Episode 25

40 3 1
                                    

Dwudziestego stycznia William spóźnił się na casting do szkolnego przedstawienia. Nie było tego złego, bo spóźnili się wszyscy. Cóż, z wyjątkiem Dyrygenta, który obsługiwał sprzęt nagłaśniający i zawsze był na czas.

Sharon i William wpadli do sali niczym wichura, by sekundę później natknąć się na chłodne, zirytowane i zniecierpliwione spojrzenie Dyra, otwarcie mówiące o tym, jak bardzo zdegustowany był ich zachowaniem.

— Sharon — odezwał się ponuro — przeklinam ten dzień, w którym ci nieświadomi twojego zaniżonego IQ uczniowie postanowili wybrać cię na przewodniczącego szkoły — powiedział, po czym odhaczył coś w notesie, który trzymał w lewej ręce.

Daniels zrobił to, w czym był najlepszy, czyli posłał starszemu chłopakowi swój niewinny uśmieszek.

— Ciebie też miło widzieć, Dyr — zapewnił serdecznie, poklepując przyjaciela po ramieniu. Następnie rozejrzał się po auli. — Nie widzę tłumów. Czyżbyśmy nie byli jedynymi, którzy się spóźnili?

Dyr zignorował ten przytyk, prawdopodobnie wychodząc z założenia, że jako przewodniczący, Sharon powinien być we właściwym miejscu, o właściwym czasie. A że przeważnie nie był, nie zamierzał się dłużej o to wykłócać.

— Gdzie Anne? — spytał zamiast tego, skanując wzrokiem przedsionek, z którego przed momentem wyłonili się Daniels i William.

— Nie przyjdzie, ma jeszcze lekcje — wyjaśnił szybko Sharon, ciesząc się, że zna odpowiedź chociaż na to pytanie. — Ma jakiś test, nie mogła się zwolnić — dopowiedział.

— To znaczy, że pieczę nad całym tym przedsięwzięciem mam powierzyć tobie? — wywnioskował ze zdegustowanym wyrazem twarzy Dyrygent. Westchnął z rezygnacją. — Błagam cię, Sharon, nie narób większego chaosu, niż jest w tej cholernej tragedii — poprosił, po czym podał Danielsowi mikroport i odszedł na drugą stronę sali do grupki zbierających się tam uczniów.

— Pff — parsknął lekceważąco Sharon. — Chaosu? Dobre sobie — stwierdził kpiąco. — Nie będzie żadnego chaosu, mam wszystko pod kontrolą — dodał z leniwym uśmieszkiem, opierając się o statyw z mikrofonem obok. — To, że nie ma Anne, nie znaczy, że zaraz coś musi się stać...

Statyw przechylił się niebezpiecznie i runął na podłogę, rozsypując dookoła pełno śrubek i innych części o dziwnych kształtach. Daniels zachwiał się, szybko próbując zachować równowagę, po czym założył ramiona na pierś i rozejrzał się, czy aby nikt na niego nie patrzył.

William wbił wzrok w rozwalony statyw.

— To chyba nie było dobrze przykręcone — stwierdził, po czym wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Danielsem. Oboje wzruszyli ramionami.

— Dyr, ktoś przewrócił twój statyw! — zawołał Sharon przez całą salę, po czym z subtelnym pośpiechem we dwójkę oddalili się z miejsca zbrodni.

W ciągu kilku następnych minut w auli zebrali się wszyscy kandydaci do poszczególnych ról. Na sali panował hałas, podczas gdy wszyscy domniemani aktorzy powtarzali swoje kwestie, a Dyrygent prowadził próbę dźwięku wszystkich mikrofonów po kolei. Sharon bawił się swoim mikroportem, zupełnie tak jakby była to najlepsza zabawka jaką kiedykolwiek dostał.

— Zobaczysz — zwrócił się do Willa. — Kiedy będę miał helikopter, będę miał też takie mikroporty. Będziemy siedzieć obok siebie i mówić przez mikrofon — ekscytował się. — Jak zrobię licencję, będziemy zapieprzać tą machiną wszędzie, nawet po mleko do spożywczaka...

— Mikroport numer cztery proszony jest o wyłączenie — rozległ się głos Dyrygenta z głośników w rogach sali. — Tak, Sharon, chodzi o ciebie — dodał ze znudzeniem.
Daniels zmarszczył gniewnie brwi, ale wyłączył mikroport. Odwrócił się do Willa.

Skład Przedstawicieli Prozaicznych OsobliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz