Przez kilka, może kilkanaście sekund nie działo się zupełnie nic. Ktoś zatrzymał odtwarzacz. Chwilę zajęło im przywyknięcie do zapalonego błękitnego światła rozlewającego się po całym pomieszczeniu. Rolety elektryczne wciąż zasłaniały każde okno w klubie. Jedyny punkt, w jaki mogli się wpatrywać, to pistolet, który bezpardonowo ciążył w ręce Jacoba stojącego po drugiej stronie parkietu.
Nie celował w nich. Jeszcze nie. Po prostu trzymał go w ręce opuszczonej wzdłuż ciała, a jego palce w maniakalnym geście przebiegały po kolbie.
Dyrygent stał obok niego. Nie patrzył na nic konkretnego. Wyglądał na zamyślonego i może odrobinę zdezorientowanego. Sharon miał ochotę podejść do niego i uderzyć go. I prawdopodobnie jedyna rzecz, jaka go przed tym powstrzymała, to fakt, że gang dysponował bronią palną.
— Więc? — zaczął od nowa Jake, rozglądając się teatralnie i wyrzucając ręce w doniosłej gestykulacji. Przyjaciele wstrzymali oddech, nie odrywając wzroku od pistoletu. — Ktoś zechce wytłumaczyć mi, dlaczego urządzacie przyjęcie w moim klubie za moimi plecami? — spytał z ironią, posyłając Sharonowi zawiedzione spojrzenie. — Chociaż chwila! — obruszył się nagle. — Nie ma muzyki, światła zgaszone… i te wasze przerażone twarze… — Uśmiechnął się niebezpiecznie. — To wygląda jak włamanie — syknął, teatralnie zaskoczony.
Sharon pomyślał, że to niewyobrażalnie wielka ironia, że akurat w tej chwili nie ma nic do powiedzenia.
Jacob wbił w niego filtrujące spojrzenie, przekrzywiając lekko głowę.
— Och, Danielsie — westchnął ostentacyjnie. — Rozczarowujesz mnie, wiesz? Ponieważ wszyscy naokoło ciągle powtarzają, jaki to jesteś błyskotliwy, a ja zacząłem w to wierzyć. — Posłał mu smutny uśmiech. — Powiedz chociaż szczerze: przemyślałeś w ogóle moją propozycję?
Daniels odruchowo parsknął ironicznie. Zmusił się, by oderwać wzrok od pistoletu i spojrzeć na Jacoba, ale zrobił to tylko dlatego, że miał pewność, że Anne obserwuje wszystko naokoło.
— Twoją propozycję? — powtórzył. — Jake, to zaszło już za daleko. Popatrz, co tu się dzieje. — Starał się, naprawdę starał się, by jego głos nie brzmiał agresywnie.
— Nie doszłoby do tego, gdybyście nie zaczęli kombinować — stwierdził Jacob. — Mogłeś się po prostu zgodzić, Danielsie. I szczerze mówiąc, jestem w szoku. — Chwycił się za serce. — Byłem pewien, że jesteś taki inteligentny. A teraz zabawa się skończyła. Wiem, po co tutaj przyszliście. — Rozbawienie zniknęło z jego oczu, a zastąpił je chłód. — Oddajcie maile — rozkazał.
— C-co…? Nie ma mowy — zaprzeczył natychmiast Sharon. — Barron musi wiedzieć, co się tutaj dzieje!
Jacob z westchnięciem przewrócił oczami.
— Wy wszyscy jesteście tacy nudni — jęknął, od niechcenia unosząc pistolet i celując prosto w Danielsa.
— W porządku, stój, ja mam maile! — Głos Edwardsa poniósł się echem po Salonach w chwili, gdy instynktownie ruszył się ze swojego miejsca, by stanąć przed Sharonem z uniesionymi rękami w geście niewinności. Nikt inny się nie poruszył.
William nawiązał kontakt wzrokowy z Jacobem. Przełknął ślinę.
— Ja mam maile — powtórzył powoli. — Zdjęcia w telefonie.
— Oho, to może być zabawne — parsknął Lureer z szyderczym uśmiechem.
— Usuń je — nakazał Leszczynsky, nie przestając celować w Edwardsa.
CZYTASZ
Skład Przedstawicieli Prozaicznych Osobliwości
Teen FictionDaniels Sharon - nowy uczeń londyńskiego liceum - niesamowicie szybko wkręca się do paczki przyjaciół Samuela Barrona. Jego przybycie wiąże się z osobliwym ciągiem następnych wydarzeń, angażując w to mnóstwo osób trzecich. Chyba wszyscy nastolatkow...