O tym, że wylatuje na Dzień Niepodległości do Polski, Damian dowiedział się stanowczo zbyt późno.
Historia kryjąca się za tym była taka, że aż do ostatniej chwili jego rodzice podejmowali decyzję, czy powinni lecieć na kontynent z dwójką dzieci już na początku tygodnia szkolnego. Jedenasty listopada wypadał w tym roku w środę, a lot mieli zarezerwowany na poniedziałek rano, powrotny zaś dopiero w czwartek w nocy. W tamtym roku nie było takiego problemu — święto wypadało w poniedziałek, więc w środę Damian i Maggie już pojawili się w szkole. Teraz miał uciec im cały tydzień.
Ostatecznie jednak w niedzielę, o godzinie ósmej wieczorem, pani Kryie wpadła do pokoju syna, by powiedzieć mu, że o siódmej rano następnego dnia muszą być na lotnisku. Dodała coś o tym, by wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. I żeby, broń Boże, Damian nie zapomniał o garniturze od cioci.
Damian jedynie przewrócił wymyślnie oczami, po czym wyjął walizkę z szafy i rozłożył ją na łóżku. Pakowanie nigdy nie było jego mocną stroną. Od dwóch lat, gdziekolwiek jechał, zawsze pakował go William. Teraz było już za późno, by ściągać go do Hounslow, więc jedynie zadzwonił do niego, włączając od razu tryb głośnomówiący.
— Hm? — usłyszał leniwe mruknięcie po drugiej stronie.
— Edwards — rzucił pół pytaniem, pół stwierdzeniem Damian.
— Obecny — odparł William.
— Co robisz? — spytał chłopak, podchodząc do szafy i wyjmując z niej losową stertę ubrań. — Brzmisz, jakbym właśnie przerwał ci hibernację zimową — dodał zgryźliwie.
— Właściwie to hibernacja nie brzmi źle — stwierdził William, a po jego tonie Damian wyczuł, że chłopak unosi kąciki ust. — Robię zadania na zajęcia do Teerling, bo nie mam już nieprzygotowań, a jakoś nie uśmiecha mi się pisać do Sama w tej kwestii.
Damian westchnął cierpiętniczo.
— Nie mów mi, że między wami też jest jakiś problem — powiedział błagalnie.
— W tej chwili problemy są pomiędzy każdym z nas — zauważył ze skrzywieniem Edwards. — I niestety to ty jesteś jedyną osobą, od której zależy zakończenie wojny.
— Pierdolę, koniec tematu — uciął ze znudzeniem Damian. — Nie po to dzwonię. Szykuje się piekło, stary, jutro rano wylatuję na Dzień Niepodległości.
— O cholera — skomentował Edwards. — I mówisz dopiero teraz?
— Moi starzy byli wyjątkowo niezdecydowani aż do dzisiaj — wyjaśnił kpiąco Damian. — Pomóż mi, co mam wziąć?
— Kiedy wracasz?
— Z czwartku na piątek.
— Dobra. — W tle dało się usłyszeć trzask rzucanego podręcznika. Damian domyślił się, że najpewniej jego przyjaciel leżał na łóżku, a hałas spowodowany był rzuceniem na podłogę podręcznika od matematyki.
Już chwilę później William był w trakcje dyktowania mu szczegółowej listy rzeczy do spakowania — tak dokładnej, że podawał dosłownie konkretne sztuki ubrań, które Damian miał wziąć. Można by powiedzieć, że znał szafę przyjaciela dokładniej, niż on sam. Po czterdziestu minutach tej strategicznej rozmowy w końcu udało im się dojść do pożądanych rezultatów. Walizka Damiana leżała — póki co jeszcze otwarta — prawie całkowicie spakowana na podłodze obok szafy. On sam zaś rzucił się ze zmęczeniem na łóżko obok leżącego na poduszce telefonu z wciąż włączoną rozmową na głośnomówiącym.
— I nie przemycaj ostrych przedmiotów na lotnisku — upomniał go Edwards profesorskim tonem. — Daj znać, jak wylądujesz, a do tego czasu nie wyłączaj trybu samolotowego — dodał.
![](https://img.wattpad.com/cover/228527010-288-k626523.jpg)
CZYTASZ
Skład Przedstawicieli Prozaicznych Osobliwości
Novela JuvenilDaniels Sharon - nowy uczeń londyńskiego liceum - niesamowicie szybko wkręca się do paczki przyjaciół Samuela Barrona. Jego przybycie wiąże się z osobliwym ciągiem następnych wydarzeń, angażując w to mnóstwo osób trzecich. Chyba wszyscy nastolatkow...