Episode 1

241 17 2
                                    

Ludzie. Wszędzie byli ludzie.

Sharon nie potrafił stwierdzić, czy to bardziej absorbujące i fascynujące, czy może dobijające i rozpraszające. Ludzie byli przecież tacy zmienni, a to powodowało, że nastawienie do nich również zmieniało swoją naturę.

Nie przyszedł na stołówkę, żeby zaspokoić głód. Mimo że od rana prawie nic nie jadł, był to dzień zbyt wielu wrażeń, by dodatkowo zawracać sobie głowę jedzeniem. Daniels przyszedł tu z jednego powodu, a powód ten siedział samotnie przy jednym ze stolików, przeglądając gazetę. A przynajmniej Sharonowi wydawało się to gazetą, póki nie podszedł bliżej.

— Hej, przepraszam? — zaczął grzecznie. Starszy chłopak odwrócił się przez ramię w jego stronę. — To ciebie nazywają Dyrygentem? — spytał, spoglądając na kartki rozłożone na stole przed nieznajomym. Wszystkie były od góry do dołu pokryte systemami nut.

Chłopak wpatrywał się chwilę w Danielsa, unosząc brwi.

— To zależy, kto pyta. Większość uczniów mówi mi Dyrygent — odparł tonem nie do końca serdecznym, ale też nie wypranym z emocji. Sharon poczuł, że bardzo trudno jest mu w jakikolwiek sposób określić tego człowieka.

— A pozostała mniejszość? — spytał zaciekawiony Sharon.

— Nie odzywa się w ogóle — mruknął starszy chłopak.

— Jestem Daniels Sharon — przedstawił się Daniels, z każdym słowem nabierając coraz większej śmiałości. Obszedł Dyrygenta i usiadł po jego lewej stronie. — Dyrygent to... jakiś twój tytuł, coś od nazwiska...?

— Można powiedzieć, że pseudonim artystyczny — mruknął starszy uczeń. — Określa to, w czym jestem najlepszy. — Jego wzrok spoczął na rozłożonych na stole partyturach. — Chcesz czegoś konkretnego? — spytał, widząc, że Sharon nie odchodzi, tylko tępo się w niego wpatruje.

— Cóż — zaczął Daniels, wyraźnie ucieszony, że nie kazano mu odejść. — Dyrektor powiedział, że mogę się do ciebie zgłosić, jeśli będę potrzebował pomocy z ogarnięciem szkoły w pierwszych dniach, a potem zasłyszałem, że masz kontakty tu i ówdzie, więc stwierdziłem, że warto byłoby cię poznać...

— Dyrektor mówił ci, że co...?

— ...a potem zacząłem pytać o ciebie przy różnych okazjach. Od samego rana! W końcu jakiś gość z maturalnej powiedział, że siedzisz tu często podczas przerwy obiadowej i...

— Czekaj, kto ci powiedział...?

— ...potem już tylko czekałem, aż zadzwoni dzwonek. Chwilę zajęło mi odnalezienie stołówki, ale oto jestem. — Wskazał na siebie z dumą na twarzy. — Pomyślałem, że zakumpluję się, czy coś. W końcu ponoć budzisz respekt. — Uniósł brew.

Dyrygent siedział, wpatrując się w niego i czekając w obawie, że to nie koniec monologu chłopaka. Kiedy jednak Daniels nie odezwał się przez następne pół minuty, Dyrygent westchnął ciężko, po czym zabrał głos.

— Strasznie dużo mówisz — zauważył. Sharon wzruszył ramionami. — Wyznam ci coś. — Dyrygent nachylił się odrobinę, po czym uśmiechnął się ponuro. — Nie wszyscy dyplomaci skończyli tę szkołę bez wrogów na karku.

Był pewien, że chłopak chciał coś odparować — widział to w jego oczach! — ale w tej samej chwili kilka stolików dalej rozległ się głośny trzask i kilka podniesionych głosów tonących w salwie śmiechu.

Obydwoje obrócili głowy w tamtą stronę, by ujrzeć gwałtownie popchniętego, a następnie podnoszącego się z krzesła wysokiego chłopaka z burzą nieokrzesanych czarnych włosów na głowie, ubranego w granatową, zapinaną koszulę i czarne jeansy. Minę miał wyraźnie rozgniewaną, co nie uszło uwadze i ciekawości Sharona. Popatrzył wymownie na Dyrygenta, który tylko ze znudzeniem przewrócił oczami i wrócił do przeglądania nut.

Skład Przedstawicieli Prozaicznych OsobliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz