Nawet po wielkiej emancypacji androidów, Connor w swojej pracy przechodził wiele upokorzeń. Pierwszym było mu nadanie absurdalnego stopnia "cyberdetektywa" i zapewnienie, że niezależnie od tego, jak daleko awansuje, nie pozbędzie się przedrostka "cyber-". Ustanowiono tę zasadę, aby ludzcy policjanci nie musieli konkurować z wyposażonymi w skany i inne narzędzia androidami. W teorii – w praktyce i tak chodziło o segregację i tak już podzielonego społeczeństwa.
Z jednej strony obawiano się Connora, twierdząc, że jego ponadludzkie umiejętności to zagrożenie dla uczciwie pracujących funkcjonariuszy, a z drugiej traktowano go z góry. W oczach wielu nie ewoluował nigdy ponad kawał plastiku, niezdolny do własnych odczuć i emocji. Detektywi, z którymi współpracował, często uważali, że nie rozumie ludzkich uczuć i nie powinien wtrącać się w sprawy, które wymagają ich zrozumienia. Morderstwa w afekcie, na przykład. Niezależnie od tego, jak wspaniałe wyniki przynosiły prowadzone przez niego przesłuchania, nikt nie chciał wierzyć, że naprawdę umiał dotrzeć do człowieka. I niektórzy chyba już nigdy nie uwierzą.
A teraz jeszcze to.
W milczeniu zerkał za okno, udając, że zaśnieżone ulice Detroit zajmują go bez reszty. Hank zaś udawał, że zajmuje go prowadzenie auta. Żaden z nich nic nie mówił. Connor nie chciał się rozpłakać, a porucznik...cóż, on po prostu nie wiedział, jak go pocieszyć.
Android wciąż pamiętał, kiedy Hank wrócił z biura Fowlera, jeszcze bardziej ponury, niż wcześniej. RK800 niczego nie podejrzewał. Uprzejmie zapytał, czy komendant wezwał go na reprymendę, czy pochwałę. Ale nie spodziewał się odpowiedzi.
– Connor, eee...Fowler powołał nowy zespół do sprawy tego...no...prasa nazywa go "Kwiaciarzem".
– To świetnie, poruczniku, przyda się pomocna dłoń. To już druga ofiara, a my nadal mamy tylko jeden, mały trop. W dodatku nie wiemy, co z nim zrobić – odparł. Hank pokręcił wtedy głową.
– Nie. Fowler zawołał do siebie tych, których wyznaczył do tego zespołu – powiedział, wiedząc, że ktoś to wreszcie musi zrobić. – Tak mi przykro, Connor, ale ciebie w nim nie będzie.
Cyberdetektyw rozumiał tę decyzję. Prasa zaczęła mocno interesować się sprawą Kwiaciarza, a jeśli dowiedziała się, że jednym z głównych śledczych w tej sprawie jest android, mogłoby wybuchnąć pewne poruszenie. Utrwaliłaby się opinia, że policja w Stanach umie tylko czekać na pomoc FBI, które na razie miało na głowie o wiele ważniejszych kryminalistów, niż gang florystów z Detroit. Ale kiedy dotarło do niego, że właśnie został odsunięty, czuł się po prostu jak idiota.
Hank chrząknął cicho, zakręcając na zatłoczonym skrzyżowaniu.
– Connor, eee...
– Nie przejmuj się mną – odpowiedział android, ze wzrokiem nadal skierowanym za szybę samochodu. – Wszystko w porządku. Mam nadzieję, że uda wam się szybko rozwiązać tę sprawę.
Hank wiedział, że nie usłyszał wtedy prawdy, ale postanowił zostawić Connora w spokoju i ciszy, jakiej potrzebował. Dojechali do domu, nie mówiąc już ani jednego słowa więcej. W milczeniu również weszli do środka, a porucznik, jak zwykle po pracy, nalał sobie szklankę whisky. Connor nie kucnął, aby przytulić merdającego ogonem Sumo. Uśmiechnął się tylko do niego, słabo, jakby sam się do tego zmuszał.
Hank włączył telewizję, ale android nie chciał oglądać. Właściwie to chciał włączyć odczuwanie temperatury i wziąć ciepły prysznic, żeby jakoś zmyć z siebie cały ten beznadziejny dzień. Zanim jednak zdążył podnieść się z krzesła z kuchni i pójść do łazienki, jego telefon zawibrował.
CZYTASZ
Krew ma kolor bordo 【Detroit Become Human - Connor x m!OC】
Mystery / ThrillerPonad rok po wydarzeniach, które na zawsze zmieniły Detroit i jego postrzeganie androidów, Connor nadal ma problemy z identyfikacją samego siebie w świecie, który nadal spiera się, co to tak naprawdę znaczy "być człowiekiem". Pozostawiając dalszą wa...