🌼Rozdział V🌼

8 3 24
                                    

Na niebie gdzie nie gdzie pojawiały się już duże, ciemne obłoki. Zbliżała się pora deszczowa. Igły drzew, błyszczały w świetle promieni słonecznych. Jęczmienna Łapa rozejrzała się dokoła. Nie rozpoznawała tego miejsca, ani trochę. To na pewno nie był las, który znajdował się na ich terytorium. W oddali można było ujrzeć ostre zarysy szczytów pokrytych białym puchem. Świergot ptaków rozpraszał się echem po całej polanie.
- Co to za miejsce?- Mruknęła sama do siebie. Z transu zamyślenia wyrwała ją zimna kropla rozpryskująca się na jej małym nosie. Po tej chwili na ziemię spadło kilka kolejnych kropelek deszczu, a potem jeszcze więcej. Na niebie trzasnął piorun. Wyglądało to tak jakby miał je rozerwać. Całe piękno tego lasu zniknęło i zastąpił je szary, nędzny smutek. Ptaki przestały śpiewać swoją melodie i pochowały się do swoich diupli. Ciepłe promienie słońca zniknęły i zastąpił je chłodny wiatr. Las w mgnieniu oka zalała mleczno biała mgła.
- To twoja wina!- Rozbrzmiał czyjś głos. Jęczmienna Łapa podskoczyła gdy kolejny piorun przerwał chwilową ciszę.- To twoja wina!

Po raz kolejny czyjś głos rozniósł się echem po lesie. Tym razem bardziej jasna kotka mogła wychwytać barwę głosu. To z decydowanie była jej matka; Różany Potok!

- Różany Potoku! Tak się cieszę, że ciebie słyszę.- Wykrzyczała młoda uczennica. Niestety nikt jej nie opowiedział. Rozejrzała się, a z mgły wyszła szczupła kotka; jej matka i spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem jakby wcale jej nie widziała.
- Róż...any P-Potoku?- Zająkała się Jęczmienna Łapa. Co się tutaj na Klan Księżyca dzieje!?- Wszystko w porządku?- Dodała ciszej i wbiła pazurki w ziemię.

Nakrapiana zwróciła swój przerażony wzrok ku łapom uczennicy. Jęczmienna Łapa również powędrowała za wzrokiem swojej rodzicielki i to co ujrzała o mało nie zwaliło jej z nóg. Z jej łap ściekała szkarłatna ciesz; krew. To okropne!
- Co to jest? Ja nic nie zrobiłam!- Wrzasnęła głośno, a Różany Potok zmierzyła ją swoim lodowatym spojrzeniem. Nie, nie! Czy ona posądza mnie o morderstwo jakiegoś kota?

Dawna karmicielka powędrowała wzrokiem swoich jasnych, złotych oczu na szlak krwi na ciemno-zielonej trawie. Jęczmienna Łapa zrobiła to samo i ujrzała ciało Modrzewiowej Łapy. Mój brat! Przecież go nie zabiłam!- Pomyślała zrozpaczona i zdesperowana rzuciła się na ziemne ciało brata i wtuliła się w jego posklejane futro.

- To twoja wina!- Wykrztusiła z siebie Różany Potok i rzuciła się prosto na Jeczmienną Łapę. Przed jej oczami zamigotały białe kły kotki, a potem nastała oślepiająca ciemność.

- Jęczmienna Łapo! Zbudź się w końcu, przespałaś połowę dnia!- Jej uszy stanęły dęba na znajomy głos; Mlecznej Łapy. Czy ta kotka nigdy nie da jej spokoju? Chociaż była jej wdzięczna za to, że wybudziła ją z tego okropnego koszmaru.
Westchnęła głośno i wstała ociężale ze swojego posłania z mchu. Bolały ją strasznie mięśnie i łapy jakby przed chwilą uganiała się za zającem.

- Ile można było ciebie budzić? Mam dla ciebie mysz. Dobrze Ci zrobi taki posiłek.- Mleczna Łapa rzuciła jej przed nos zwierzynę, a ta zjadła ją w mgnieniu oka i nawet nie podziękowała.
- Ominęłam coś?- Mruknęła zaspana.

- Nie. Tylko Janowcowa Burza jest na ciebie wściekły, bo spałaś sobie w najlepsze zamiast iść z nim na trening.- Zakpiła z niej starsza uczennica. Ah, to niby dlaczego nie mógł jej zbudzić? Nie zjadłaby go za to!

- Dlaczego mnie nie obudził?-Zmrużyła oczy zawiedziona.
- Próbował! Zwyczajnie się nie dało. Przez chwilę myślał, że nie żyjesz czy coś.- Zaśmiała się i położyła koniuszek swojego ogona na barku beżowej kotki ze współczuciem.- Stwierdził, że pójdzie na patrol i poczeka aż wstaniesz. Z resztą nie był na jednym patrolu tylko już na dwóch, ale cieszę się, że w końcu wstałaś.- Posłała jej uśmiech. To nie było tak, że Jęczmienna Łapa nie lubiła Mlecznej Łapy tylko zwyczajnie ją irytowała. Od czasu gdy młoda kotka przeniosła się ze żłobka do legowiska uczniów to ciągle ta natrętna mleczna kotka ją prześladowała. Łaziła za nią często, zaczepiała ją lub wtykała czubek swojego nosa w nie swoje sprawy.

- No dobra, to gdzie mogę znaleźć mojego mentora?

- Jest już w obozie.- Starsza uczennica miauknęła stanowczo i wyszła z legowiska uczniów.- Powodzenia, możesz stracić ogon przy rozmowie z nim!- Krzyknęła za sobą w formie żartu, przynajmniej taką nadzieję miała Jęczmienna Łapa.

Przeciągnęła się mocno tak aby usłyszeć kilka strzyknięć w jej kręgosłupie i wyszła z ciemnego legowiska uczniów. Od razu na jej twarzy zawitał uśmiech przez oślepiające słoneczne promienie. Przynajmniej zapomniała o tym strasznym śnie i mogła się rozluźnić. Niestety jej mięśnie ponownie się spieły gdy ujrzała Janowcową Burze idącego w jej stronę z dziwnymi płomykami w oczach. Już po mnie.- Pomyślała.

- Oo! Jęczmienna Łapo! Jak miło mi jest widzieć twój uradowana pyszczek na widok mnie.- Zmierzył wzrokiem uczennice. Widać było po nim, że był trochę zawiedziony.- Ile można było czekać aż się obudzisz?

- Ja.. Przyśnił mi się koszmar po prostu i no.. Nie mogłam się obudzić.- Wbiła wzrok w swoje łapy. Było jej jednak trochę przykro, że go wystawiła bo w końcu umówili się dziś o konkretnej porze dnia na trening, a ona szczerze mówiąc o tym kompletnie zapomniała.

- Dobrze, rozumiem. To tylko jakiś głupi sen.- Mruknął na pocieszenie.- A teraz chodź. Nie będziemy dzisiaj polować na nic. Bardziej pokaże ci dziś na przykład, jak nie spłoszyć zwierzyny przypadkiem czy też poprawną pozę łowiecką.- Mruknął już trochę bardziej rozchmurzony i nie czekając na odpowiedź uczennicy ruszył w stronę wyjścia z legowiska. Oczywiście uczennica podreptała za nim tylko trochę wolniej. Przez chwilę myślała o tym całym śnie i słowach kocura.

Co jeśli jednak miał znaczenie.. I to ona zabije swojego brata!

Wojownicy | Ścieżka CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz