♥Kim jesteś, Anthony? ♥

185 30 0
                                    

Następnego dnia Connor nie mógł skupić się na niczym, co robił (nie, żeby trafiało do niego coś ważnego, od kiedy odsunięto go od sprawy). Cały czas jego wzrok wędrował w kierunku Anthonego, który jak gdyby nigdy nic podlewał paprotki na komisariacie i robił kawę wszystkim dokoła.

– Dzień dobry, poruczniku Andeson. Cześć, Connor – powiedział, kiedy pojawili się na DPD Central Station. Hank, jak zwykle, ledwie skinął w jego kierunku głową, ale android zatrzymał się koło niego.

– Cześć. Dobrze spałeś? – zapytał, a Anthony uśmiechnął się i kiwnął głową.

– Tak, ku memu własnemu zaskoczeniu – zażartował, a Connorowi stanął przed oczami obraz blondyna palącego papierosa przed hotelem, uratowanego od jakiegoś starego zboczeńca tylko dzięki Sumo.

Connor przestał obracać w ręku monetę pod biurkiem na wspomnienie tego, z jaką łatwością Anthony kłamał. Spojrzał na niego. Kserował jakieś akta, gwiżdżąc pod nosem czołówkę najpopularniejszego serialu na kablówce. Zupełnie nieprzejęty.

Kiedy nastał czas na przerwę, Connor wstał zza biurka, chociaż zwykle sobie odpuszczał. Widział, że Anthony udaje się na dach, pewnie po to, żeby zapalić, i chciał iść za nim. Hank wyjrzał zza monitora swojego komputera na ten widok.

– Idziesz gdzieś? – zapytał z zaskoczeniem.

– Na przerwę.

– Hm. No dobra – odparł nieufnie. Chyba wiedział, że nie chodziło o odpoczynek, ale nie powiedział ani słowa. Może to i lepiej.

Connor wszedł na szary, betonowy dach DPD Central Station, gdzie na barierce opierał się Anthony, przyglądając się leniwie ruchowi na trzeciej ulicy. Nie palił, choć z daleka tak to mogło wyglądać. Android podszedł do niego, krokiem powolnym, ale konsekwentnym.

– Cześć – powiedział blondyn bezmyślnie. – Jak idzie?

– W porządku. Od kiedy nie pracuję nad Kwiaciarzem, wykonuję zadania, których raczej nie da się zawalić.

– Jak i ja – mruknął, a Connor kiwnął głową.

Nastąpiła chwila ciszy. RK800 zastanawiał się, jak najlepiej mógł to rozegrać, ale w końcu zdecydował się na dobijającą szczerość, choć jeszcze nie nadszedł czas, by odkrywać wszystkie asy.

– Zastanawiam się, dlaczego w ogóle zostałeś tu zatrudniony, Anthony – powiedział spokojnie. Anthonego zdziwiły jego słowa.

– No, najwyraźniej byłem potrzebny – stwierdził.

– Na stanowisku, które wcześniej nie istniało? Jeśli już miałoby się pojawić, to raczej dla kogoś z trzema dekadami doświadczenia i po dobrych studiach, którego szkoda by nie przyjąć. Nie sądzisz, że to dziwne? – zapytał Connor. Blondyn wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Ja robię, co mi każą.

– Ach tak? – mruknął.

Anthony spojrzał na niego z poirytowaniem.

– Próbujesz coś przez to powiedzieć? – spytał. Connor kiwnął głową.

– Tak. Sądzę, że coś przede mną ukrywasz, Anthony.

Chłopak uśmiechnął się szeroko. Niesamowite. Jeszcze przed chwilą był zły, a teraz szczerze się uśmiechał. Prawdziwa zagadka; jednej chwili myślał to, drugiej tamto, nigdy dokładnie nie wiadomo, co. Za każdym razem pozostawiał Connora w zadumie. Patrząc mu w oczy, android zadawał sobie tylko jedno pytanie.

Krew ma kolor bordo 【Detroit Become Human - Connor x m!OC】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz