Rozdział 12

118 5 0
                                    

Po całej sytuacji jaka zdarzyła się w moim pokoju, siedziałem z ciocią May w tajskiej restauracji jedząc kolacje. Nie byłem w najlepszym humorze, co ciocia chyba zauważyła, wiedziałem już że zaraz zaczną się pytania.

-  Co się stało, myślałam że lubisz larb*?  Jest zbyt larbisty ? - zażartowała, wiem że chciała mi jedynie polepszyć humor, ale byłem na tyle przygnębiony że tylko zwróciłem na nią swoją uwagę, oblizałem spierzchnięte usta i dalej dłubałem na talerzu.

- Za mało larbitsty ? - potrząsnąłem głową.

- Ile razy  mam jeszcze powtórzyć słowo ''larb'' zanim się odezwiesz?- popatrzyła na mnie z udawaną czułością - wiesz, że cię larbię?- i przegryzła sztucznie wargę, wiem że próbuję ze mnie wyciągnąć co mnie trapi, ale niestety nie mogę nic wspomnieć, jeszcze chcę pożyć.

- Stresuję się, Ten staż... po prostu jestem zmęczony, dużo pracy.

- Ten staż u Starka... muszę ci wyznać, że nie jestem fanką Tony'ego Starka - popatrzyłem na nią lekko zdziwiony, pamiętam nadal jak była ze mnie dumna gdy dowiedziała się o stażu.

-  Wciąż jesteś rozkojarzony, ciągle o nim myślisz- wyjaśniała, wiem że dalej coś mówiła, próbowałem ją słuchać,  ale ukradkiem zerknąłem na wprost jej gdzie na ścianie wisiała nie wielka plazma, który akurat był włączony na kanale z wiadomościami. Bardziej skupiłam się na tym co mówił redaktor.

- Popularny w Queens bar z kanapkami Delmara ( wiem że w poprzednim rozdziale pomyliłam jego nazwisko) został dziś w nocy zniszczony przez wybuch, po tym, jak banda złodziei zaatakowała, lokalny stróż prawa... Spider-Man. Gdy Spider-Man próbował udaremnić kradzież, złodzieje uruchomili potężny promień, który zniszczył bar. Na szczęście nikt nie zginął.           

Ciocia popatrzyła się na mnie z przyjętą miną, już wiedziałem co chodzi jej po głowie.

- Kiedy zobaczysz coś takiego,  uciekaj stamtąd co sił.

- Tak.  Oczywiście  - już na tyle ją znam, że czasem lepiej po prostu przytaknąć.

- To tylko sześć przecznic od nas.

- Potrzebnyminowyplecak - powiedziałem szybko do puki była przejęta czymś innym, wiem że wtedy na pewno chciała wiedzieć dlaczego kolejny ras muszę kupić nowe rzeczy.

- Co?... możesz powtórzyć?  -  spytała gdyż nie zrozumiała sensu mych słów.

- Potrzebny mi nowy plecak - tu już mniej pewniej powiedziałem.

- To już piąty w tym roku- tak to nie był już pierwszy raz jak został zwinięty mi plecak.

Już chciała coś powiedzieć, ale w tym samym czasie podszedł jeden z kelnerów.  Cóż uratował mi dupę. Był on ciemnowłosym mężczyzną, z włosami do ramion  i typową urodą dla Tajlandczyków, miał na sobie białą koszule z czarnym krawatem, czarne spodnie i czerwony fartuch. 

- Pudding ryżowy.

- Nie zamawialiśmy go-  poinformowała go ciocia, a on z wielkim uśmiechem który mnie trochę wystraszył, nie sądziłem że można aż tak szeroko się uśmiechać.

- Na koszt firmy - i mrugną do niej okiem.

- O... Okey dzięki-  kelnera uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, jakby to było możliwe i odszedł od naszego stolika z zadowoloną miną. Zerknąłem na May, która zaczęła jeść pudding i miała zaróżowione policzki. Serio nigdy nie widziałem zarumienionej cioci. Zaśmiałem się pod nosem,  ale ciocia to musiała usłyszeć, gdyż podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami.

- Z czego się śmiejesz, co?... co cię tak bawi małolacie?- nie wytrzymałem już i wybuchłem gromkim śmiechem.

- Przepraszam, ale chyba komuś wpadłaś w oko-  ciocia spojrzała na mnie z pod łba, zamyśliła się na chwile i z cwaniackim uśmiechem zaczęła.

 - I kto to mówi, czyżbyś  to nie byłeś  ty który cały czas myśli  o pewnej dziewczynie z klasy- przerażony spojrzałem na nią, cholera z kąt ona to wie, chyba nie widać tego po mnie.

- Nie wiem o czym ty mówisz.

-  Jesteś pewien,  to kto cały czas uśmiecha się do telefonu gdy dostaje wiadomość, zaczął się golić, dłużej brać prysznice oraz używać perfum - ok, ma mnie, no ale chyba każdy chłopak w pewnym wieku zaczyna bardziej dbać o siebie. Prawda?. Westchnąłem zrezygnowany, to jasne że ciocia ma racie i wygrała tą rudę. Przesunęła talerz z puddingiem do mnie i podała łyżkę, odebrałem od niej przedmiot i zjadłem trochę pysznej słodyczy. Oparła się na łokciach i uśmiechnęła się do mnie.

- Wiedz, kim ona jest? Jak się nazywa ta szczęściara?- Popatrzyłem na nią i odłożyłem łyżkę do pustej już miski.

- Mia - uśmiechnęła się  do mnie promienie - Ale to tylko przyjaciółka - szybko wytłumaczyłem.

- Ślicznie, oczywiście tylko przyjaciółka... a jak na nazwisko?... Znam ją? - o kurczę i co teraz, nie tak dawno mówiła że nie przepadała za panem Starkiem. Ok raz grozi śmierci, nie chce w tym też ją okłamać, za dużo już tego.

- Nie znasz, nie dawno doszła do naszej szkoły...

- A jak ma na nazwisko? chcę wiedzieć kto się kręci przy moim chłopcu.

Uśmiechnąłem się do niej, zawsze będzie mnie traktować jak małego chłopca.

- Stark - oparłem i czekałem na reakcje.

- Mia Stark...  jak Tony Stark?- dopytywała.

- Tak, to jego córka.

- Aaa- przeciągnęła sylabę i przytakiwała głową jakby coś właśnie zrozumiała  - To dla tego.

- To znaczy?- nie rozumiałem za bardzo o co jej teraz chodzi.

- To dla tego tak się starasz dla pana Starka, chcesz zrobić na nim dobre wrażenie, by zgodził się na wasz zwózek.

- Co, to nie tak...  To znaczy Mia to moja przyjaciółka- szybko mówiłem zestresowany. Lubię Mie i to bardzo, ale nigdy bym nie wykorzystał do tego jej ojca- A pyzatym  ona mnie na pewno tak nie lubi jak myślisz - dodałem trochę zawiedziony.

May tylko się domenie uśmiechnęła i pogłaskała po głowie. Już nie ciągnęła tego tematu, dojedliśmy na spokojnie kolacje a następnie zapłaciliśmy. Szybko wróciliśmy do domu gdyż restauracja nie była tak daleko, jedynie przecznice dalej. Wykąpany położyłem się do łózka i szybko zasnąłem. Czeka mnie jutro kolejny ciężki dzień w szkole.    


*Larb-pikantna sałatka charakterystyczna dla kuchni laotańskiej, łącząca w sobie pikantne, kwaśne, słodkie, gorzkie i słone smaki.

I LOVE YOU 3000 / Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz