Po całej sytuacji jaka zdarzyła się w moim pokoju, siedziałem z ciocią May w tajskiej restauracji jedząc kolacje. Nie byłem w najlepszym humorze, co ciocia chyba zauważyła, wiedziałem już że zaraz zaczną się pytania.
- Co się stało, myślałam że lubisz larb*? Jest zbyt larbisty ? - zażartowała, wiem że chciała mi jedynie polepszyć humor, ale byłem na tyle przygnębiony że tylko zwróciłem na nią swoją uwagę, oblizałem spierzchnięte usta i dalej dłubałem na talerzu.
- Za mało larbitsty ? - potrząsnąłem głową.
- Ile razy mam jeszcze powtórzyć słowo ''larb'' zanim się odezwiesz?- popatrzyła na mnie z udawaną czułością - wiesz, że cię larbię?- i przegryzła sztucznie wargę, wiem że próbuję ze mnie wyciągnąć co mnie trapi, ale niestety nie mogę nic wspomnieć, jeszcze chcę pożyć.
- Stresuję się, Ten staż... po prostu jestem zmęczony, dużo pracy.
- Ten staż u Starka... muszę ci wyznać, że nie jestem fanką Tony'ego Starka - popatrzyłem na nią lekko zdziwiony, pamiętam nadal jak była ze mnie dumna gdy dowiedziała się o stażu.
- Wciąż jesteś rozkojarzony, ciągle o nim myślisz- wyjaśniała, wiem że dalej coś mówiła, próbowałem ją słuchać, ale ukradkiem zerknąłem na wprost jej gdzie na ścianie wisiała nie wielka plazma, który akurat był włączony na kanale z wiadomościami. Bardziej skupiłam się na tym co mówił redaktor.
- Popularny w Queens bar z kanapkami Delmara ( wiem że w poprzednim rozdziale pomyliłam jego nazwisko) został dziś w nocy zniszczony przez wybuch, po tym, jak banda złodziei zaatakowała, lokalny stróż prawa... Spider-Man. Gdy Spider-Man próbował udaremnić kradzież, złodzieje uruchomili potężny promień, który zniszczył bar. Na szczęście nikt nie zginął.
Ciocia popatrzyła się na mnie z przyjętą miną, już wiedziałem co chodzi jej po głowie.
- Kiedy zobaczysz coś takiego, uciekaj stamtąd co sił.
- Tak. Oczywiście - już na tyle ją znam, że czasem lepiej po prostu przytaknąć.
- To tylko sześć przecznic od nas.
- Potrzebnyminowyplecak - powiedziałem szybko do puki była przejęta czymś innym, wiem że wtedy na pewno chciała wiedzieć dlaczego kolejny ras muszę kupić nowe rzeczy.
- Co?... możesz powtórzyć? - spytała gdyż nie zrozumiała sensu mych słów.
- Potrzebny mi nowy plecak - tu już mniej pewniej powiedziałem.
- To już piąty w tym roku- tak to nie był już pierwszy raz jak został zwinięty mi plecak.
Już chciała coś powiedzieć, ale w tym samym czasie podszedł jeden z kelnerów. Cóż uratował mi dupę. Był on ciemnowłosym mężczyzną, z włosami do ramion i typową urodą dla Tajlandczyków, miał na sobie białą koszule z czarnym krawatem, czarne spodnie i czerwony fartuch.
- Pudding ryżowy.
- Nie zamawialiśmy go- poinformowała go ciocia, a on z wielkim uśmiechem który mnie trochę wystraszył, nie sądziłem że można aż tak szeroko się uśmiechać.
- Na koszt firmy - i mrugną do niej okiem.
- O... Okey dzięki- kelnera uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej, jakby to było możliwe i odszedł od naszego stolika z zadowoloną miną. Zerknąłem na May, która zaczęła jeść pudding i miała zaróżowione policzki. Serio nigdy nie widziałem zarumienionej cioci. Zaśmiałem się pod nosem, ale ciocia to musiała usłyszeć, gdyż podniosła głowę do góry i spojrzała na mnie przymrużonymi oczami.
- Z czego się śmiejesz, co?... co cię tak bawi małolacie?- nie wytrzymałem już i wybuchłem gromkim śmiechem.
- Przepraszam, ale chyba komuś wpadłaś w oko- ciocia spojrzała na mnie z pod łba, zamyśliła się na chwile i z cwaniackim uśmiechem zaczęła.
- I kto to mówi, czyżbyś to nie byłeś ty który cały czas myśli o pewnej dziewczynie z klasy- przerażony spojrzałem na nią, cholera z kąt ona to wie, chyba nie widać tego po mnie.
- Nie wiem o czym ty mówisz.
- Jesteś pewien, to kto cały czas uśmiecha się do telefonu gdy dostaje wiadomość, zaczął się golić, dłużej brać prysznice oraz używać perfum - ok, ma mnie, no ale chyba każdy chłopak w pewnym wieku zaczyna bardziej dbać o siebie. Prawda?. Westchnąłem zrezygnowany, to jasne że ciocia ma racie i wygrała tą rudę. Przesunęła talerz z puddingiem do mnie i podała łyżkę, odebrałem od niej przedmiot i zjadłem trochę pysznej słodyczy. Oparła się na łokciach i uśmiechnęła się do mnie.
- Wiedz, kim ona jest? Jak się nazywa ta szczęściara?- Popatrzyłem na nią i odłożyłem łyżkę do pustej już miski.
- Mia - uśmiechnęła się do mnie promienie - Ale to tylko przyjaciółka - szybko wytłumaczyłem.
- Ślicznie, oczywiście tylko przyjaciółka... a jak na nazwisko?... Znam ją? - o kurczę i co teraz, nie tak dawno mówiła że nie przepadała za panem Starkiem. Ok raz grozi śmierci, nie chce w tym też ją okłamać, za dużo już tego.
- Nie znasz, nie dawno doszła do naszej szkoły...
- A jak ma na nazwisko? chcę wiedzieć kto się kręci przy moim chłopcu.
Uśmiechnąłem się do niej, zawsze będzie mnie traktować jak małego chłopca.
- Stark - oparłem i czekałem na reakcje.
- Mia Stark... jak Tony Stark?- dopytywała.
- Tak, to jego córka.
- Aaa- przeciągnęła sylabę i przytakiwała głową jakby coś właśnie zrozumiała - To dla tego.
- To znaczy?- nie rozumiałem za bardzo o co jej teraz chodzi.
- To dla tego tak się starasz dla pana Starka, chcesz zrobić na nim dobre wrażenie, by zgodził się na wasz zwózek.
- Co, to nie tak... To znaczy Mia to moja przyjaciółka- szybko mówiłem zestresowany. Lubię Mie i to bardzo, ale nigdy bym nie wykorzystał do tego jej ojca- A pyzatym ona mnie na pewno tak nie lubi jak myślisz - dodałem trochę zawiedziony.
May tylko się domenie uśmiechnęła i pogłaskała po głowie. Już nie ciągnęła tego tematu, dojedliśmy na spokojnie kolacje a następnie zapłaciliśmy. Szybko wróciliśmy do domu gdyż restauracja nie była tak daleko, jedynie przecznice dalej. Wykąpany położyłem się do łózka i szybko zasnąłem. Czeka mnie jutro kolejny ciężki dzień w szkole.
*Larb-pikantna sałatka charakterystyczna dla kuchni laotańskiej, łącząca w sobie pikantne, kwaśne, słodkie, gorzkie i słone smaki.
CZYTASZ
I LOVE YOU 3000 / Peter Parker
FantasyMłoda milionerka która chcę poczuci trochę normalnego życia , i przestać być wciąż w cieniu swego ukochanego ojca . Niestety a może stety na jej drodze staje nieśmiały przystojny kujonek który ma w sobie wielką tajemnicę .Czy młoda dziewczyna da so...