Episode 2

102 13 1
                                    

Apartament Edwardsów bez wątpienia należał do kogoś niezwykle bogatego.
To była pierwsza myśl, jaka przyszła Sharonowi do głowy po przekroczeniu progu.

Już z zewnątrz dom wyglądał na niezwykle drogi i bogato wystrojony, ale widok wewnątrz przechodził ludzkie pojęcie. Wszystko urządzone było w nowoczesnym stylu. Korytarz był przestronny i jasny, co sprawiało wizualne wrażenie jeszcze większej przestrzeni. Na przeciwko wejścia znajdowały się szklane schody prowadzące na górę, a oświetlane były przez zamontowane na spodzie stopni złote ledy. W prawo Will poprowadził ich do wielkiego salonu połączonego z kuchnią. Jedna ze ścian pokoju była przeszklona i miała wyjście na ogromny taras — kiedy Sharon stanął trochę bliżej, dostrzegł jacuzzi i kilka leżaków.

Przypomniał sobie po chwili, że ponadto Jonathan Edwards posiada własny jacht.

Coś białego przemknęło mu przed nogami, żeby następnie wskoczyć na oparcie jednej z trzech kanap — ustawionych w półkole przed telewizorem. Sharon odszukał wzrokiem białą istotę, ze zdziwieniem stwierdzając, że to najzwyklejszy kot. Nie rozumiał, dlaczego było to dla niego aż tak nieprawdopodobne, ale po zobaczeniu takiego domu jego oczekiwania mimowolnie wzrosły do chęci zobaczenia co najmniej tygrysa bengalskiego.

— Masz kota — skomentował tylko.

— Zgadnij, jak go nazwał — polecił ze śmiechem Damian.

Na chwilę zapadła głucha cisza, przez którą Sharon próbował rozważyć wszystkie opcje imion bohaterów z utworów Shakespeara, po czym zmarszczył brwi i spytał z zawahaniem:

— Klaudiusz? Macduff? Horacy?

William uciekł wzrokiem.

— Banquo — odparł zmieszany. Damian wybuchnął śmiechem na widok jego pełnego wyrzutów wyrazu twarzy. — Co się szczerzysz? — Edwards obrzucił go urażonym spojrzeniem. — Ty nie umiałeś wymienić żadnych drugoplanowych postaci Shakespeara. — Zmierzył przyjaciela nieprzychylnym spojrzeniem.

Barron usiadł na środkowej kanapie, a Banquo wskoczył mu po chwili na kolana, zostawiając na jego sztruksowych spodniach białą sierść. Chłopak westchnął, ale nic nie powiedział. Edwards parsknął śmiechem, wiedząc, jakie pytanie zaraz padnie.

— Jasne, już idę po rolkę do ubrań — powiedział i skierował się w stronę korytarza, najpewniej do łazienki. — Damian, ogarnij coś z barku — zawołał na odchodnym.

Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Już po chwili wracał z kuchni z kilkoma butelkami piwa.

— I rodzice Willa nie skumają, że czegoś im brakuje? — upewnił się Daniels, kiedy Damian włożył mu do ręki butelkę.

— Jego ojciec jest do końca tygodnia w Brighton, poza tym jeszcze nigdy nie ogarnął, że podbieramy mu alkohol — wyjaśnił Damian. — Matka z nimi nie mieszka. Jego rodzice są po rozwodzie, on został z ojcem, a jego brat wyjechał do Blackpool z matką.

— Ma brata? — zdziwił się Sharon. — Sprawia wrażenie jedynaka... Który jest starszy? — spytał, choć był pewien, że nie powinien. To nie jego interes.

— Jonathan Junior, ma imię po ojcu — odparł Barron. — Jest starszy o trzy lata. Nie dogadywali się w dzieciństwie. Właściwie Will uznaje się za jedynaka.

Damian położył się na drugiej kanapie, opierając nogi o podłokietnik i wyciągając telefon z kieszeni.

— Będziemy coś oglądać, czy tylko pić i rozwodzić się nad rodowodem Edwardsów? — spytał, nie odrywając wzroku od ekranu urządzenia.

Skład Przedstawicieli Prozaicznych OsobliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz