- Jestem odpowiedzialny - odparłem oburzony - Ja- tu przerwałem gdyż tam gdzie zostawiłem plecak  go nie było- Cholera gwizdnęli mi plecak - odparłem  zawiedziony.

- Nie brzmi zbytnio odpowiedzialnie - skomentował  mężczyzna. 

- Odwonię później- odparłem 

- Naprawdę nie musisz - i zakończył połączenie.

Zawiedziony całą akcją w bankomacie i rozmową poprowadzoną z Hoganem odszedłem od tego miejsca zakładając maskę  by nikt mnie nie odkrył, wracałem do domu było ciemno i dość późno a nie chciałem by ciocia May się denerwowała. Byłem już pod swoim blokiem, muszę wejść tak do mieszkania żeby nie zauważyła mnie  ciocia. Zacząłem się wspinać po bloku w stronę okna do mojego pokoju. Jak najostrożniej otworzyłem okno i z gracją pająka wszedłem do mieszkania przyczepiając się do sufitu nogami i rękoma obserwując przez cały czas otwarte drzwi przez które było wydać iż ciocia robi coś w kuchni. W pokoju świeciła jedynie lampka przy piętrowym łóżku i  żyrandol  na suficie która dawała nie wiele światła.  Nogą zamknąłem powoli okno by nie narobić hałasu,  wciąż patrząc się w otwarte drzwi. Powoli  zacząłem poruszać się w przód omijając żyrandol. Zatrzymałem się metr przed dziwami, wziąłem prawą rękę do przodu i strzeliłem pajęczą siecią w stronę drzwi, powoli by ciocia nie słyszała zamykałem pokój. Drzwi były trochę stare i zawiasy w trakcie gdy je poruszałem zaczęły cicho skrzypic. Odkleiłem  nogi od powieszeni sufitu, trzymając jedynie jedną dłoniom a w sumie czubkami palców powierzchnię lekko się kołysząc i stawający na nogi cały czas wpatrując się drzwi  szybko je domknąłem. Wypuściłem powietrze z ust dopiero teraz odkrywając że przez ten czas cały czas trzymał je w płucach.  Z zadowoleniem że mi się udało odwróciłem się w stronę łózka, a wtedy wstaniem jak wryty. No to mam kłopoty.

Na piętrowym łóżku siedział zadziwiony i zakłopotany Ned, miał otwartą buzię i oczy wielkie jak pięciozłotówki. No to mam przejebane,  już pomnie. Wstał na równe nogi przez co wywalił na podłogę w połowie skończoną gwiazdę śmierci z Lego przy tym robiąc wielki hałas. Z oddali mieszkania słyszałem krzyk i  kroki  cioci.

I LOVE YOU 3000 / Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz