Episode 10

52 9 1
                                    

W niedzielę o ósmej czternaście Daniels wyszedł z łazienki — ubrany i wykąpany — by następnie skierować się do kuchni — głodny i radosny.

Zastał tam siedzących już przy stole przyjaciół oraz panią Kryie i Maggie krzątające się przy blacie. Najwyraźniej wszystko wróciło do normy, ponieważ Barron — mimo że wczoraj wyjątkowo miał na sobie zwykłe jeansy i T-shirt — teraz znów ubrany był elegancko, w czarne spodnie i białą koszulę z szelkami. Daniels uśmiechnął się pod nosem. Pewne rzeczy nie przemijają, nieważne, co miał na ten temat do powiedzenia pan Kohelet.

Edwards siedział w jeansach i koszulce z logiem musicalu Jesus Christ Superstar, z mokrymi jeszcze po kąpieli włosami, kończąc właśnie tosta z dżemem. Damian zaś huśtał się na krześle, popijając ostatki swojej kawy.

— Smacznego wszystkim — odezwał się w progu Daniels.

Pani Kryie odwróciła się przez ramię, posyłając mu ciepły uśmiech.

— Siadaj, siadaj, zanim chłopcy wszystko zjedzą — poleciła radośnie.

Sharon odwzajemnił uśmiech, kierując się do stołu zastawionego taką ilością jedzenia, że szczere wątpił, by dla kogokolwiek mogło czegoś zabraknąć. Maggie podeszła do stołu z dwoma kubkami herbaty. Postawiła przed Danielsem  jeden z nich, siadając obok, a chłopak wykorzystał ten moment, by pocałować ją krótko na powitanie.

— Sam? — zagadnął Sharon, marszcząc brwi. — Wyglądasz, jakbyś umierał od środka — stwierdził, wskazując na niego widelcem.

— Skrycie przeżywa to, że nie pamięta totalnie niczego z ostatniej nocy — roześmiał się złośliwie Damian. — Masz słabą głowę, stary, to nie nasza wina — zwrócił się do Barrona. — Gdybyś częściej z nami pił, przyzwyczaiłbyś się — dodał.

— Co roku mi to robicie — jęknął cierpiętniczo Sam, podpierając głowę ręką w geście zmęczenia. — Ostatnie, co pamiętam, to jak Sharon zaczął grać Hadestown — wyznał.

— Ale — zawahał się William — on nie grał Hadestown — stwierdził, marszcząc brwi. Barron złapał się za nasadę nosa, zamykając oczy.

— Nie martw się — pocieszył go Damian, klepiąc go po ramieniu. — Nie zrobiłeś niczego głupiego. Przyznałeś jedynie, że dziedziny ścisłe z matematyką na czele możemy sobie wszyscy wsadzić w dupę i zająć się własną stroną artystyczną — powiedział.

— Co proszę...? — Samuel zamrugał kilka razy.

— To prawda. Zaangażowałeś się do tego stopnia, że zdecydowałeś się na praktyki u samego Dyrygenta — dodał z niewinnym uśmieszkiem Sharon, dolewając sobie soku pomarańczowego.

Barron otworzył szerzej oczy, nie mogąc zapanować nad władnym szokiem.

— W porządku, teraz żartujecie — odezwał się niepewnie. W ramach odpowiedzi otrzymał jedynie wzruszenia ramion i beztroskie uśmiechy. — William? — Posłał Edwardsowi bezsilne spojrzenie.

— Cóż mogę rzec...? — Will posłał przyjacielowi przepraszający uśmiech.

I ty, Brutusie, przeciwko mnie? — zacytował z bólem Barron. William roześmiał się. — To karygodne — zwrócił się z wyrzutem do Sharona. — Doprawdy, Danielsie, myślałem, że teraz, kiedy jesteś z nami, chociaż ty zachowasz szczątki zdrowego rozsądku i powstrzymasz rozlew alkoholu.

— Już ci mówiłem, że wolę stronę rozrywkową — przypomniał Daniels, mrugając porozumiewawczo.

— Jesteś sam jeden na trzech — zauważył Damian z szatańskim uśmieszkiem.

Skład Przedstawicieli Prozaicznych OsobliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz